Sunday, October 10, 2010

Misja specjalna 05.10.2010.KATASTROFA SMOLENSK

Misja specjalna 05.10.2010.KATASTROFA SMOLENSK

http://www.youtube.com/watch?v=F35-SxEKSKA&feature=email

Friday, October 8, 2010

Batalia w Sejmie dotycząca przyszłorocznego budżetu red. Maciej Goniszewski redaktor naczelny Gazety Bankowej

Batalia w Sejmie dotycząca przyszłorocznego budżetu red. Maciej Goniszewski redaktor naczelny Gazety Bankowej

(2010-10-08)


http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=23161

Sunday, September 26, 2010

Bronisław Wildstein 26.09.2010 - Jarosław Kaczyński

Bronisław Wildstein 26.09.2010 - Jarosław Kaczyński
part1

part2
"Upadek polskiej polityki zagranicznej" (Tv Trwam)
prof. Mieczysław Ryba (2010-09-23) Rozmowy niedokończone

słuchaj
zapisz

"Upadek polskiej polityki zagranicznej" (cz. II)
prof. Mieczysław Ryba (2010-09-23) Rozmowy niedokończone

słuchaj
zapisz

"Upadek polskiej polityki zagranicznej" (cz. III)
prof. Mieczysław Ryba (2010-09-23) Rozmowy niedokończone

słuchaj
zapisz

Sunday, July 18, 2010

Klania sie Lech Bajan z Washington DC prosimy przekazac do grupy www.tvinterpolonia.com o Grunwaldzie

Klania sie Lech Bajan z Washington DC prosimy przekazac do grupy www.tvinterpolonia.com o Grunwaldzie

Sunday, July 4, 2010

Komunikaty Ministerstwa Prawdy Bez strachu, bracia katolicy, odbijemy IPN i rozliczymy się z tą POlszewicką zgrają zdrajców narodu jak Komorowski.

Komunikaty Ministerstwa Prawdy Bez strachu, bracia katolicy, odbijemy IPN i rozliczymy się z tą POlszewicką zgrają zdrajców narodu jak Komorowski.

Posted by Włodek Kuliński - Wirtualna Polonia w dniu 2010-07-04
part1

part2

part3

part4
Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 4: Harcerze z Marszałkiem


Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 5: By żyło się lepiej!

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 6: Wielka Woda (21.05.2010)

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 7: Fronda

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 8: Reakcyjna noc

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 10: Czarne skrzynki

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 11: Wielka Rzeszowska


Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 12: Spisek wykryty

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 13: Zgoda buduje

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 14: Woda po stronie demokracji

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 15: Belka w oku reakcji


Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 16: Cyrk Palikota

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 17: 48 godzin


Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 18: Artykuł 70


Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 19: Wymiany


Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 20: Pierwsza tura wygrana

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 21: Kto z nami?

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 22: Parapety

Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 23: Twarze kaczyzmu

Friday, June 25, 2010

Film: "Generał polskich nadziei - Władysław Anders" Uczmy sie z Historii dla Polski glos na Jarka Kaczynskiego

Film: "Generał polskich nadziei - Władysław Anders" Uczmy sie z Historii dla Polski glos na Jarka Kaczynskiego

GENERAŁ POLSKICH NADZIEI ENGLISH

Generał Władysław Anders

Minister Józef Beck w Sejmie

This song is about the Battle of Wizna in Poland 1939 where Cpt Raginis and his brave 720 soliders defended Wizna from the nazis.
Polish subtitles.

www.sabaton.net

Credits:

Camera: Tomasz Nowak
Editing: Bartek Bretes
Directed by: Jacek Raginis
Production: EUROWORK & STUDIES'
ZASTRZELIMY JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO !!! - PALIKOT W SZTABIE KOMOROWSKIEGO

Sunday, June 20, 2010

Kto blokuje Polski Gaz? Bezpieczeństwo energetyczne w kontekście gazu łupkowego.

Kto blokuje Polski Gaz? Bezpieczeństwo energetyczne w kontekście gazu łupkowego.
kontekście gazu łupkowego cz. I
prof. KUL dr hab. Romuald Szeremietiew, dr hab. inż. Zbigniew Wrzesiński, inż. Wiktor Stanisław Michałowski - redaktor naczelny kwartalnika "Rurociągi" (2010-06-17) Rozmowy niedokończone

słuchaj
zapisz
Polska gazowym Eldorado (1/2)

Polska gazowym Eldorado (2/2)

Wednesday, June 9, 2010

Bronislaw Komorowski and Platforma Obywatelska video poetry

Bronislaw Komorowski and Platforma Obywatelska video poetry



Komorowski i WSI 2/3

Komorowski i WSI 2/3

Monday, May 17, 2010

Bronisław Komorowski i jego kolesie czy za taka Polske zginela Inka w 1946?

Bronisław Komorowski i jego kolesie czy za taka Polske zginela Inka w 1946?

Pan Piotr Szubarczyk, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku, podaje nazwiska morderców z Urzędu Bezpieczeństwa, komunistycznego sądownictwa i prokuratury odpowiedzialnych za śmierć INKI, zbrodniarzy bezkarnych do dziś...
Fragment reportażu poświęconego pamięci Danuty Siedzikówny Inki, zrealizowanego i wyemitowanego przez TV Trwam w 2007 roku.

Nasz kandydat już rok wczesniej życzył śmierci Lechowi Kaczyńskiemu?


Sprzedam Polskę – msp.gov.pl
Opublikował/a Włodek Kuliński - Wirtualna Polonia w dniu 2010-05-17

Minister skarbu zamieścił w tygodniku “The Economist” ogłoszenie o sprzedaży ponad 670 polskich spółek z ponad 40 sektorów gospodarkiPod ręką Platformy Obywatelskiej Polska od trzech lat żyje z wyprzedaży majątku poprzednich pokoleń i zaciągania długów na koszt przyszłych. Ekonomiści biją na alarm: sprzedaż strategicznych sektorów gospodarki na rzecz zagranicznych inwestorów nie zasypie dziury budżetowej, za to zwiększy finansowy drenaż Polski i narazi nasz kraj na “wrogie przejęcie”. Prywatyzowanie w kryzysie jest nieracjonalne m.in. dlatego, że firmy prywatne mają teraz znacznie gorszy dostęp do kapitału niż państwa, które są w ocenie rynków bardziej wiarygodnym partnerem w czasach kryzysu.

Gorączkowo szukając pieniędzy na łatanie dziur budżetowych, rząd sprzedaje, co się da, bez względu na to, czy prywatyzacja firmy ma uzasadnienie gospodarcze, czy też nie ma. Wpływy ze sprzedaży majątku państwowego zaplanowano w tym roku na 25 mld zł, ale minister Aleksander Grad licytuje w górę, utrzymując, że sięgną nawet 30 mld złotych. Miliard w górę czy w dół nie zmienia jednak obrazu sytuacji: mimo totalnej wyprzedaży majątku rząd nie zdoła ograniczyć dziury budżetowej do zaplanowanych rozmiarów, czyli 52 mld złotych.
- Szacujemy, że już dziś rzeczywisty deficyt budżetu wynosi 90 mld złotych. Pod koniec roku dług publiczny sięgnie 780-800 mld zł – ocenia główny ekonomista SKOK Janusz Szewczak.
- Prywatyzacyjny rozmach rządu doszedł do punktu, gdy trzeba powiedzieć – nie! Ludzie są zgorszeni beztroską, z jaką rząd wyprzedaje majątek publiczny budowany przez pokolenia – mówi poseł Gabriela Masłowska (PiS), ekonomistka.
Po giełdowym debiucie PZU, za sprawą którego udział Skarbu Państwa w naszej największej ubezpieczeniowej spółce spadł z ponad 50 proc. do 46 proc., rząd przymierza się do sprzedaży zakładów wielkiej syntezy chemicznej. Pod młotek pójdą Zakłady Azotowe Puławy i Zakłady Chemiczne Police. W ostatnich dniach Ministerstwo Skarbu Państwa wystosowało zaproszenie do składania ofert. W obu spółkach rząd zamierza pozbyć się na rzecz inwestora strategicznego większościowych pakietów akcji. Niewykluczone, że jeden nabywca przejmie oba przedsiębiorstwa lub sprywatyzowane zostanie jedno z nich. To tzw. druga grupa chemiczna. Po niej przyjdzie kolej na pierwszą grupę, tj. Ciech, Zakłady Azotowe w Tarnowie (ZAT) i Zakłady Azotowe w Kędzierzynie (ZAK), których w pierwszym podejściu nie udało się sprywatyzować. Niemiecka grupa PCC, która miała wyłączność na negocjacje kupna ZAK i ZAT, zaoferowała tak niekorzystne warunki zapłaty, że strona polska zmuszona była zamknąć ten etap bez rozstrzygnięcia.
Do sprzedaży przeznaczona jest energetyka. Rząd chce zbyć udziały w największych grupach energetycznych – PGE i Tauron. Dotąd była mowa o zachowaniu w rękach Skarbu Państwa strategicznych pakietów akcji, ale minister Aleksander Grad wycofuje się rakiem z tych obietnic. Według ostatnich informacji, w Tauronie ma być sprzedane nie 20 proc., a… 52 proc. akcji. W ręce inwestora trafi też w całości grupa energetyczna Enea. To drugie podejście do prywatyzacji, w pierwszym – prowadzonym w dołku kryzysu – nie wyłoniono nabywcy. Na sprzedaż trafi też pakiet 13 proc. akcji w koncernie naftowym LOTOS, 10 proc. akcji w KGHM “Polska Miedź”, mniejszościowe pakiety w spółkach paliwowych, część spółek związanych z sektorem obronnym, firmy farmaceutyczne oraz dalsze 65 proc. akcji lubelskiej kopalni węgla kamiennego Bogdanka, która zadebiutowała na giełdzie w połowie ubiegłego roku.
Do końca roku ma rozpocząć się sprzedaż warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych – najważniejszej instytucji infrastruktury rynku kapitałowego. Akcje giełdy mają zadebiutować na jej własnym parkiecie. W ubiegłym roku w ostatniej chwili udało się powstrzymać ministra Grada przed wyjątkowo niekorzystną dla gospodarki i samej giełdy sprzedażą GPW inwestorowi branżowemu – niemieckiej Deutsche Boerse.
- Rząd sprzedaje strategiczne dziedziny gospodarki, nie bacząc na kryzys, bo jedyne, co go zaprząta, to narastające kłopoty z płynnością budżetu. Ten gabinet kompletnie nie rozumie, w jakim kierunku rozwija się sytuacja na świecie, i źle nas pozycjonuje – uważa Jerzy Bielewicz, prezes Stowarzyszenia “Przejrzysty Rynek”. – Katastrofa finansowa Grecji to zaledwie czubek góry lodowej, zwiastun kolejnej fali globalnego kryzysu finansowego, który tym razem uderzy najsilniej w Europę, grożąc jej rozpadem – ostrzega finansista.
- Na razie trwa cisza przez burzą, ale musimy mieć świadomość, że brak gruntownej reformy globalnego systemu finansowego spycha świat w kierunku konfliktu. W takiej chwili finanse, obronność, energetyka – to dziedziny, które rządy innych państw mocno dzierżą w ręku – podkreśla Bielewicz.
Zwraca też uwagę, że prywatyzowanie w kryzysie jest nieracjonalne także z tego powodu, że firmy prywatne, w tym największe korporacje, mają obecnie znacznie gorszy dostęp do kapitału niż państwa, które są w ocenie rynków bardziej wiarygodnym partnerem w czasach kryzysu.
- Kredyt korporacyjny obecnie nie istnieje, z wyjątkiem Azji. Banki, w obawie przed stratami, nie chcą pożyczać wielkim korporacjom, a jeśli oferują kredyt, to na bardzo wysoki procent. Tymczasem polskie obligacje rządowe są oprocentowane na poziomie 5 proc., dostęp do kapitału jest więc dla sektora państwowego łatwiejszy – ocenia Bielewicz. – Wejście na giełdę to jednorazowy zastrzyk kapitału, potem prywatny inwestor musi drożej płacić, gdy pożycza na rynkach finansowych – zauważa.

