Tuesday, July 29, 2008

Story of Polish Clergy at the Nazi Dachau Concentration Camp

Story of Polish Clergy at the Nazi Dachau Concentration Camp
Time of An Ordeal: The Story of Polish Clergy Imprisoned and Killed at Dachau. Half of the Polish priests imprisoned by the Nazi's died at the Dachau concentration camp. The death of more than 2,000 Polish clergy, including five bishops, at the start of World War II seems to be forgotten by many history books, says a survivor of Dachau. Kazimierz Majdanski, now archbishop emeritus of Warsaw, was arrested Nov. 7, 1939, by the Nazis, when he was in the seminary of Wloclawek. He was arrested with other students and professors, and taken first to Sachsenhausen concentration camp and later to Dachau. In Dachau, he was subjected to pseudoscientific criminal experiments.Archbishop Majdanski: Half of the Polish priests died who were imprisoned in Dachau. I saw so many priests die in a heroic way. All of them were faithful to Christ who said to his disciples: "You will be my witnesses." They died as Catholic priests and Polish patriots. Some of them could have saved themselves, but none of them lowered themselves to such pacts. In 1942 the authorities of the camp offered Polish priests the possibility of special treatment, on the condition of declaring that they belonged to the German nation. No one came forward. When Father Dominik Jedrzejewski was offered his freedom on the condition that he give up his priestly functions, he calmly answered "no," and died. The martyrdom of the Polish clergy during the Nazi inferno was a glorious page of the history of the Church and of Poland. It is too bad that it has been covered by a veil of silence. Kazimierz Majdanski, now archbishop emeritus of Warsaw, will be speaking at the World Congress of Families IV, May 11-13, 2007, Warsaw, Poland

Untold story of Auschwitz German Concentration Camp for Polish People

Untold story of Auschwitz German Concentration Camp for Polish People

Kroniki Auschwitz - Najdluzszy Apel cz.1


Kroniki Auschwitz - Najdluzszy Apel cz.2



Kroniki Auschwitz - Najdluzszy Apel cz.3

A real hero - Witold Pilecki - A Volunteer for Auschwitz



Israelits lining up for Polish citizenship.
By Joshua Mitnick
THE WASHINGTON TIMES TEL AVIV --
Nestled in a quiet residential neighborhood, the PolishEmbassy building has become a site of pilgrimage for a growing tide of Israelis who are seeking to reclaim what under Polish law is their birthright.Almost a year after Poland became part of the European Union last May,thousands of Israelis are eyeing the homeland of their parents andgrandparents as a ticket to sharing in the prosperity of the newEurope. Some just want the convenience of traveling on the Continent as an EU citizen.But others covet the economic and legal benefits to help them buildcareers and businesses.1. For students, it could mean free tuition at internationally recognized universities.2. For businesspeople, citizenship means valuable access to a foreign market.Polish Jewish immigrants streamed to Palestine before and after WorldWar II, and more than 1 million Israelis could be eligible for Polishcitizenship. But the bureaucracy is onerous."This expresses Israelis' desire to be tied into the European Union inone shape or form," said Ilan Charsky, a lawyer who handles paperworkfor Israelis hopeful of gaining Polish citizenship, a process thattakes about six months. "The people who can get this link are veryinterested to be a part of it."His clients include an employee of Intel's subsidiary in Israel whowants to transfer to the company's offices in Ireland and sees Polishcitizenship as a way to easily get a work visa.A businessman mulling an investment in properties in Corfu, Greece,needs the European passport to be eligible to put in a bid.Mr. Charsky said he's handling more than 1,200 citizenship requestsfrom Israelis of Polish descent.According to the Polish Embassy in Tel Aviv, about 1,200 Israelisobtained citizenship in 2004. A few years ago, the numbers werenegligible."Poland as a country has changed. Several years ago, we weremembers of the socialist union, and now we are part of the EuropeanUnion," said Edward Dobrowolski, a consul who oversees visas at theembassy.Among the crowd of a dozen prospective citizens, there were threegenerations of Israelis waiting, each with a different perspectiveabout gaining Polish citizenship.For young Israelis who aspire to succeed in a globalized world,having one passport is not good enough.Lior Spivak, a 25-year-old with an undergraduate degree inbusiness, said the possibility of studying or working abroad outweighed any concern about the Continent's history of anti-Semitism."Anti-Semitism is everywhere in the world - whether in the U.S. orin Europe," he said. "That won't be the decisive factor in mydecision."Parents say they want to give their children any advantage theycan."We want to leave something for our kids," said Shoshana, whodeclined to give her last name. The member of kibbutz Ma'anit said shehas been encouraging her parents to visit Poland for years, but to noavail. Bringing her parents to the embassy took a bit of convincing aswell."I am embarrassed that I need to ask for something like this," saidShoshana's father, who also refused to give his name. The resident ofHadera said that he spent most of World War II in Russia and then moved to Israel afterwards. "I've never been back. I know them, and they (polish) were worse than the Germans," he said.Those who have re-established ties with Poland think thediscrimination still exists. Hana Viesbrot, a 71-year-old native of Hrubishov, Poland, has visited Poland twice, but thinks the country is not eager to give Israelis citizenship. "They are afraid because they think people will want their homes back."But not everyone is lining up at the embassy. Yehudit Re'em, whoattended elementary school in Poland, lives near the embassy and seescrowds outside the entrance every day, rain or shine. But she's neverjoined them. "After all that has happened, I'm not interested," she said.