Drenaż kapitału i rynku pracy

- Prywatyzacja na rzecz zagranicznych inwestorów wypycha miejsca pracy z Polski – zwraca uwagę inny finansista związany z Narodowym Bankiem Polskim. Jak tłumaczy, gdy zagraniczny inwestor nabywa akcje w polskiej spółce, dokonując wymiany miliardów środków walutowych na złote, podbija tym samym kurs złotego, czyniąc nasz eksport mniej opłacalnym. Dlatego rezultatem masowej prywatyzacji z udziałem kapitału zagranicznego jest zjawisko przesuwania się miejsc pracy z Polski za granicę.
- Zamieniamy aktywa kapitałowe, które dawałyby nam wieloletnie dochody w kraju, na jednorazową konsumpcję. I to ma być interes? – pyta retorycznie. O ile prywatyzacja na rzecz kapitału zagranicznego niesie negatywne konsekwencje, to prywatyzacja w warunkach kryzysu jest – zdaniem naszego rozmówcy – szkodliwa w dwójnasób.
- Kryzys ma to do siebie, że powoduje zasysanie środków z peryferii globalnych korporacji do centrali, a więc w kierunku odwrotnym niż w czasach prosperity, gdy kapitał dokonuje ekspansji i inwestuje za granicą – wyjaśnia. Oznacza to, że środki finansowe wypracowane w polskich spółkach z chwilą wejścia zagranicznego inwestora strategicznego będą transferowane za granicę poprzez wypłatę zysków, ucieczkę przed podatkami, stosowanie cen transferowych etc. Szczególnie jaskrawo proceder ten widoczny jest w spółkach o charakterze finansowym, tj. bankach i firmach ubezpieczeniowych – np. ING w kryzysie dokonało wielomiliardowej lokaty w zagranicznym banku-matce, jeden z banków wypłacił akcjonariuszom dywidendę przekraczającą zysk itp. Z kolei ceny transferowe to sposób na wyprowadzanie zysków przez zagraniczne sieci supermarketów i firmy, których produkty cechuje wysoki “wsad importowy”.
Premier Donald Tusk i minister Aleksander Grad upatrują “cudownego lekarstwa” w prywatyzacji poprzez giełdę, gdy miejsce zagranicznego inwestora strategicznego zajmuje mniej lub bardziej rozproszony akcjonariat. Wygląda jednak na to, że pokusa drenażu finansowego bynajmniej nie omija spółek giełdowych, tyle że beneficjent się zmienia.
- Spółki o rozproszonym akcjonariacie stają się de facto własnością menedżerów, a akcjonariusze pozostają bez wpływu na zarządzanie. Na przykład włoski UniCredit kontrolowany jest przez kilka fundacji posiadających większe pakiety akcji, a te fundacje kontroluje… zarząd – tłumaczy Bielewicz.
- Amerykańskie banki, które zdefraudowały ogromne pieniądze i zostały wzięte na garnuszek podatników, to przecież… spółki giełdowe – przypomina. Dowodem na to, że menedżerowie firm giełdowych stają się quasi-właścicielami, są np. astronomiczne wynagrodzenia zarządów, niezależne od wyników firmy. – Jak wyliczono w Stanach Zjednoczonych, dochody głównych menedżerów Goldman Sachs przekraczają kwoty dywidend na rzecz akcjonariuszy – podaje przykład.
- Twierdzenie, jakoby prywatyzacja w każdym wypadku gwarantowała szybszy wzrost, jest gołosłowne – twierdzi dr Gabriela Masłowska, ekonomistka, poseł PiS. – Dowodem jest szybki rozwój krajów Dalekiego Wschodu, które – w przeciwieństwie do Polski – odrzuciły plan totalnej prywatyzacji zalecany przez tzw. Konsensus Waszyngtoński [ultraliberalny program gospodarczy MFW i BŚ dla krajów słabo rozwiniętych przedstawiony w 1989 r. - przyp. red.].

Prywatyzacja to nie panaceum

- Najpierw warto zapytać rząd, gdzie się podziało ponad 100 mld zł z dotychczasowej prywatyzacji prowadzonej od początku transformacji. Czy dzięki wyprzedaży tego majątku mamy wyższe emerytury? Czy za te pieniądze zbudowano autostrady? Czy Polacy stali się właścicielami fabryk? Czy budżet ma wyższe wpływy podatkowe? – pyta retorycznie Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. – Powiedzmy wreszcie otwarcie: to była od początku koncepcja pozbawiona perspektywy, ograniczona do doraźnego zatykania luk w finansach publicznych dochodami z wyprzedaży majątku pokoleń – zaznacza.
- Totalna prywatyzacja nie jest panaceum na problemy gospodarcze, przeciwnie – w wielu wypadkach może zaszkodzić – twierdzi Jerzy Bielewicz. Każda dziedzina gospodarki wymaga – jego zdaniem – odrębnej strategii, jeśli chodzi o status własnościowy.
- Po co sprzedawać energetykę inwestorom zagranicznym? Wiadomo, że środki na niezbędne inwestycje będą pozyskiwać na polskim rynku przez zawyżanie cen energii, co narazi polską gospodarkę na utratę konkurencyjności. Po co pozbywać się kontroli nad PZU, PKO BP czy GPW? Inwestorzy przejmują dochodowe spółki finansowe po to, by z nich czerpać zyski, a nie dokładać. Na Zachodzie zaledwie 20 proc. tego sektora znajduje się w rękach zagranicznych, gdy tymczasem w Polsce – 70 proc. – zwraca uwagę Bielewicz.
Małgorzata Goss

www.naszdziennik.pl

Sunday, May 16, 2010

Larum Polskie Polska powstan jak jancuch dzwoni

Larum Polskie Polska powstan jak jancuch dzwoni

Wygrana Bronislawa Komorowskiego oznacza kleske Polski i 65 Miliardow Dolarow dla bogatych ateistow z USA, Nowojorskich, chroniacych Hitlera 1932 to 1945.

Wygrana Bronislawa Komorowskiego oznacza kleske Polski i 65 Miliardow Dolarow dla bogatych ateistow z USA, Nowojorskich, chroniacych Hitlera 1932 to 1945.
Tusk i Platforma Obywateska ma to na sumieniu.
Nie dla Polskich szpitali, na drogi, szkoly, Uniwersytety Polskie ale dla bogatych, ktorzy sie juz dorobili na manipulacji Zlotego
Goldman sachs manipulation of the Polish Zloty.
Profesor jest zdania że nic nikomu się nie należy ( w kwestii odszkodowań )
Wypowiedź z audycji minął miesiąc z Tv Trwam.

Bogusław Wolniewicz o europejskim Dekalogu i nowym Jahwe


Smierć rotmistrza Pileckiego 1/9


ZBRODNIE KOMUNISTÓW- "Gen. August Emil Fieldorf 'Nil' " 1/2

Ile pieniędzy zainwestował B.Komorowski w parabank Janusza Palucha?
Ile pieniędzy zainwestował B.Komorowski w parabank Janusza Palucha?
Skąd dysponował taką kwotą w 1991r.?

Fragment tzw.”Raportu o likwidacji WSI” (strona 78 i 79)

„Służby interesowały się również kontaktami finansowymi Komorowskiego i Rayzachera z Januszem Paluchem, który prowadził tzw. „działalność parabankową”. Komorowski, Rayzacher i Benedyk mieli zainwestować
w przedsięwzięcie Palucha 260 tys. DEM. Płk Janusz Paluch działał wśród oficerów, a jego pośrednikiem
w przyjmowaniu lokat był m.in. ppłk Janusz Rudziński(118).

Po bankructwie Palucha (wiosną 1992 r.) ws. „TOMASZEWSKI”, Bronisław Komorowski i Maciej Rayzacher chcieli odzyskać zainwestowane pieniądze przy pomocy wynajętych firm detektywistycznych, które wkrótce wycofały się
z umowy, obawiając się powiązań politycznych Palucha. Komorowskiemu sugerowano, że pieniądze może odzyskać kontrwywiad WSI, który pomógł innym oszukanym w ten sposób wysokim oficerom WP(119).

„TOMASZEWSKI” twierdził, że fundusze zbierane nieoficjalnie przez Palucha mogły posłużyć do sfinansowania biura wyborczego Lecha Wałęsy lub kandydata przez niego popieranego.(120) W czasie, gdy miał kłopoty
z policją, Paluch ukrywał się w mieszkaniu siostry Wachowskiego w Bydgoszczy a w listopadzie 1994 r.
zaproponował „TOMASZEWSKIEMU” wspólne interesy(121).”

(118) Według „Notatki służbowej” z 14.04.1995 r., sporządzonej przez kpt. Piotra Lenarta z Wydziału 2 Oddziału KW POW, Bronisław Komorowski i Maciej Rayzacher w okresie 1991-92 powierzyli WS. „Tomaszewski” wysokie sumy pieniędzy, aby ten wpłacił je do tzw. „banku Palucha” za pośrednictwem płk. Janusza Rudzińskiego.
Cała suma opiewała na 260 tys.DM. Z odnalezionych dokumentów nie wynika, że WSI interesowały się źródłem
pochodzenia zgromadzonego kapitału. Według rozpoznania Kontrwywiadu Wojskowego, pieniądze wpłacali także
inni wyżsi oficerowie WP.

(119) W notatce WSI stwierdzono, że Rayzacher i Komorowski nie mieli „możliwości żądania zwrotu pieniędzy drogą prawną”. WS Tomaszewski dowiedział się, że „generałom udało się odzyskać pieniądze przy pomocy kontrwywiadu wojskowego”. Próbą odzyskania pieniędzy zajął się w imieniu Komorowskiego i Rayzachera WS „Tomaszewski”. Podjął się on obserwować Demola, w zamian za pomoc w odzyskaniu od Palucha pieniędzy.

W aktach nie ma informacji, czy próby odzyskania zainwestowanych pieniędzy przez ws. „Tomaszewski”, Komorowskiego i Rayzachera w „Bank Palucha” powiodły się. Brak też informacji, skąd tak dużą sumę
posiadali wyżej wymienieni. Nie wiadomo też, jak zakończyło się rozpracowanie Komorowskiego, Rayzachera
oraz wyższych oficerów WP.

Warzechy, Ziemkiewicze i inni. Starczy wam odwagi by zadać te dwa proste pytania?

Wkrótce będą odpowiedzi…
śli Narodowy Bank Polski nie przekaże do budżetu dodatkowych 4 mld zł, marszałek Sejmu może rozpocząć procedurę powołania nowego prezesa banku centralnego. Członkowie RPP mówią wprost: "To szantaż". - Na Piotra Wiesiołka pełniącego obowiązki prezesa NBP po tragicznej śmierci Sławomira Skrzypka wywierany jest polityczny nacisk, aby przekazał do budżetu pieniądze z rezerwy na stabilizację kursu złotego - alarmują rozmówcy "Naszego Dziennika".

- Decyzja rządowej większości w Radzie Polityki Pieniężnej o zwróceniu się do Zarządu NBP o ponowne skalkulowanie ryzyka i oszacowanie rezerwy na ryzyko kursowe jest formą szantażu: "Jak nie zrobicie po naszej myśli - powołamy nowego prezesa NBP" - potwierdza jeden z członków RPP proszący o zachowanie anonimowości.
NBP oszacował ryzyko zmiany kursów walutowych, jakie mogą wystąpić na przestrzeni 10 dni, a nie w skali jednego roku. Według tego wyliczenia odpis na rezerwę kursową umieszczony w sprawozdaniu wynosi 4,2 mld złotych. Sprawozdanie zostało pozytywnie ocenione przez jedną z największych międzynarodowych firm audytorsko-doradczych PriceWaterhouseCoopers. Im wyższy jest odpis na rezerwę wliczany w koszta, tym mniejszy zysk NBP przekaże do budżetu.
Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, przekonuje, że zarząd banku centralnego nie powinien korygować w dół rezerwy w sprawozdaniu, a raczej ją podwyższyć, ponieważ została ona wyliczona na minimalnym możliwym poziomie.
Warto podkreślić, że tuż po katastrofie prezydenckiego samolotu, w której zginął prezes NBP Sławomir Skrzypek, marszałek Sejmu zapowiedział, że wskazanie kandydata na nowego prezesa będzie jedną z pierwszych jego decyzji. Komentatorzy ocenili, że Komorowski powinien jednak pozostawić tę decyzję nowo wybranemu prezydentowi, ponieważ sytuacja finansowa jest stabilna i nie zachodzi konieczność natychmiastowej obsady stanowiska. Ustawa mówi, że w razie nieobecności prezesa NBP jego funkcję obejmuje pierwszy zastępca prezesa, którym jest Piotr Wiesiołek, i to właśnie on przejął stery banku. W następnych dniach marszałek, pod naciskiem rynków finansowych zaniepokojonych perspektywą nominacji szefa banku centralnego z grona osób związanych z koalicją rządową, nieco wyhamował swoje zapędy. Dał jednak do zrozumienia, że będzie podejmował decyzje w zależności od wyniku sporu zarządu NBP z Radą Polityki Pieniężnej, gdzie większość mają członkowie nominowani z rekomendacji koalicji rządzącej. Po ostatnim posiedzeniu RPP Elżbieta Chojna-Duch zapytana, co będzie, jeśli zarząd banku nie zmieni sprawozdania, odpowiedziała, że Rada będzie się zastanawiać, co zrobić, ale oświadczyła, że są też inne różne procedury...
O utrzymaniu niezależności banku centralnego rozstrzygnie najbliższe posiedzenie Rady zaplanowane na 27 i 28 kwietnia. Zarząd ma na nim ponownie przedstawić do oceny sprawozdanie finansowe za 2009 rok. Czy będzie to dotychczasowy dokument, czy przeliczony po myśli rządu - na razie nie wiadomo. Do 30 kwietnia zaakceptowane przez RPP sprawozdanie powinno być przekazane Radzie Ministrów do zatwierdzenia. Dwa tygodnie później 95 proc. rocznego zysku NBP podlega odprowadzeniu do budżetu państwa. Gra toczy się o to, czy będzie to 4,2 mld zł, jak wyliczył bank, czy też dwukrotnie więcej - jak chce rząd - ale kosztem stabilności złotego.


Article by James Conrad on seekingalpha.com (dated from last December)

There is no other leveraged commodity market where short sellers increase their positions, materially, as the price rises, and increase them even more when prices are exploding, except gold and silver. The reason traders don’t normally do that is that it exposes short sellers to unlimited liability and risk. Yet, in both March and July 2008, and on countless occasions over the past 21 years, vast numbers of new gold and silver short positions were temporarily opened up, with the position holders seemingly unconcerned about the fact that precious metals had just risen exponentially, and that there was a very real potential they would bankrupt themselves with unlimited upside potential. Normal traders would not expose themselves to such unlimited risks.

I conclude, therefore, that over the last 21 years or so, “fake” precious metals supply in the form of promises of future delivery have habitually been increased when prices increase until increased “supply” managed to overwhelm increased demand, leading to a temporary price collapse. This is compounded by the fact that the futures prices on COMEX tend to dictate the “official” report price for the precious metals elsewhere.

After the market is broken, shell-shocked leveraged long market participants have always been thrown out of their positions by margin calls, and/or have been happy to sell contracts back to the short sellers at much lower prices. This process has always allowed short sellers to cover short positions at a profit. If for some reason naked shorts needed to deliver, they could always count on various European central banks (and some say the Fed basement repository) to backstop them, releasing tons of physical gold into the market. It seemed that there were always another 34 tons or so of gold dumped at strategic times to bring down fast rising prices. Meanwhile, huge physical market demand in Asia and severe shortages buffered the downside. Because of the physical demand, prices steadily increased but, perhaps, at a much slower pace than would have been the case in the absence of market manipulation.

Rarely was there ever a serious short-squeeze. Rarely, that is, until Friday of last week when the deliveries demanded by non-leveraged long buyers reached record levels. In spite of an avalanche of complaints from gold and silver investors, the CFTC (Commodity Futures Trading Commission) has never bothered to audit even one vault to see if the short sellers really have the alleged gold and silver they claim to have. There is a legal requirement that, in every futures contract that promises to deliver a physical commodity, the short seller must be 90% covered by either a stockpile of the commodity or appropriate forward contracts with primary producers (such as miners). Inaction by CFTC, in the face of obvious market manipulation, implies a historical government endorsed price management.

Things, however, are changing fast. As previously stated, the first major mini-panic among COMEX gold short sellers happened last Friday. As of Wednesday morning, about 11,500 delivery demands for 100 ounce ingots were made at COMEX, which represents about 5% of the previous open interest. Another 2,000 contracts are still open, and a large percentage of those will probably demand delivery. These demands compare to the usual ½ to 1% of all contracts.

The U.S. economy is in shambles. Both commercial and investment banks are insolvent. European central banks no longer want to sell gold. China wants to buy 360 tons of it as soon as humanly possible, and as soon as it can be done without sending the price into the stratosphere. A close look at the Federal Reserve balance sheet tells us that Ben Bernanke eventually intends to devalue the U.S. dollar against gold. There has been a vast expansion of Fed credit, which has risen from $932 billion to $2.25 trillion in the last two and a half months. The Fed has bought nearly all toxic bank assets that were supposed to be purchased pursuant by the $700 billion Congressional bank bailout.

Official bailout funds have been used to buy equity interests in the various banks instead. By avoiding the use of monitored Congressional funds, the Fed has embarked on a secretive campaign to buy toxic assets. They have refused to give any accounting of their activities, even though they are using taxpayer money to do this. The Fed has refused, for example, to comply with a “freedom of information act” request from Bloomberg News. That refusal is now the subject of a major lawsuit.

The Federal Reserve has embarked on the biggest money printing surge in history, though the world economy has yet to feel its effect. To prevent newly printed dollars from causing immediate hyperinflation, these newly printed dollars have been temporarily sequestered into the banking industry’s reserves, rather than being released for general use. This was done in a number of creative ways.

First, the number of “reverse repurchase agreements” has been increased to $97 billion. A “repurchase agreement” is a non-recourse method by which the Fed increases the money supply by paying dollars for collateral. The collateral, in this case, are toxic defaulting mortgage bonds that banks want to be rid of. The cash enters the system and theoretically stimulates the economy because it supplies banks with money to make loans with.

A “reverse repurchase agreement” is the exact opposite. It is a method of reducing the money supply by selling bonds to the banks, and taking the cash back out of the system. In this case, the Fed gave banks cash for toxic defaulting mortgage bonds. Then, it took the same cash back by selling the banks new treasury bills just received from the U.S. Treasury. The Fed, in turn, bought these T-bills with the newly printed dollars. The banks, having gotten rid of toxic assets, were allowed to transfer private risk to the taxpayers. This process bolsters bank balance sheets by privatizing bank profits, and socializing bank losses.

At the same time, the U.S. Treasury has been very busy selling newly printed Treasury bills to anyone foolish enough to buy them. To a large extent, the fools reside overseas, but some reside inside this country, and the sale of these U.S. bonds has resulted in a substantial inflow of foreign reserves to the Treasury. Banks have also been offered favorable interest rates on both reserve and non-reserve deposits held at the Fed.

This was combined with what is probably a tacit agreement by which the banks were given the money and led to redeposit most newly printed cash back into the Fed, in a category known as “Reserve balances with Federal Reserve Banks”. This category has ballooned from $8 billion in September to $578 billion on November 28th.

On October 9, 2008, the Federal Reserve began paying interest on deposits at Federal Reserve Banks. The overnight rate happens to have dropped way below the “official” federal funds rate. Meanwhile, rates paid by the Fed on required deposits are only .1% less than the federal funds rate, and on voluntary deposits only .35% less than the federal funds rate. Accordingly, U.S. banks can engage in a dollar based one-nation carry trade, which further sequesters the newly printed dollars.

Banks are borrowing from the Fed, then taking the same money, redepositing it, and earning a spread on the interest rate differential. Banks can also deposit newly printed dollars into a category known as “Deposits with Federal Reserve Banks, other than reserve balances.” This category also earns interest in a similar way, and has risen from $12 billion to $554 billion in the same time period. The funds will eventually be used for direct lending from the Fed to open market borrowers, at huge levels of risk that even the free-wheeling cowboys who run things at America’s private banks are not willing to accept.

That being said, most money center banks in America are certainly NOT risk averse, even now. People who are bailed out of foolish decisions never become risk averse. They are, however, very insolvent, and, aside from the non-recourse provisions of Fed repurchase agreements, they would prefer, for bad publicity reasons, not to default on their obligations to the Fed. Aside from the newly printed dollars given to them by the Fed and the recent transfer of all risk to the taxpayers, they have no liquidity of their own with which to make new loans. That is why they aren’t making any. The Fed will eventually make the loans itself and take all the risk, while using the private banking system as merely a means for delivery.

Right now, however, the Fed wants to sequester the new dollars, until the U.S. Treasury has finished the major part of its funding activities. That will allow the Treasury to borrow money at very low rates. The Fed intends to feed money into the system, but at the minimum rate needed to prevent the DOW index from staying under 8,000 for any significant period of time. Right now, most measures are designed simply to stop U.S. banking laws from automatically requiring the closure of most big banks.

The extent of manipulations engaged in by this Federal Reserve is mind numbing. The total number of sequestered dollars has now reached well in excess of $1.2 trillion dollars. That means that Fed credit, so far, has been effectively increased only by about 10%, over the last 2.5 months, rather than 150% that appears on the surface of the Fed balance sheet. The rest is temporarily sequestered.

Back in July, the U.S. Treasury, through the ESF (Exchange Stabilization Fund), sold billions of euros and, I believe, established a dollar sequestering “derivative” by paying interest, perhaps in Euros, to foreign money center banks. This was designed to keep dollars out of circulation, overseas. It was the beginning of the dollar bull back on July 15th.

I had thought, at the time, with good reason, that the U.S. would run out of foreign exchange and would be forced to close down the operation within a few months. I underestimated Ben Bernanke.

Instead, the Fed managed to establish currency swap lines with various foreign nations, under the guise of supplying them with dollars. This need for dollars arose partly as a result of the actions of the Fed, in sequestering Eurodollars in July, and partly as a result of the multiple credit default events which triggered over $2.5 trillion worth of selling in the stock and commodities markets, as 50 to 1 leveraged players were forced to cover about $50 billion worth of credit default insurance obligations.

In truth, the Fed needs the foreign currency more than the foreign central banks need dollars. The Fed is using its new foreign currency resources, in part, to control the value of the dollar, and to ensure that U.S. bailout bonds are sold for the highest possible prices at the lowest possible long term costs. Anyone who buys long term Treasury bills is going to lose a fortune of money in the long term.

The Fed has also taken a number of steps beyond those already discussed to restrict aspects of the normal money supply which most strongly affect exchange rates. For example, they only allowed “currency in circulation” to rise by $33 billion in aggregate, while at the same time increasing foreign reverse repurchase agreements to reduce foreign availability of dollars by $30 billion, and reducing the “other liabilities” category dollar availability by another $7 billion. Since it is likely that “other liabilities” involve foreign held dollars, this resulted in a net deficit of $4 billion on foreign exchange markets, as compared to September, 2008.

All these actions, taken together, have supported the dollar overseas, and led to a breakdown of the commodities markets. The adverse effect of a paradoxically rising dollar has been especially severe in dollar dependent commodity producing nations, such as Ukraine.

The net effect is that the U.S. dollar, in spite of terrible fundamentals, is now King of the Currencies once again, at least temporarily. The rising value of the dollar happens also to support naked short sellers of gold and silver, on COMEX, and these are old friends of the Federal Reserve. Supply and demand ultimately determine the price of gold but, in the shorter term, it is inversely tethered to the dollar. When the dollar is artificially high, gold prices will often plunge artificially low.

But, in short, the Fed currently has gained complete control over the value of the dollar. It can now adjust and micromange the dollar on a day-to-day basis. All it needs to do is open and close the “dollar spigot.” When they want the dollar to rise, the Fed can reduce the number of sequestered dollars. When they want it to fall, they simply ease up, releasing dollars into the financial markets. There is only one problem. Real investors are fleeing the stock market, and stock indexes are becoming more and more dependent upon government cash in order to avoid collapse.

People are liquidating holdings in mutual funds, and redeeming against hedge funds at a fantastic rate. This has created heavy downward pressure on stock prices. If the DOW falls below 8,000 for any significant amount of time, most big American insurance companies will be forced to recognize huge losses on their portfolios, and will become insolvent. Insolvent insurers, like insolvent banks, must be closed by their regulators as a matter of law. Obviously, mass insurer bankruptcies would be yet another major destabilizing slap in the face to an increasingly unstable economy.

The Fed now has only two ways to stop this. One is by brute force. It can buy securities directly, through its primary dealers, thereby supporting and pumping up stock prices. It has done a lot of that in the past few weeks, but this method is highly inefficient and costly. It is better to catalyze upward market movement rather than force it. Catalysis of markets involves opening up the money spigot a bit, allowing some of the sequestered funds to bleed back into the system. This allows the stock market to rise or stabilize naturally, as the equivalent of inflation is created mostly in the stock market without substantial bleed through. At the same time, however, opening the money spigot reduces the value of the dollar and causes gold prices to rise. Rising gold price adversely affects COMEX short sellers who are, as previously stated, old friends of the Federal Reserve.

Gold buying enthusiasm, everywhere but at the COMEX, is at record levels, whereas stock market investing appetite is low. For this reason, when the Fed tried to constrict the money supply on Monday, it caused more damage to the stock market than to the price of gold. Gold declined by over 5%, but the S&P 500 collapsed by over 9%. The next day, the Fed eased up on the money supply spigot, allowing the dollar to fall and the stock market to reflate. If the Fed repeats this performance over and over again, stock investor psychology will be seriously harmed. Withdrawals from mutual and hedge funds will accelerate. The stock market will sink at an uncontrollable rate, and the world will surge onward toward Great Depression II, much worse than the first. At some point, there will be nothing the Fed can do about it, no matter what manipulations it attempts. Hopefully Ben Bernanke is aware of the dangerous nature of the game he is playing.

The Federal Reserve must now make a tough choice. In the past, Federal Reserve Chairmen may have felt it necessary to support regular attacks on gold prices to dissuade conservative people from putting a majority of their capital into gold. Now, however, the world economy needs much higher gold prices in order to devalue paper money, not against other currencies in a "beggar thy neighbor" policy, but against itself. This can jump start the system. If the Fed continued to support gold price suppression, that would collapse the stock market far deeper than they can afford, most insurers will end up bankrupt, and there will be no hope of avoiding Great Depression II.

I think Ben Bernanke is aware of this. Gold shorts will be abandoned, to avoid financial catastrophe. In commenting, I take a practical view, accepting what appears to be so, without passing judgment on the acts and omissions of the last 21 years.

Anyone who reads the written works of our Fed Chairman knows that Bernanke’s long term plan involves devaluing the dollar against gold. This is the exact opposite of most prior Fed Chairmen. He has overtly stated his intentions toward gold, many times, in various articles, speeches and treatises written before he became Fed Chairman. He often extols the virtues of former President Franklin Roosevelt’s gold revaluation/dollar devaluation, back in 1934, and credits it with saving the nation from the Great Depression. According to Bernanke, devaluation of the dollar against gold was so effective in stimulating economic activity that the stock market rose sharply in 1934, immediately thereafter. That is something that the Fed wants to see happen again.

It is only a matter of time before gold is allowed to rise to its natural level. Assuming that about half of the current increase in Fed credit is eventually neutralized, the monetized value of gold should be allowed to rise to between $7,500 and $9,000 per ounce as the world goes back to some type of gold standard. In the nearer term, gold will rise to about $2,000 per ounce, as the Fed abandons a hopeless campaign to support COMEX short sellers, in favor of saving the other, more productive, functions of the various banks and insurers.

Revaluation of gold, and a return to the gold standard, is the only way that hyperinflation can be avoided while large numbers of paper currency units are released into the economy. This is because most of the rise in prices can be filtered into gold. As the asset value of gold rises, it will soak up excess dollars, euros, pounds, etc., while the appearance of an increased number of currency units will stimulate investor psychology, and lending and economic output will increase, all over the world. Ben Bernanke and the other members of the FOMC Committee must know this, because it is basic economics.

Many venerable names in banking agree, although none have gone so far as to take their thoughts to the natural conclusion. Both JP Morgan Chase's and Citibank’s analysts, for example, are predicting a huge rise in the price of gold. That is interesting because GATA has come up with fairly compelling evidence that JP Morgan Chase (JPM) and HSBC (HBC) may have been big COMEX naked short sellers in the past.

Goldman Sachs (GS) is also a huge bullion bank, which allegedly is heavily involved in downward gold price manipulation. However, this month, both HSBC and GS took lots of deliveries of gold from COMEX. Given the size and bureaucracy at such firms, it is certainly possible for the majority of traders to be entirely honest, while others, at the same firm, may be totally corrupt.

More important, however, than dwelling on the accuracy of conspiracy theories is the fact that huge international banking firms normally do not take metal deliveries from futures markets. They normally buy on the London spot market. The fact that they are demanding delivery from COMEX means one of two things. Either the London bullion exchanges have run out of gold, or these firms are finding it cheaper to buy gold as a “future” than as a spot exchange.

Smart traders at big firms may be buying on COMEX to sell into the spot market, for a profit. This pricing condition is known as “backwardation”. Backwardation is always the first sign that a huge price rise is about to happen. In the absence of backwardation, there is no rational explanation as to why HSBC, Bank of Nova Scotia (BNS), Goldman Sachs, and others are forcing COMEX to make large deliveries.

The fact that this backwardation is hidden from the public eye is not surprising. In spite of the ostensible existence of a so-called “London fix”, 96% of all OTC transactions are secret and unreported. The transactions happen solely between two parties, and are done opaquely, in complete darkness. The current London fix may well be just as fake as the bank interest rate reports that comprised LIBOR proved to be, just a few months ago.

It won’t matter much if you purchase gold at $750, $800, $850, $900 per ounce, or even much higher. All of these prices will be looking extraordinarily cheap in a few months. The price of our pretty yellow metal is about to explode, and it is probably going to soar, eventually, to levels that not even most gold bugs imagine. COMEX gold shorts will be playing the price a bit longer, in an attempt to shake out some remaining independent leveraged longs. Once that is finished, however, and it will be finished soon, the price will start to rise very quickly.

Sunday, May 9, 2010

Sprawa zabezpieczenia miejsca/lokalizacji tragedii przez Rzad Tuska to kpina z Narodu Polkiego Bogdan Święczkowski - były szef ABW

Sprawa zabezpieczenia miejsca/lokalizacji tragedii przez Rzad Tuska to kpina z Narodu Polkiego Bogdan Święczkowski - były szef ABW
z ofiar o rodzin tragedi. Dlatego mysle ze Komorowski przegra przez to wybory a PO bedzie nadal tracic na popularnosci.
Nawet ze PO i Komorowski publicznie powiedzieli-klamali do Polakow ze strona katastrofy jest zabezpieczona to w swoim umysle ciesza sie i minimalizuja dzialania prokuratury i sluzb specialnych w tej sprawie. Tak samo jak w sprawie Generala Papaly kiety to zadeptano dowody.
1. zabezpecza sie miejsce w minutach 24 godziny na dobe, w godzinach mozna zainstalowac przenosny plot
2. dlaczego nie zrobiono to nie jest wielki koszt?
3. dlaczego nie zainstalowano internetowych kamer 24 godziny na dobe?
To jest maly koszt antena nadawcza z loniska albo najbrizszego budynku, ktory na internet kontact?
Taki plot mozna postawic na 10 hektarach w kilka godzin.
zabatrz wideo
http://www.youtube.com/watch?v=p-yO-GDqe8Q
i zdjecie

http://image.made-in-china.com/2f0j00RBvTLMDracqH/Temporary-Fence-Panels.jpg


Bezpieczeństwo Polski po 10 kwietnia 2010 roku cz. I
Bogdan Święczkowski - były szef ABW (2010-05-08) Rozmowy niedokończone

słuchaj
zapisz

katalog blogówrejestracjazaloguj sięmój blog
zarządzaj kontem
wyloguj się
dodaj do ulubionychRSSPolityka - Kultura - Religia
Artur Bazakredaktor "Teologii Politycznej" 2010-05-09 16:00
Czy polskie państwo zdało egzamin?


20 czerwca jako obywatele Rzeczypospolitej zdecydujemy, czy nasze państwo zdało najważniejszy egzamin.



państwo polskie w obliczu dramatu katastrofy pod Smoleńskiem i jej skutków zdało egzamin. Zdała egzamin konstytucja, zdały egzamin instytucje państwa, zdaliśmy wszyscy. Wszyscy, którzy modlili się wtedy i myśleli, o tym, by państwo polskie potrafiło ten kryzys jak najlepiej pokonać” – mówił Bronisław Komorowski podczas swojego wystąpienia 3 maja na Pl. Piłsudskiego.


Trzeba te słowa kandydata PO na prezydenta przypominać za każdym razem, kiedy dowiadujemy się czegoś nowego na temat okoliczności i wyników śledztwa prowadzonego przez polską prokuraturę oraz komisję, na której czele stoi minister spraw wewnętrznych i administracji.


Najważniejsze śledztwo w historii Rzeczypospolitej prowadził do piątku naczelny prokurator wojskowy płk. Krzysztof Parulski. Człowiek, który – jak twierdzi były szef ABW, Bogdan Święczkowski w wywiadzie dla Radia Maryja – nie ma żadnych kompetencji do przewodzenia tak skomplikowanemu śledztwu. A jak przypomina Cezary Gmyz, dziennikarz śledczy „Rzeczpospolitej”, płk. Parulski do prokuratury wojskowej trafił w stanie wojennym. Sprzeciwiał się otwarcie polityce byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, a śp. Lech Kaczyński blokował wielokrotnie jego nominację generalską. Prokurator generalny Andrzej Seremet odwołał płk. Krzysztofa Pakulskiego z prowadzenia śledztwa i powołał na jego miejsce jednego z najlepszych polskich śledczych, Marka Pasionka.


Stało się 27 dni od katastrofy w Smoleńsku. Jak słusznie wskazuje były szef ABW Bogdan Święczkowski, najważniejsze decyzje dot. śledztwa oraz ustalenia, mające decydujący wpływ na dalszy jego przebieg, podejmowane są w ciągu pierwszych dwóch dni postępowania. Ponadto śledztwo powinno objąć czas przed katastrofą, sama katastrofę oraz wydarzenia tuż po niej. A więc ujawnione powinny zostać wszystkie decyzje polityczne, które doprowadziły m.in. do zorganizowania dwóch oddzielnych uroczystości z udziałem premiera Donalda Tuska i prezydenta RP. W tym obowiązku zastępują polskich, niezależnych ponoć, śledczych dziennikarze i blogerzy. (Tutajmożna wysłuchać całego wywiadu z Bogdanem Święczkowskim). Jeśli to wszystko, co mówi były szef ABW jest prawdą, to być może już nigdy nie dowiemy się całej prawdy o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia pod Smoleńskiem.


„Rzeczpospolita” dotarła do umowy z 7 lipca 1993 r. między resortem MON i rosyjskiego odpowiednika, na podstawie której można było włączyć się w polsko-rosyjskie śledztwo na równorzędnych prawach. Według specjalistów to zaniechanie to skandal i kompromitacja polskiego rządu. Jak dowiadujemy się z treści przesłuchania na komisji infrastruktury Edmunda Klicha, akredytowanego przy Międzypaństwowej Komisji Lotniczej w Moskwie, to Rosjanie wyszli z propozycją Konwencji Chicagowskiej jako podstawy prawnej śledztwa. Czy tak funkcjonuje podmiotowe państwo, członek UE i NATO? Nie, tak działa państwo, które jest petentem i byłą kolonią imperium, z którym nie chcę nawet dzisiaj ryzykować dobrych relacji oddając całkowicie sprawę prowadzenia śledztwa w ręce Rosjan. Wymownym symbolem niech będzie odesłanie z powrotem do Rosji trzeciej czarnej skrzynki, która już trafiła do Polski.


Słowa Bronisława Komorowskiego należy przypominać nieustannie, kiedy rząd Donalda Tuska i pełniący obowiązki prezydenta Rzeczypospolitej Bronisław Komorowski głoszą wielki przełom w stosunkach polsko-rosyjskich.


Przekazanie 67 akt śledztwa rosyjskiej prokuratury na ręce p.o. prezydenta można skomentować tylko jednym słowem: szopka. Otrzymaliśmy dokumenty, które znamy od 1992 r. i zapowiedź odtajnienia kolejnych. Pewnie te zapowiedzi będziemy słyszeć do czasu wyborów. Kiedy już p.o. prezydenta zostanie prezydentem RP, o dalszym odtajnieniu akt możemy tylko pomarzyć. Nawet jeśli są jeszcze jakieś dokumenty, które strona rosyjska dla nas szykuje, obawiam się, że będą to akta, w których nie będzie żadnych istotnych faktów, które mogłyby stanowić podstawę czynności procesowych, mających na celu zadośćuczynienie rodzinom ofiar oraz kwalifikację zbrodni katyńskiej jako ludobójstwa.


Udział Bronisława Komorowskiego i Wojciecha Jaruzelskiego w defiladzie zwycięstwa na Placu Czerwonym to rzeczywiście przełom w relacjach polsko-rosyjskich. Nieobecność najwyższych przedstawicieli USA, Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji i …Białorusi rzuca na nasze stosunki nowe światło. W tym kontekście defilowanie naszej kompanii honorowej w rytm rosyjskiego marszu tuż za wojskami Wspólnoty Niepodległych Państw jest niezwykle wymownym symbolem.


Nie wolno wreszcie o słowach kandydata PO na prezydenta zapominać, gdy obserwujemy, jak partia rządząca przejmuje kolejne niezależne instytucje państwa oraz desygnuje fachowców na ważne stanowiska w imię zachowania ciągłości instytucjonalnej państwa oraz odpowiedzialności za jego właściwe funkcjonowanie.
Proszę prześledzić życiorysy i przyglądać się poszczególnym nominacjom na: szefa Sztabu Generalnego WP, p.o. obowiązki kancelarii prezydenta RP oraz wkrótce szefa IPN i członków KRRiT. Jednym słowem, patrzmy jako obywatele władzy na ręce.


Nie wolno o tym wszystkim zapomnieć, kiedy jako obywatele będziemy realizować swoje podstawowe prawo wrzucając do urny kartę wyborczą 20 czerwca. To my mamy prawo do mówienia, czy nasze państwo zdało egzamin!

Saturday, May 8, 2010

Saakashvili Lech Kaczynski was hero of Georgia

Saakashvili Lech Kaczynski was hero of Georgia

Wednesday, May 5, 2010

International Monetary Fund Miedzynarodowy Fundusz Walutowy z Waszyngtonu chce wepchac dla Poski niepotrzebny kredyt na 20.5 miliarda dolarow

International Monetary Fund Miedzynarodowy Fundusz Walutowy z Waszyngtonu chce wepchac dla Poski niepotrzebny kredyt na 20.5 miliarda dolarow
aby Rzad Donalda Tuska zalatal finance.

Komu na tym zalezy i kto to popiera?
Sama linia kredytowa bez pobrania bedzie kosztowac setki milionow zlotych. Ile szpitali czy szkol mozna za to wybudowac.
Wczesniej Goldman Sachs manipulowal polskim zlotym z teraz chca nas wiecej zadluzyc.
Zdaniem Katarzyny Zajdel-Kurowskiej ktora nie placi podatku w USA i w Polsce reprezentant Polski w IMF na prywatnej rozmowie powiedziala za Polska zawsze glosuje w linii za co im zapłacą starsi i mądrzejsi,
to prawda potwierdzone. Belka tez tam pracuje.

Polacy rodacy prosimy pisac listy protestu i dzwonic do

Kontakt

Centrala
tel. (+48 22) 694 55 55
e-mail: kancelaria@mofnet.gov.pl
adres: Ministerstwo Finansów 00-916 Warszawa ul. Świętokrzyska 12

Kontakt dla dziennikarzy:
tel. (+48 22) 694 36 00, 694 36 04
fax (+48 22) 694 41 77
e-mail: dziennikarze@mofnet.gov.pl

Rzecznik prasowy:
Magdalena Kobos
tel. (+48 22) 694 36 16 kom. 0 601 270 618

Krajowa Informacja Podatkowa czynna od 7.00 do 18.00
Infolinia:
Z tel. stac.: 0 801 055 055
Z tel. kom.: (22) 330 0330

www: http://www.kip.gov.pl
Informacja Celna czynna od 9.00 do 16.00
tel. (+48 22) 694 31 94, 694 30 91
e-mail: Informacja.Celna@mofnet.gov.pl
Dane informacji celnych w poszczególnych izbach celnych znajdują sie w serwisie Służba Celna w dziale "Organizacja Służby Celnej/Izby Celne"

Stanowisko ds. skarg i wniosków
tel. (+48 22) 694 44 81

Departament Rachunkowości
Stanowisko ds. Usługowego Prowadzenia Ksiąg Rachunkowych:
tel. (+48 22) 694 40 91 w godzinach 8.15-16.15
tel. (+48 22) 694 33 58 w godzinach 10.00-12.00

Centralny Rejestr Zastawów Skarbowych:
tel. (+48 22) 694-58-41
tel. (+48 22) 694-57-59
fax (+48 22) 694-54-88
e-mail: DUA@mofnet.gov.pl

Informacje dotyczące Centralnego Rejestru Zastawów Skarbowych zostały opublikowane w serwisie Ministerstwo Finansów w dziale "Informatory / Centralny Rejestr Zastawów Skarbowych"
Komisja Egzaminacyjna ds. Doradztwa Podatkowego:
tel. (+48 22) 694 52 49
fax (+48 22) 694 51 95
e-mail: komisja.doradztwo@mofnet.gov.pl

Biuletyn Skarbowy
tel. (+48 22) 694-30-33
e-mail: dorota.burdach@mofnet.gov.pl

--------------------------------------------------------------
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów jest podzielona na komórki organizacyjne, które mają określone zadania i kompetencje. Działają tu także sekretariaty osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe w KPRM. Komórkami organizacyjnymi Kancelarii, poza gabinetem politycznym Premiera, kierują dyrektorzy.

Kontakt do sekretariatu Dyrektora Generalnego:
telefon: (022) 628 78 70, 694 63 18
faks: (022) 694 72 96
e-mail: bdg@kprm.gov.pl

http://www.premier.gov.pl/kancelaria_premiera/departamenty/

Dane kontaktowe do poszczególnych departamentów znajdują się w dziale DEPARTAMENTY.


The Shock Doctrine




Argentina's Economic Collapse - Part 1 of 12




Sytuacja Polski w oczach MFW pozostaje bez zmian
Wtorek, 13 kwietnia (19:40)
Zdaniem Katarzyny Zajdel-Kurowskiej, przedstawiciela Polski przy MFW, sytuacja Polski po sobotniej katastrofie w oczach MFW i inwestorów zagranicznych nie uległa zmianie. Fundusz podtrzymuje swoje oczekiwania wobec Polski w kwestii działań w polityce fiskalnej i monetarnej oraz ze spokojem oczekuje na decyzje personalne w instytucjach państwowych.

AFP
Zajdel-Kurowska podkreśliła, że z punktu widzenia MFW powinny nadal być realizowane zalecenia, które Fundusz przedstawił Ministerstwu Finansów i NBP w marcu. "Te rekomendacje są dosyć klarowne. W kwestii polityki fiskalnej należy opracować średniookresowy plan konsolidacji finansów tak, aby zadłużenie państwa nie narastało.

W kwestii polityki monetarnej doradzaliśmy, aby nie spieszyć się z podwyżkami stóp, bo ożywienie gospodarcze na świecie, szczególnie w Europie, jest bardzo kruche, nietrwałe. Aby to nie przełożyło się na ożywienie w Polsce na razie doradzamy ostrożność ze zmianami stóp" - powiedziała we wtorek w TVN CNBC Zajdel-Kurowska. "Te zalecenia nie ulegną zmianie i powinniśmy je wprowadzać w życie" - dodała. Zajdel-Kurowska powiedziała, że MFW nie obawia się zakłócenia działalności państwa i instytucji wobec tragicznej śmierci kluczowych dla funkcjonowania państwa osób. "MFW przyjęło ze spokojem wszystkie komentarze od marszałka Komorowskiego, również instytucjonalnie nic nie ulega zmianie.

czytaj dalej


Państwo jest przygotowane do realizowania funkcji państwowych, rząd i NBP działają sprawnie i to jest najważniejsze. Tutaj nie było absolutnie żadnych obaw o zachwianie na rynkach finansowych czy postrzeganie Polski przez inwestorów" - powiedziała. Zajdel-Kurowska dodała, że MFW nie ingeruje w kwestię roli p.o. prezesa NBP Piotra Wiesiołka w RPP. "Do tych spraw podchodzimy w sposób makroekonomiczny, globalny. Każdy członek Funduszu ma swoje uwarunkowania prawne w tych kwestiach.

To są sprawy wewnętrzne i należy je oddać prawnikom. Fundusz nie jest w tej kwestii ekspertem" - powiedziała. "Fundusz obserwuje dalsze wydarzenia i przyjmie te rozstrzygnięcia, które zostaną zastosowane" - dodała. Zajdel-Kurowska uważa, że wobec wysokich rezerw walutowych Polska nie jest narażona na ataki spekulacyjne i złoty nie jest zagrożony. "Wszystkie doświadczenia interwencji na świecie pokazują, że bardzo trudno jest walczyć z trendem. Silne fundamenty gospodarcze przyciągają inwestorów do Polski.

To nie jest zły trend. To co powinno być monitorowane, to tempo napływu kapitału, aby, gdy zmieni się sytuacja w gospodarce światowej i stopy w innych krajach, nie doszło do zbyt gwałtownego odpływu kapitału" - powiedziała. "Interwencje mają duży wymiar psychologiczny. Zawsze gdy bank centralny wchodzi na rynek to ma to wymowny i silny wpływ na inwestorów. Polska ma bardzo wysokie rezerwy walutowe, jest silna i to również jest bardzo ważnym elementem dla inwestorów, bo nie rzucają się oni na kraje, które są silne. Tutaj nie obawiałabym się, żeby coś groziło Polsce i złotemu" - dodała.

Zdaniem Zajdel-Kurowskiej, na ożywienie gospodarcze w Polsce większy wpływ niż kurs złotego będzie miała sytuacja na rynku pracy. "Radzimy sobie wciąż bardzo dobrze, natomiast to, co obecnie ma większe przełożenie na gospodarkę niż kurs złotego to jest sytuacja na rynku pracy. Oczywiście, zbyt duża aprecjacja złotego będzie miała negatywny wpływ na dynamikę polskiego eksportu, to się przełoży na konkurencyjność polskich towarów.

To, co jest istotne, to jest sytuacja na rynku pracy, jeśli dojdzie do wzrostu stopy bezrobocia - ale ten trend nie jest jeszcze niepokojący, poczekajmy jeszcze z oceną kilka miesięcy" - powiedziała. "Jeśli nie dojdzie do wzrostu bezrobocia to nie powinno być osłabienia wzrostu gospodarczego" - dodała.


May 5 (Bloomberg) -- Poland will apply to the International Monetary Fund to extend a $20.5 billion flexible credit line after the central bank said it won’t defy the government’s wishes.

Finance Minister Jacek Rostowski asked the bank’s acting Governor Piotr Wiesiolek to endorse the application to extend the one-year facility, which expires today, the Finance Ministry said in an e-mailed statement. Deputy Governor Witold Kozinski, said the bank will drop its opposition to renewing the loan if the Finance Ministry insists, according to the statement

Poland was the only country in the EU that refused to strengthen its currency, as its Zloty being weak was a benefit to the Polish economy in exports, employment and tax revenues. The national bank governor had said he would not take loans from the IMF…they had even been so bold as to offer to loan the IMF money! But after the governor’s untimely death the IMF loans have started against his plans.

Poland is the only country that is not in recession in Europe, it’s actually grown 2.75% this year, and 1.7% last year, and growth projections are even higher for next year. Its debt is quite low compared to other countries at around 50% of its GDP. We can expect Poland to be absorbed into the Eurozone and increasing the size of its debts as its Central Bank governor was taken in the crash.

Co dalej z pożyczką z MFW
k.k. 05-05-2010, ostatnia aktualizacja 05-05-2010 02:06
Dziś wygasa porozumienie o udostępnieniu Polsce elastycznej linii kredytowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego

Rok temu MFW postawił do dyspozycji Polski kwotę 20,6 mld dol. Środki zasiliły rezerwy walutowe NBP i miały być wykorzystywane na wypadek zmian na rynkach zagrażających stabilności systemu finansowego.

Choć dotąd Polska z nich nie skorzystała, to rząd wielokrotnie deklarował, że przedłużenie umowy jest wskazane. W resorcie finansów nie udało nam się dowiedzieć, czy jego szef poprosił NBP o zgodę na przedłużenie umowy. Jeśli tak się stanie, to nie od razu zostaniemy objęci parasolem MFW. – Najpierw pracownicy oceniają, czy dany kraj spełnia kryteria, potem odbywa się nieformalne spotkanie Rady Dyrektorów i po kilku dniach – formalne. W praktyce to trwa dwa – trzy tygodnie – mówi Katarzyna Zajdel-Kurowska, zastępca dyrektora wykonawczego MFW.

Wszystko wyjaśnić się może dziś – wiceprezes NBP Piotr Koziński zwołał konferencję w sprawie pożyczki z MFW.

Czy Polska popelnia blad Argentyny i Grecji? Stoczniowcy zajmujcie stocznie to jest dorobek Polski Nas a nie Rzadu Tuska.to swoje to nasze!


PolishAmericanDC zajac Polskie przez Pracownikow.
kazdy bedzie mial jeden vote. Taka sama placa dla wszystkich.
Stoczniowcy na co czekacie?  do dziela!
Zadłużenie zagraniczne do spłaty w tym roku wynosi 63,9 mld euro

Zadłużenie zagr. ogółem Polski wzrosło w II kw. do 176,563 mld euro - NBP 14:18 30.09.2009




30.6.Warszawa (PAP) - Zadłużenie zagraniczne Polski ogółem wzrosło w II kwartale 2009 roku do 176.53 mln euro ze 169.827 mln euro w I kwartale 2009 roku - podał NBP.

Z tego zadłużenie długoterminowe wzrosło do 129.573 mln euro ze 125.059 mln euro w II kwartale, a zadłużenie krótkoterminowe do 46.990 mln euro z 44.78 mln euro.

Zadłużenie przedsiębiorstw wzrosło do 80.510 mln euro w II kwartale z 78.515 mln euro w I kwartale 2009 roku.

Zadłużenie sektora bankowego wzrosło z 42.135 mln euro z 41.761 mln euro.

Zadłużenie rządu i samorządu wzrosło do 51.612 mln euro z 47.840 mln euro (PAP)


Warszawa, 29.06.2007 (ISB) - Zadłużenie zagraniczne Polski ogółem wzrosło do 131,70 mld euro na koniec I kw. 2007 roku z 127,71 mld euro na koniec IV kw. 2006 roku, podał Narodowy Bank Polski w komunikacie w piątek.

W I kw. 2006 roku zadłużenia zagraniczne wynosiło 115,0 mld euro.

Zadłużenie zagraniczne sektora rządowego i samorządowego wzrosło w I kwartale 2007 roku do 53,5 mld euro z 51,62 mld euro w IV kwartale 2006 roku i wobec 52,15 mld euro rok wcześniej.

W tym samym czasie zadłużenie zagraniczne sektora bankowego wzrosło do 17,95 mld euro z 17,67 mld euro na koniec grudnia 2006 i wobec 12,747 mld euro rok wcześniej. (ISB)
Ile to podobienstwa
Argentyński CUD ekonomiczny
prof. dr Ronald Clement 18-08-2006 10:44
To bylo kilka lat temu, kiedy korporacyjne telewizje pokazywaly straszna sytuacje w Argentynie – panstwie o burzliwej przeszlosci aczkolwiek do czasu wprowadzenia ekonomii globalnej niezle dajacym sobie rade. Tlumy protestujacych na ulicach, zolnierze strzelajacy do tych tlumów. Dymy, petardy, ogien i bezrobocie, które przekroczylo 22%. Argentyna w roku 2001 znalazla sie na dnie przepasci, z której, wedlug zachodnich ekonomistów, nie bylo juz wyjscia. Globalisci, przemyslowcy i bankierzy masowo opuszczali kraj zabierajac co jeszcze tylko bylo mozna. Media dostaly nakaz, aby zapomniec o tym kraju i o jego istnieniu.
Argentyna walczy i zwycieza - korporacyjne media nie moga dopuscic byscie sie Panstwo o tym dowiedzieli

W grudniu 2001 roku Argentyna znalazla sie w dole ekonomicznym, do którego zostala zepchnieta przez elity i globalizm. Banki przestaly wyplacac pieniadze. Ekonomii kraju nikt nie byl juz w stanie kontrolowac. Sprawujacy wczesniej wladze, prezydent Carlos Menem, przemyslowiec wybrany na swój urzad w roku 1989, obiecywal Argentynczykom piekne kobiety i samochody Ferrari. Od kuchni zas wyprzedawal gospodarke panstwa w obce rece po smiesznych cenach. Pozyczal ogromne sumy pieniedzy z Banku Swiatowego i Miedzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Mieszkancy Argentyny, która dzieki pozyczonym pieniadzom znalazla sie w stanie bezprecedensowego rozkwitu, wiwatowali na czesc swojego prezydenta i oglosili go geniuszem wolnego rynku.

Sielanka sie skonczyla, gdy trzeba bylo zaczac zwracac pozyczone pieniadze. W roku 2001 produkt narodowy zmniejszyl sie az o 11%. Kraj jednak nie otrzymal od Miedzynarodowego Funduszu Walutowego zadnych dodatkowych pieniedzy, ani zadnych konkretnych rad.

Gdy lala sie krew

Historia Argentyny pelna jest nieudanych powstan, zrywów, protestów i wojen. Pelna jest takze biedy mas i niewyobrazalnego bogactwa grupki wybranych. Pelna jest korupcji, straszliwych tortur i faszystowskich kazamatów. Jednak pod koniec lat 1990tych oniemial caly swiat. To, co dzialo sie na ulicach Argentyny bylo ostrzezeniem i przepowiednia dla zwolenników globalnej ekonomii.

Prywatnie dziennikarze zastanawiali sie jak to mozliwe, ze mozna zniszczyc cale panstwo w tak krótkim czasie. Jak to mozliwe, ze nikt tego nie zauwazyl i nie zaradzil. Takie pytania krazyly w internecie i w prywatnych rozmowach. Na stronach gazet i w dziennikach telewizyjnych goniono za sensacja i bredzono cos o nieodpowiedzialnosci fiskalnej na skale panstwa. Wina obarczono bardzo szybko przecietnych Argentynczyków i nowego prezydenta Argentyny, De la Rua.

W roku 1999, kiedy De la Rua zostal wybrany na prezydenta, a kraj znajdowal sie juz w 3-letniej recesji, szczekaczka CNN oglaszala, ze Menem nie zostal wybrany dlatego, poniewaz wedlug konstytucji nie mógl startowac w wyborach po raz trzeci. Menem zapowiedzial jednak, ze wystartuje w wyborach w roku 2003. Menem nalezal do partii Peronistów, najwiekszej sily politycznej w Argentynie. Byl silnie zwiazany ze Stanami Zjednoczonymi, globalizmem i wolnym rynkiem.

Nowemu prezydentowi Argentyny nie pozostawiono niemal zadnego ruchu. W dalszym ciagu wladze dzierzyli Peronisci, którzy juz od samego poczatku atakowali swego prezydenta. De la Rua w swoich przemówieniach prosil Argentynczyków: Prosze Was o to byscie zrozumieli jak wazna jest jednosc. Chce byc prezydentem wszystkich Argentynczyków.

Gdy nastapil krach, Miedzynarodowy Fundusz Walutowy pierwszy umyl rece. Jego eksperci twierdzili, ze Argentyna wydawala za duzo pieniedzy, pomimo ze budzet panstwa byl znacznie mniejszy niz budzet USA podczas wielkiego kryzysu. Gdy ekonomisci wysmiali takie tlumaczenie, prawnicy Miedzynarodowego Funduszu Walutowego przystapili do szturmu. Twierdzili, ze Argentyna posiadala takie prawa rozdzielania pozyczek, do których fundusz musial sie dostosowac, które uniemozliwily normalne funkcjonowanie ekonomiczne. Oznacza to, ze fundusz kaze nam wierzyc, iz biedna Argentyna dyktowala mu warunki.

Caly ten spektakl byl nadzorowany przez elity USA. Przez ostatnich 55 lat, podczas calego istnienia Miedzynarodowego Funduszu Walutowego, glos Stanów Zjednoczonych w tej organizacji byl decydujacy. Inne bogate kraje czlonkowskie z latwoscia moglyby sprzeciwic sie USA w glosowaniu i wygrac. Dziwnym trafem nigdy tego nie zrobily. Gdy jednak przyjrzymy sie blizej MFW stwierdzimy, ze tak naprawde jest to kartel pozyczkodawców zarzadzany przez amerykanskie Ministerstwo Skarbu. Nie nalezy sie wiec dziwic, ze rzad USA, a za nim poslusznie amerykanskie i wreszcie zachodnie media, jednoglosnie twierdzily, ze Argentyna musi byc posluszna regulom narzuconym jej przez MFW.

Ekonomiczna analiza

Dzisiaj wiemy juz, dlaczego upadla ekonomia Argentyny – chociaz media tego nie chca podawac. Prosze tutaj o szczególna uwage Czytelników w Polsce. W roku 1991, Menem oparl ekonomie panstwa o „wyzsza” walute, jaka byl USD. Wprowadzono wymiane argentynskiego peso na USD w stalym stosunku 1:1. Menem mial nadzieje, ze USD stanie sie w ten sposób szybko waluta obiegowa w Argentynie. Byla to na poczatku niezla idea, ale wkrótce okazalo sie, ze wartosc USD zostala zawyzona. Zawyzyla sie takze automatycznie wartosc argentynskiego peso. Zwrócmy uwage jak funkcjonuje Euro w Polsce.

W momencie, gdy inwestorzy zorientowali sie, ze wartosc peso jest zawyzona, zaczeli sie obawiac, ze musi upasc. Dlatego zaczeli sie domagac coraz wyzszej stopy procentowej na wszystkim. Takze na pozyczkach prywatnych i rzadowych. To spowodowalo powstanie ogromnego dlugu. Stopa procentowa zostala podwyzszona o 40%.

Aby utrzymac oparcie na walucie amerykanskiej, rzad Argentyny musial w bankach posiadac odpowiednia ilosc USD. W miare poglebiania sie kryzysu rzad musial kupowac coraz wiecej USD po znacznie zawyzonej cenie. Coraz wiecej ludzi domagalo sie transakcji gotówkowych. Ten proces wepchnal Argentyne w dlug wysokosci 140 mld USD. W grudniu 2001 roku, rzad Argentyny obwiescil swiatu, ze nie jest w stanie nic placic. Argentyna zostala parnasem narodów.

Aby utrzymac zawyzona wartosc peso, Miedzynarodowy Fundusz Walutowy dal Argentynie ogromne pozyczki. Tylko jednego roku do skarbu panstwa wplynelo 40 mld USD, jako pakiet zorganizowany przez wiele pozyczajacych instytucji. Gwarantem, ze te pozyczki sie splaca byl jeden podstawowy wymóg – utrzymac zerowy deficyt. Czyli Argentyna musiala balansowac na poziomie 100% budzetu. Podczas recesji niemozliwe jest utrzymanie 100% budzetu, poza tym wymaga to bardzo bolesnych operacji, jak ciecia budzetowe, które powoduja wysokie bezrobocie, by w koncu doprowadzic do zamieszek ulicznych na wielka skale.

Jak ten proces wygladal od strony zwyklego, ciezko pracujacego Argentynczyka? Na poczatku lat 1990tych namawiano Argentynczyków do kupowania niemal wszystkiego. Prywatyzowano firmy i laczono w konglomeraty. Namawiano do budowania domów poprzez udzielanie niskoprocentowych pozyczek. Namawiano do zakladania biznesów i dawano zwalnianym ludziom pakiety wyrównawcze. Sredniej klasie pokazywano luksusowe samochody i sprzedawano je na bardzo niskich przedplatach, wysokich procentowo pozyczkach i dlugich terminach splat. Media krzyczaly, ze przeciez jest tak dobrze, ze kazdego na pewno bedzie stac na splate samochodu, czy domu. Mozesz to wszystko miec juz dzisiaj – splacac bedziesz pózniej. Argentynczycy, podobnie jak Polacy, zachlysneli sie tym dobrobytem nie wiedzac, ze zastawiono na nich pulapke. Po 40 latach biedy i wojen wreszcie to, co do tej pory ogladali na amerykanskich filmach mogli miec w ogrodzie, czy w garazu.

Wraz z zachodnim kapitalem naplyneli ludzie, których zadaniem bylo nadzorowac jego przeplyw. Uczyli Argentynczyków na czym polega wolny rynek i globalna ekonomia (globalny dobrobyt). Wkrótce posiadali oni tak wielkie wplywy na struktury panstwowe Argentyny, ze panstwo praktycznie utracilo niepodleglosc.

W momencie, kiedy USD kupowano za peso w stosunku 1:1 wszystko, co wytwarzano w Argentynie a takze uslugi, staly sie za drogie, by móc byc towarem eksportowym. Cale panstwo, podobnie jak Polske i inne kraje, zaduszono. Import towarów byl znacznie tanszy niz ich wytwarzanie. W ten sposób zniszczono prawie 10% dochodu narodowego.

Masowe prywatyzacje na poczatku lat 1990tych niemal calego majatku narodowego, za frakcje wartosci rynkowej, juz spowodowaly bezrobocie na duza skale. Prywatyzowano glównie zaklady elektryczne, komunalne, telefoniczne itd. Globalisci maja doskonale opanowany ten proces. Prywatyzacje zaczyna sie zawsze od wybranych sektorów kluczowych. Po dokonaniu takiej prywatyzacji, sektory wspólpracujace staja sie niedostosowane (kompatybilnosc struktur finansowych i zarzadzania). Wtedy nie ma innego wyjscia, tylko trzeba prywatyzowac spiralnie do góry wszystkie sektory gospodarki. Gdy spirala prywatyzacji krecila sie do góry, spirala zwolnien szla w dól. Na dole znajdowala sie coraz wieksza liczba osób bez pracy i w koncu bez zadnych srodków do zycia.

W skali panstwa ruch spirali do góry równowazony byl przez ruch do dolu. W koncu coraz wiecej ludzi przestawalo robic zakupy, pieniadze przestawaly sie krecic. Podatki równiez. Argentynscy biedacy nie placili podatków, bo i z czego – zamiast tego zaopatrywali sie w karabiny. Gdy pieniadze przestawaly sie krecic, teraz juz sprywatyzowane biznesy, zwalnialy coraz wiecej ludzi, aby utrzymac zdolnosc ekonomiczna przedsiebiorstw. Te trzy wzajemnie powiazane ze soba kryzysy (podatki, bezrobocie, zawyzona wartosc waluty) spowodowaly to, ze rzad Argentyny zaczal blagac MFW o pomoc, lub rade. Miedzynarodowy Fundusz Walutowy, po dlugich negocjacjach zdecydowal. Argentyna jest za bardzo zadluzona. Nie mozemy pomóc. Pozostawmy to panstwo w stanie swobodnego spadania w otchlan. Na wielu militarnych naradach podjeto równiez decyzje jak odciac Argentyne od swiata zewnetrznego, gdyby przewidywane powstanie zbrojne zaczelo sie przelewac przez granice.

Ta decyzja MFW spowodowala, ze przewidujac spadek wartosci peso, Argentynczycy ruszyli na banki, by wybrac swoje oszczednosci. Banki zostaly zamkniete, place w wielu sektorach gospodarki wstrzymane. Zrozpaczony prezydent Argentyny oglosil, ze Argentyna przestaje splacac swoje dlugi. Prasa przewidywala, ze beda sie tam dzialy dantejskie sceny, po czym przestala sie sprawa interesowac.

Argentynski cud

Wydawalo sie, ze dla Argentyny nie ma juz ratunku. Szczury zaczely opuszczac tonacy okret. Prezydent Menem wyjechal do Chile. Biznesmeni i ich miedzynarodowi doradcy rozjezdzali sie do swoich krajów. Nawet drobni biznesmeni, których rodzice przyjechali do Argentyny w poszukiwaniu lepszego zycia, na gwalt starali sie o wizy wjazdowe do swoich rodzinnych krajów. Pozostawiano na pastwe losu cale fabryki z parkiem maszynowym – w których nie oplacalo sie nic produkowac. Pracowników zostawiano na bruku. Pozostawiano piekne rezydencje z basenami i cale biurowce wylozone marmurami. Ci, którzy doprowadzili do kryzysu wynosili sie jak szarancza na inne pola, które mozna bylo jeszcze objesc.

Magazyn „Time” zastanawial sie: Co dalej moze zrobic De La Rua? To jest pytanie za milion dolarów. Obojetne czy sam, czy w jakiejs koalicji, natychmiast potrzebuje planu, aby zlagodzic kryzys. Musi pomóc ludziom napelnic brzuchy i byc moze odnowic wzrost gospodarczy. Problem jest taki, ze aby zlagodzic skutki kryzysu dzialajace na biednych, rzad musi wydac miliony dolarów na jedzenie i podstawowe potrzeby. To spowoduje poglebienie kryzysu finansowego. Cos musi sie stac...

I stalo sie. Argentynczycy zawierzyli swojemu prezydentowi, który zerwal rokowania z miedzynarodowa finansjera. Wojsko, policja i zwykli ludzie staneli murem. Twierdzili, ze Argentyna nalezy do Argentynczyków a nie do miedzynarodowej mafii finansowej. Osamotniony rzad Argentyny podjal decyzje, które wprowadzily Bialy Dom i miedzynarodowych bankierów w furie. Wbrew zaleceniom uwolniono wartosc wymienna peso. Minister ekonomii Roberto Lavagna stwierdzil: Utrzymanie konkurencyjnych cen wymiany walutowej pomoze eksportowi i zaspokojeniu potrzeb kraju. Zdecydowano sie równiez zaprzestac polityki wolnego rynku, której ekonomia krajowa byla wiezniem. Nawiazano wspólprace ekonomiczna z Brazylia i Chinami. Kapital zaczal naplywac do kraju. Bank Centralny zaczal znowu skupowac USD, ale tylko tyle, ile potrzebne jest do utrzymania wzrostu ekonomicznego.

Gdy Argentyna oglosila, ze jest w stanie po trzech latach od chwili odejscia od zwyrodnialych idei globalistów, zaplacic po 30 centów za kazdego dolara dlugu i utrzymac swój niespotykany wzrost ekonomiczny, najpierw jej nie dowierzano. Pózniej surowo zakazano donosic o tym mediom. Nie dziwmy sie, jest to bowiem namacalny dowód jak szybko ekonomie poszczególnych panstw i zycie ich mieszkanców moze sie poprawic gdy zerwa one z globalistycznymi niedorzecznosciami.

Brytyjski „Guardian” w grudniu 2004 roku pisal: Trzy lata temu, w grudniu, Argentyna byla w kryzysie. Ekonomia staczala sie niekontrolowanie w przepasc, banki zamknely swoje podwoje dla inwestorów, prezydenci zmieniali sie co tydzien... Dzisiaj powszechne odczucia wsród ekonomistów w Buenos Aires sa takie, ze panstwo wygrzebalo sie z najgorszego. Tak, Argentyna ciagle zmaga sie ze skomplikowanym procesem rekonstrukcji zadluzenia, ale ekonomia przeszla niesamowite zmiany...

Jak Feniks, ekonomia podzwignela sie z popiolów. Po spadku 11% produktu narodowego w roku 2002, w 2003 roku wzrósl on o prawie 9% i wzrosnie o nastepnych 8% w tym roku. Rzad ostroznie oznajmia, ze w roku 2005 wzrosnie on o 4%, ale wiekszosc ekspertów ekonomicznych wierzy, ze faktyczny wzrost bedzie wynosil 5%...

Te zalozenia „wolnego rynku” byly zle dla miejsc pracy. Bezrobocie osiagnelo w roku 2002 swoje apogeum i wynosilo 22%. Teraz wynosi 12%...

Czy jestescie wierzacy, czy nie. Niektórzy mówia o podniesieniu sie Argentyny jako o cudzie, którego nie mógl przeprowadzic Rodrigo Rato, dyrektor MFW. Reka Boga okazala sie znacznie potezniejsza niz reka Miedzynarodowego Funduszu Walutowego. Teraz juz nikt nie oszukuje.

Druga rzecz, która taja media, to fakt absolutnego zjednoczenia klasy robotników z klasa menadzerów.

Gdy siedzieli bezczynnie na ulicach

Gdy fabrykanci zamykali fabryki i uciekali do innych krajów, poniewaz produkcja byla nieoplacalna, pracownicy i kierownictwo tracilo prace i zasiedlalo pobliskie kawiarnie i lawki. Dyskutowano glównie jak poprawic swoje zycie i sytuacje przeznaczonego na zatracenie kraju. Pracownicy takich opuszczonych fabryk jak Zanon, tesknie spogladali na bramy. W zakladach tych spedzili wiekszosc swego zycia. W koncu podjeli decyzje. Weszli na tereny opuszczonych i zdewastowanych fabryk. Ustanowili rady zakladowe, uruchomili maszyny i zaczeli produkowac z materialów znajdujacych sie jeszcze w magazynach.

Na to niemal komunistyczne zachowanie ludzi, wladze i wojsko patrzyly przychylnie. Wkrótce do tokarzy, szlifierzy i magazynierów dolaczyli kierownicy dzialów, pracownicy biur i dyrektorzy ekonomiczni. W rekordowym czasie uruchomiono sprzedaz i eksport. Nie bylo wyznaczonych godzin pracy. Decyzje w swoich fabrykach, ludzie podejmowali podczas krótkich narad produkcyjnych.

Okazalo sie, ze produkcja jest oplacalna i potrzebna. To, co nie oplacalo sie globalistom, zaczelo sie oplacac zwyklym ludziom. Bez pomocy banków i karteli finansowych. Wkrótce produkcja i sprzedaz osiagnela w niektórych fabrykach rekordowe poziomy. Ludzie dzielili sie dochodami pomiedzy soba. Nigdy jeszcze nie zarabiali takich sum pieniedzy. Zaczeli je wiec wydawac. Ruszylo budownictwo i inne galezie przemyslu.

Wszystko to stalo sie w tak krótkim czasie, ze Ameryka nie zdazyla nawet oglosic Argentyny panstwem komunistycznym. Utworzono Ruch Pracowników Bez Pracy (MTD). Ruch ten wkrótce posiadal mozliwosci prowadzenia nacisków politycznych. I to byla jeszcze jedna tajemnica cudu argentynskiego.

Szczury wracaja

Sytuacja Argentyny zaczela sie poprawiac. Globalisci i fabrykanci zaczeli wracac i domagac sie zwrotu zagrabionych przez ludzi fabryk. Ci, którzy pozostawili trzy lata temu panstwo na progu wojny domowej, teraz zaczynaja sie domagac, powolujac sie na miedzynarodowe prawo. Czy cos to Polakom przypomina?

MTD, która powstala niemal na ulicach, jest silna. Grozi masowymi demonstracjami. Ceramiczna fabryka Zanon, pierwsza przejeta przez pracowników i doprowadzona do stanu zakladu przynoszacego profit, jak niegdys Stocznia Gdanska dla Polaków, stala sie dla Argentynczyków symbolem nowego i lepszego. MTD uwazana jest przez CIA i inne podobne organizacje, jako grupa, której udalo sie wytworzyc najnowoczesniejsze strategie i rozwiazania jednoczenia i obrony ludzi przed kapitalizmem.

Powracajace szczury miedzynarodowej finansjery atakuja. Poniewaz Argentyna stanowi znaczne niebezpieczenstwo dla calej globalnej ekonomii, nalezy przypuszczac, ze gdyby USA nie byly zaangazowane w Iraku, juz dawno amerykanscy zolnierze w imie demokracji broniliby swojej ropy pod argentynska trawa, tudziez broniliby tam wolnosci swojego kraju.

Nowy prezydent Argentyny, Kirchner, domaga sie ekstradycji bylego prezydenta Menema, który przebywa w Chile. Menem jest poszukiwany przez wladze argentynskie za korupcje i doprowadzenie kraju do ruiny. Mial on startowac w wyborach prezydenckich w roku 2007 i przyrzekal fabrykantom zwrócenie ich wlasnosci. Oczywiscie dlatego cieszy sie poparciem miedzynarodowej finansjery i moze sobie drwic z nakazów i decyzji sadów argentynskich.

W styczniu 2005 roku, miedzynarodowi bankierzy zgodzili sie na propozycje rzadu Argentyny zaplacenia 25 centów za kazdy dolar dlugu. Stala sie rzecz niespotykana. Argentyna wypowiedziala wojne MFW i jeszcze kilku wielkim organizacjom globalistycznym i wygrala. Argentyna nie tylko pod oslona swojego wojska zaszantazowala globalistów, ale takze odmówila negocjacji z 700 tys. wlascicieli panstwowych akcji (bondów). Argentyna ma otwarta droge by byc przyjeta w poczet spoleczenstwa miedzynarodowego, z którego zostala wczesniej wyrzucona. I to na swoich warunkach, jako pelnoprawny czlonek sam podejmujacy decyzje.

Wielu bankierów i inwestorów miedzynarodowych oskarza Argentyne o totalitaryzm oraz oszukanie inwestorów i pozyczkodawców. To spowodowalo klótnie w lonie wielkich finansistów, wsród nich Wlochów i Amerykanów, którzy twierdza, ze gdyby nie 11 wrzesnia, to rozmawialiby z Argentynczykami inaczej.

W trzy miesiace pózniej IMF zaczal sie na nowo domagac pelnej splaty dlugów. Jednak Argentyna w ekonomicznym ukladzie z Brazylia i Chinami czula sie juz na tyle silna, aby bankierom na Wall Street pokazac jak „staly dwa drzewa i jedno sie zlamalo...” (w oryginale, prof. Clement pisal o srodkowym palcu prawej reki – Red.). Argentyna zaczela swiatu udowadniac, ze okolo polowa kredytodawców juz odniosla spore profity z argentynskich dlugów i ze to nie jest w porzadku, aby domagala sie nastepnych. To stanowisko wyeksponowaly chinskie i indyjskie media. Przy okazji, Argentyna na papierze udowodnila swiatu, w jaki sposób próbowano ja zbankrutowac i co to w praktyce oznaczalo.

Brytyjski „Guardian” pisze: Trzy rzeczy pracowaly na korzysc Argentyny. Po pierwsze, karta Kirchnera byla silna dzieki silnej ekonomii. Po drugie, zaczela wychodzic prawda o Miedzynarodowym Funduszu Walutowym. Dlatego chcial doprowadzic do szybkiej ugody. Po trzecie, Wall Street wyniósl sie z Argentyny tuz przed kryzysem i negocjacje prowadzily banki europejskie. Amerykanskie Ministerstwo Skarbu nie bylo pod naciskami, aby postepowac twardo z Argentyna. Takze nie chciano, aby Kirchner zbratal sie z silnym populista, prezydentem Brazylii, Lula...

W slady Argentyny – pokazania globalistom tylnej czesci ciala, moze isc teraz wiele zadluzonych krajów. W tym takze i Polska. I tego wlasnie finansjera obawia sie najbardziej. Zostal stworzony precedens. Stosunkowo malo znaczacy kraj, przyparty do muru sprzeciwil sie utartym sloganom demokracji, prawa i wolnego rynku. I wygral – przynajmniej jak na razie. Dla innych krajów zaistniala wielka szansa. Teraz, kiedy armia amerykanska uwiklana jest w Iraku, mozna zrzucic jarzmo. Tylko trzeba chciec i do tego dazyc. Tak jak zrobili to mieszkancy Argentyny niezaleznie od funkcji spolecznej, majatku i wyksztalcenia.


prof. dr Ronald Clement


Materialy zródlowe:

Alavio Grupo, March in Defence of Zanon, Z magazine, 17 wrzesnia 2004.

Balch Oliver, Taking care of business, Guardian, 3 czerwca 2005.

Burgo Ezequiel, Argentinas miraculous recovery owes little to the IMF, Guardian, 13 grudnia 2004.

Elliot Larry, Who needs the hand of God?, Guardian, 7 marca 2005.

Free-Market Flop: What Happened in Argentina, (www.americas.org/item_77).

Goni Uki, Argentina seeks arrest of Menem, Guardian, 22 kwietnia 2004.

Hacher Sebastian, Beneton vs. Mapuche, Z magazine, 6 czerwca 2005.

Katel Peter, Argentinas Crisis Explained, Time, 20 grudnia 2001.

Morduchowicz Daniel, Manufacturing militiants, Z magazine, 8 maja 2005.

New Argentinian president-elect pleads for national unity, CNN, 25 pazdziernika 1999.

The 100 billion dollar question, Guardian, 13 stycznia 2005.

Whitbeck Harris, Struggling economy fuels Argentine emigration, CNN, 23 lipca 2001.
Zbyt duze zadluzenie Polski i Polakow na rynkach miedzynarodowych finansow
Prosi o klopoty.
Kto popycha Polske i Polakow do tak duzego zadluzenia?


Argentina Didn't Fall on Its Own
Wall Street Pushed Debt Till the Last

By Paul Blustein
Washington Post Staff Writer
Sunday, August 3, 2003;

BUENOS AIRES -- Ah, the memories: Feasting on slabs of tender Argentine steak. Skiing at a resort overlooking a shimmering lake in the Andes. And late-night outings to a "gentlemen's club" in a posh Buenos Aires neighborhood.

Such diversions awaited the investment bankers, brokers and money managers who flocked to Argentina in the late 1990s. In those days, Wall Street firms touted Argentina as one of the world's hottest economies as they raked in fat fees for marketing the country's stocks and bonds.


The human scale of Argentina's crisis: People wait to search for food in garbage

Thus were sown the seeds of one of the most spectacular economic collapses in modern history, a debacle in which Wall Street played a major role.

The fantasyland that Argentina represented for foreign financiers came to a catastrophic end early last year, when the government defaulted on most of its $141 billion debt and devalued the nation's currency. A wrenching recession left well over a fifth of the labor force jobless and threw millions into poverty.

An extensive review of the conduct of financial market players in Argentina reveals Wall Street's complicity in those events. Investment bankers, analysts and bond traders served their own interests when they pumped up euphoria about the country's prospects, with disastrous results.

Big securities firms reaped nearly $1 billion in fees from underwriting Argentine government bonds during the decade 1991-2001, and those firms' analysts were generally the ones producing the most bullish and influential reports on the country. Similar conflicts of interest involving analysts' research have come to light in other flameouts of the "bubble" era, such as Enron Corp. and WorldCom Inc. In Argentina's case, though, the injured party was not a group of stockholders or 401(k) owners, it was South America's second-largest country.

Other factors besides optimistic analyses impelled foreigners to pour funds into Argentina with such reckless abandon as to make the eventual crash more likely and more devastating. One was Wall Street's system for rating the performance of mutual fund and pension fund managers, who were major buyers of Argentine bonds. Bizarrely, the system rewarded investing in emerging markets with the biggest debts -- and Argentina was often No. 1 on that list during the 1990s.

Within the financial fraternity, some acknowledge that this behavior was a major contributor to the downfall of a country that prided itself on following free-market tenets. That is because the optimism emanating from Wall Street, combined with the heavy inflow of money, made the Argentine government comfortable issuing more and more bonds, driving its debt to levels that would ultimately prove ruinous.

"The time has come to do our mea culpa," Hans-Joerg Rudloff, chairman of the executive committee at Barclays Capital, said at a conference of bank and brokerage executives in London a few months ago. "Argentina obviously stands as much as Enron" in showing that "things have been done and said by our industry which were realized at the time to be wrong, to be self-serving."

Compounding the financial industry's sins, Rudloff said, were its sales of Argentine bonds to individual investors, mostly in Europe, when the pros balked at buying them. Moreover, in mid-2001, as Argentina was hurtling toward default, Wall Street promoted an expensive and ultimately futile "debt swap" that gave Argentina more time to pay its debts but jacked up the interest cost. The fees on that deal alone totaled nearly $100 million.

Wall Street firms assert that their enthusiasm for backing Argentina's borrowing was motivated by a sincere, if misplaced, optimism about the country's economic strengths. But critics contend that the same forces that fueled the U.S. tech-stock frenzy were at work in Argentina, in effect causing economic globalization to play a cruel trick on the country.

Charles W. Calomiris, a Columbia University economist who was one of the earliest prophets of Argentina's financial doom, wonders why government investigators have not intervened, given the danger that the same fate could befall other countries.

"How come we have one standard for private-sector deals, where everybody is getting all upset about conflicts of interest, and nobody in Washington has raised an eyebrow over the obvious conflicts of interest involving research and underwriting activities by U.S. financial firms in the area of emerging-market sovereign debt?" Calomiris said.


"A Bravo New World." So proclaimed the title page of a report on Argentina and other Latin American markets that Goldman, Sachs & Co. sent to clients in 1996.

The report hailed Argentina for shucking policies that had afflicted the country for decades with stagnation, bouts of hyperinflation and repeated currency devaluations. The government of President Carlos Menem was accelerating reforms launched in the early 1990s aimed at deregulating the economy and turning inefficient state-run enterprises over to the private sector. Particularly important, the report's authors observed, was Argentina's determination to maintain its currency "convertibility" system, which guaranteed that the central bank would exchange pesos for dollars at a fixed rate -- one peso for one dollar. Implemented in 1991, that system was remarkably effective in keeping inflation at bay, imparting a sense of stability among consumers, savers and businesses that had been absent for generations.

"For Argentine citizens and for those investors who were willing to believe in [the government's] promises, the benefits are now becoming apparent," the Goldman report said. The nation's economy, which started to grow robustly in the early 1990s, expanded at an average 5.8 percent rate from 1996 through 1998.

As the report suggested, that success story translated into a compelling sales pitch for the Street.

Seeking to exploit a fevered atmosphere for emerging markets, firms such as Goldman, Morgan Stanley & Co. and Credit Suisse First Boston LLC built their presence in Argentina and neighboring countries by dispatching teams of economists and financial experts, many in their twenties and early thirties. They competed fiercely for "mandates" from governments to be lead managers of bond sales, especially in Argentina, whose government was the single largest emerging-market bond issuer. They found plenty of customers for the bonds in the United States and other wealthy countries among professional investors who managed hundreds of billions of dollars held in mutual funds, pension funds, insurance companies and other large institutions.

"Every time we finished a meeting [with institutional investors], the orders would come," said Miguel Kiguel, who then was Argentina's finance secretary, recalling the demand for a $2 billion issue of 20-year bonds, managed in 1997 by J.P. Morgan and Merrill Lynch.

In the emerging-markets world, people "were making money hand over fist in those days," said Stewart Hobart, a recruiter working in the field. According to Hobart and other recruiters, strategists and senior economists at major banks typically earned $350,000 to $900,000 a year, including bonuses, while their bosses, the heads of emerging-markets research, were paid well more than $1 million.

Much was at stake for the firms in their Argentine business. Were it not for Argentina's prodigious bond sales, LatinFinance magazine reported in 1998, many emerging-market investment bankers "would probably have been twiddling their thumbs" that year, because crises in Asia and Russia caused capital flows to dry up to the markets they usually served.

One securities firm, Dresdner Kleinwort Benson, reassured clients who were worried that Argentina would follow countries like Thailand and Indonesia into turmoil. "Argentina has come through the first phase of the Asian crisis with flying colors," the firm said in a June 1998 report, and it was "no coincidence. The economic fundamentals are considerably stronger than three and a half years ago."

Amid the ebullience, however, Argentina was laying the groundwork for its economic destruction.

Early Warning

In meetings with top Argentine policymakers in April 1998 to discuss the country's finances, a senior official of the International Monetary Fund, Teresa Ter-Minassian, sounded the alarm that the country might be headed for an Asian-style meltdown. "The Argentine economy contains a sort of Molotov cocktail," Ter-Minassian was quoted in Argentine media reports as saying.

Many economists' postmortems on the crisis agree: that was when Argentina went wrong, missing a crucial opportunity while the economy was going gangbusters to reduce its vulnerability to crisis.

In particular, the government had to shrink its budget deficit, because its constant borrowing was causing its debt load to increase, from 29 percent of gross domestic product in 1993 to 41 percent of GDP in 1998. Argentina had a special reason to exercise extraordinary prudence: the cherished convertibility system for the peso. If markets began to get jittery about the government's ability to repay its debts, they might well lose confidence in the currency, and overwhelm the system by dumping pesos for dollars.

Argentina's budget policy was "not all that bad" during the 1990s; "it just wasn't terrific at a time when terrific was needed," said Nancy Birdsall, president of the Center for Global Development.

Globalization is supposed to keep problems like Argentina's from occurring. In theory, international financial markets reward sound economic policies by steering capital to countries that practice them. The influence of the capital inflow makes a government even more disciplined, because policymakers know that otherwise investors may yank their money out.

In practice, the gusher of foreign money lulled Argentina's government into complacency, acknowledged Rogelio Frigerio, who was secretary of economic policy in 1998. "If you get the money so easily as we did, it's very tough to tell the politicians, 'Don't spend more, be more prudent,' because the money was there, and they knew it," he said.

Argentina's best chance to put its economy on a sound footing was gone soon thereafter, as supercharged growth gave way to recession in 1999, mostly because of a financial crisis in neighboring Brazil. At that point, a vicious circle emerged: The slump caused tax revenue to fall, which widened the budget deficit, which aroused concern about the government's ability to service its debt, which caused markets to drop, which deepened the recession, and so on.

Argentina was unable to escape the vicious circle, which gradually intensified over three years. At the big Wall Street firms, few realized how dire the country's predicament was -- with one notable exception.

Underplayed Pessimism

Long before Argentina's default, Desmond Lachman, chief emerging market economic strategist at Salomon Smith Barney Inc., saw that the Argentine economy had no way to break out of its slump and would hit the wall one way or another. Many people in the emerging-markets business recall the gloom Lachman conveyed in conversations with clients as recession began to grip Argentina, while analysts at other firms predicted a recovery.

But Lachman's pessimism was not spelled out in reports published by Salomon, a part of Citigroup, which was a major underwriter of Argentine government bonds. Written research reports are important in influencing where capital flows, partly because money managers want to have material in their files to back up their investment decisions.

Officials in Argentina's economy ministry knew that Lachman was describing the country's prospects in very dark terms. They continued to include Salomon among their underwriters anyway, but they told the firm to "make sure you have a variety of views" besides Lachman's, a former Argentine official recalled. Published research on Argentina by other Salomon analysts tended to be relatively sanguine about the country's chances for pulling through, even in the turbulent months of 2001 leading to the default.

Lachman, who left Salomon to become a scholar at the American Enterprise Institute, declined to be quoted for this story. Asked why his negative assessment of Argentina wasn't published, Arda Nazerian, a spokeswoman for Citigroup's securities arm, cited Salomon's merger with Citibank in the fall of 1998, which created a firm with an abundance of analysts, enabling Lachman to spend more time privately with big clients. "The expansion of our emerging-markets research team reduced Desmond's responsibilities for writing on individual countries," she said.

Lachman's story is emblematic of Wall Street's reluctance to offend major issuers of securities. "It's a lot of self-censorship," said Federico Thomsen, who until recently was chief economist of ING Barings's office in Buenos Aires. "It's like, if you have something good to say, you say it, but if you have something bad to say, just keep your mouth shut."

The reports that Wall Street firms published on Argentina, to be sure, became much less bullish as the recession deepened in 2000 and early 2001. Analysts increasingly stressed the importance of the government cutting its deficit and reforming labor laws. But in general, the reports predicted that Argentina would muddle through. An example was a report published in October 2000 by J.P. Morgan, the biggest underwriter of Argentine bonds in the 1990s, titled, "Argentina's debt dynamics: Much ado about not so much."

By contrast, the analyst who most publicly warned of Argentina's impending doom was Walter Molano, head of research at BCP Securities, a Connecticut firm that does no underwriting of sovereign bonds.

Such evidence of bias among analysts is misleading, according to some current and former analysts who maintain that their overriding objective has always been to serve investor-clients well by providing the best advice possible. "My incentive is to be able to predict what will happen," said Siobhan Manning, emerging market strategist at Caboto USA. "If I can predict accurately, hopefully I gain credibility, and the firm does, and I'm able to make money."

But others acknowledge that they cannot help being influenced by the fact that their compensation is likely to be greater if their investment banking colleagues win deals to sell bonds. For one thing, success for the investment bankers means the pool of money available for bonuses will be larger, and at some firms, the analysts' bonuses are decided by groups of managers that include investment bankers.

"Your salary will be about one-third of your compensation in a decent year, so your bonus is everything," said Christian Stracke, who covered Latin American economies at Deutsche Bank and other firms in the 1990s and is now with CreditSights, a much smaller outfit specializing in research. "You'll never know what percentage of that bonus came from the recommendation of [investment bankers], but you do know that without the recommendation of [investment bankers], your bonus is just not going to be very big."

Although analysts want to make the right calls, Stracke said, "they're in it for the money. If they were in it to be smart, they'd be professors."

A Perverse Situation

It wasn't just rosy analyst reports that enticed big investors to buy Argentine bonds. Many money managers thought they had to be big holders of the bonds because their jobs depended on it. The word "perverse" is repeatedly used by people in the industry to describe what happened.

Just as in the world of stock market investing, where money managers aim to beat the Standard & Poor's 500-stock index, many professional investors in emerging markets are judged every quarter or so by how well their portfolios fare in comparison to a benchmark. Their job security and annual bonuses have often depended on whether they outperform an index called the Emerging Markets Bond Index-Plus, developed by J.P. Morgan, which tracks the prices of bonds issued by various emerging economies.

During much of the 1990s, Argentina had the heaviest weighting in the index of any nation, peaking at 28.8 percent in 1998 -- not because of its economic size, but simply because its government sold so many bonds.

The index virtually forced big investors to lend vast sums to Argentina even if they feared that the country was likely to default in the long run, several money managers said. Although default would hurt their portfolios, they would still lose less than the index as long as they were a bit "underweight," meaning they held a smaller percentage of Argentine bonds than the index dictated.

They didn't dare be too far underweight. Money managers who shunned Argentine bonds were taking a huge risk, because their portfolios would almost certainly underperform the index in the event Argentine bonds rallied, as happened from time to time.

So at investor gatherings, money managers who were asked their views and investment positions on Argentina would often say "negative" and "underweight," said Mohamed El-Erian, who manages emerging-market bonds at Pimco, the giant West Coast investment firm.

"The dreaded third question would come: 'How much underweight?'" El-Erian said. "They would say, 'It's 22 percent of the index. I can't possibly be more than 5 percent underweight.' So they'd have 17 percent of their money in Argentina."

Indexation survives for lack of a good alternative for measuring money managers' skills, but unhappiness over its flaws is widespread. Everyone knows that the system "can cause credit deterioration" by impelling more lending to borrowers with the most debt, said Michael Pettis, a professor at Columbia University Business School who was a managing director in the fixed income capital markets group at Bear Stearns.

It is like "a bizarre AA program in which you remove booze from the homes of people who are reducing the amount they drink and put it into the homes of people who are drinking more every day," Pettis said. "This is probably not the best way to reduce drunkenness."

Europe Bought In Big

Professional portfolio managers, of course, had a pretty good sense of the dicey game they were playing with Argentine bonds. The same could not be said of some others.

Felicia Migliorini, a divorcee who lives north of Rome, sank her life savings, about $135,000, into Argentine bonds in March 2001. About 400,000 fellow Italians did the same; together with other individuals, mostly in Europe, they now hold about $24 billion in claims on the bankrupt Argentina government.

Migliorini has been forced to put her apartment up for sale because she cannot afford the condominium fees and other expenses. Like thousands of other Italians, she blames her bank, which sold her the bonds. Lawsuits are flying; the banks contend that the purchasers were mostly wealthy, sophisticated people who surely realized what sort of risks they were taking. But Migliorini is outraged. "They told me [the bonds] were good, stable, guaranteed, and that since they were obligations they had to be paid back," she said.

European retail investors like Migliorini were an attractive market for the syndicates selling Argentine bonds. Professional money managers in the United States were often reluctant to buy at the yields the Argentine authorities were willing to pay. So the syndicates tailored a number of their offerings to Europe, in local currencies.

One attraction of the European market was that regulations protecting small investors are substantially less strict than in the United States.

"That's what kept Argentina going," said Tom White, who at the time was employed by Metropolitan Life Insurance Co. as an emerging-market bond manager. "Those poor suckers didn't have a clue as to what they were buying."

For Argentina, "keeping the country going" might sound beneficial. But a different conclusion could be reached as the recession dragged on and the government's debt neared 50 percent of gross domestic product in late 2000. The longer Argentina was kept going with infusions of cash, and the more the country delayed facing unpleasant realities about its plight, the more cataclysmic a crash it would suffer.

At a closed-door meeting at the Argentine Embassy in Washington in October 2000 to discuss the country's finances, Calomiris, the Columbia professor, urged that the government summarily reduce the amount of its debt payments by 20 to 30 percent. The country, he recalled saying, was ensnared in a trap: The markets were demanding increasingly high interest payments on the mountain of debt at rates far in excess of the economy's capacity to grow.

Foreign creditors were bound to conclude sooner or later that the debt was unpayable in full, Calomiris warned, and if Argentina continued trying to honor its obligations it would only build up more vulnerability to complete financial breakdown.

Calomiris's proposal was rejected by the Argentine government and the IMF as too drastic. But in the months that followed, his scenario began to unfold more or less as forecast.

Capital fled the country and interest rates skyrocketed when a political rift erupted in the cabinet of President Fernando de la Rua in November 2000.

The IMF rushed to Argentina's aid with a $14 billion loan, but after a brief rally, the country's markets sank anew. By the spring, buyers of Argentine government bonds were demanding yields as high as 10.5 percentage points above U.S. Treasurys, which meant that interest costs would become even more burdensome for the government and the economy at large.

Wall Street had one more plan to keep Argentina going -- a profitable one, at least from the Street's standpoint.

Debt Swap

Upon being appointed Argentina's economy minister in March 2001, Domingo Cavallo had barely ensconced himself in his office before David Mulford, chairman international of Credit Suisse First Boston, arrived to make a pitch.

Cavallo, the father of Argentina's peso-convertibility system, had a long history of dealings with Mulford, going back to Cavallo's previous term as economy minister from 1991 to 1996. The men got to know each other when Mulford was Treasury undersecretary for international affairs during the first Bush administration, and their relationship deepened when Mulford joined CSFB, which handled the privatization of Argentina's state oil company and became one of the biggest underwriters of Argentine government bonds.

Mulford had an idea for a deal that would dwarf the ones he had done before. He proposed a "debt swap," in which Argentina's bondholders would be given the opportunity to exchange their old bonds for new ones, on a voluntary basis. The purpose was to eliminate a problem that was disturbing the markets -- the large amount of interest and principal payments Argentina was scheduled to make in the years 2001 through 2005. Under the swap, those interest and principal payments would be stretched out so that much more would fall due in the years after 2005. That would give Argentina "breathing space" to restart economic growth, Mulford contended.

Despite the skepticism of some analysts and policymakers, including the IMF's chief economist, who believed the deal would prolong the agony and dig Argentina into a deeper hole, Cavallo agreed to try the swap.

Mulford traveled to the world's financial capitals to pitch the swap, which he described as creating the opportunity for improvement in the economy, the fiscal situation and market sentiment. The deal was "essential to long-term success in restoring Argentine growth," he declared in Buenos Aires. Mulford declined to comment for this article.

The results, announced in June, were proclaimed a resounding success: Bondholders offered to exchange nearly $30 billion worth of bonds, considerably more than had been expected. The seven banks that managed the deal, led by CSFB and Morgan, collected nearly $100 million in fees, an amount they justified by pointing to the 60-plus experts who worked on the complex transactions.

Within weeks of the deal's completion, though, Argentine markets were again in a tailspin and another IMF loan in August provided only a temporary respite.

By late November 2001, deposits were flying out of Argentine banks. The government took the extraordinary measure of slapping controls on withdrawals.

That helped trigger street demonstrations and rioting, which led to the resignations of Cavallo and de la Rua in mid-December. Their successors soon thereafter declared default and freed the peso from its dollar anchor.

Lessons Learned

A year and a half after the crash, Argentina has begun recovering from its depression. Although the economy is still producing considerably less than before the crisis, and unemployment is much higher, growth has picked up in the past several quarters. A few Wall Street bankers are sniffing around again for deals to restructure defaulted debt, but the national government has ruled out hiring any firm that underwrote its bonds during the 1990s.

The brightening outlook in Argentina has helped attract a new inflow of funds from abroad, enough to drive the stock market and the peso sharply higher this year. This time, however, the government has responded with restrictions aimed at limiting the amount of "hot" money coming into the country. The move reflects the view of some in Argentina, notably Roberto Lavagna, the current economy minister, about the lessons that should be learned from the country's economic collapse.

"The lesson is, we must pay attention to bubbles," Lavagna said in a visit to Washington this year. "With stocks, or companies, or countries, all are part of the same phenomenon. Probably Argentina is the best example of a country."

For developing nations, "the worst period is when financial markets have the most liquidity," Lavagna said. "This is when countries make the worst mistakes. That is certainly the case in Argentina."

Special correspondents Brian Byrnes in Buenos Aires, and Sarah Delaney in Rome, contributed to this report.