ODEZWA do Narodu Polskiego:
... ks.prob Jankowski

Drodzy Rodacy!

Umiłowani Bracia i Siostry!


2 kwietnia o godzinie 21.37 Roku Pańskiego 2005 - w czasie trwania Apelu Jasnogórskiego
i w Wigilię Święta Miłosierdzia Bożego zmarł jakże bardzo ukochany przez Cały Naród Polski
i przez cały Świat Ojciec Święty Jan Paweł II - nasz największy Rodak, największa i najbardziej
niezawodna ostoja chrześcijaństwa przełomu Tysiącleci, największy autorytet moralny naszych czasów.

Kilka dni wcześniej zmarł Edward Moskal - Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej, wielki przyjaciel Polski.

Mamy rok 2005 - trudny rok wyboru nowego Prezydenta R.P., rok wyborów do Sejmu i Senatu, powołania nowego Rządu i rok głosowania w referendum nad sprawą przyjęcia lub odrzucenia konstytucji Unii Europejskiej, w której brakuje odniesienia do Boga i chrześcijańskich korzeni Europy.

Ateiści, libertyni, liberałowie, masoni i postkomuniści zdominowali Europę i Polskę. Systematycznie niszczą niepotrzebny im Kościół Rzymsko - Katolicki. Każdy prawdziwy, rzetelny katolik świadomy swego miejsca wobec Boga, wobec drugiego człowieka, wobec swojej Ojczyzny i wobec swego środowiska - to ich wróg. Planowo niszczą więzy rodzinne i poczucie patriotyzmu. Dużą część naszego społeczeństwa zepchnęli na margines życia, pozbawiając pracy, domów, mieszkań, możliwości kształcenia i korzystania z dóbr kultury. Trwa planowa produkcja bezrobotnych i bezdomnych niewolników ekonomicznych bez środków do życia. Miliony dzieci, kobiet i mężczyzn, emerytów, rencistów - żyje w skrajnej nędzy, poniżej minimum biologicznego. Pozostali - w obawie przed losem tych nieszczęśników -w rytm niewolniczej pracy, od rana do nocy - gonią za pieniądzem.

Jedynym Bożkiem staje się Mamona. W przewrotny sposób ludzie, partyjne kliki spod znaku SLD, czy Platformy Obywatelskiej działają jak masoni. Wykorzystując media sterowane przez Adama Michnika i Jerzego Urbana oraz media uzależnione w 100% od kapitału zagranicznego, a nawet wykorzystując prostactwo i prymitywizm ludzi władzy - atakują Kościół Katolicki, ludzi i instytucje z nim związane, atakują religię, księży i chrześcijańskie wartości moralne.

Jednocześnie świadomie i celowo propagują narkomanię, alkoholizm, rozpustę, aborcję, pogardę dla wartości narodowych i chrześcijańskich, dla europejskich norm kultury opartej na klasycznych wzorcach greckich, rzymskich, chrześcijańskich, wreszcie - zbrodniczo propagują masową eutanazję.

Quo vadis? Dokąd idziesz świecie współczesny, świecie bez Boga, bez Kościoła, bez religii, bez Ojczyzny, bez honoru, bez norm moralnych. Świecie ateistów i masonów! Dokąd idziesz świecie z kultem siły, przemocy i pieniądza?

Odpowiedź jest tylko jedna. Taki świat zmierza ku zagładzie!!! Jako Polak, Kapelan Honorowy Jana Pawła II i Kapelan "Solidarności" pytam: czy tak być musi? Czy o to walczyliśmy w 1980r. i 1989r.? Czy o to walczyliśmy również w latach 1956, 1970, 1976? Czy po to ginęły od kul tysiące patriotów polskich na rozkazy moskiewskich zbrodniarzy komunistycznych wykonywane rękami ich polskich służalców spod znaku PZPR, UB, SB?

Czy od 1989 r. samozwańcza elita polityczna sprawuje władzę naprawdę w imieniu i na rzecz Polaków?

Co zrobili dla Polski ci, którzy zastąpili po 1989 r. komunistów z PZPR? Nowe elity polityczne podzieliły się po połowie z komunistami majątkiem wypracowanym przez wieki przez Naród Polski. Dzisiaj gospodarka, aparat państwowy, prasa, radio i telewizja są w rękach byłych komunistów z PZPR, którzy przechrzcili się na SLD Millera i Oleksego, Socjaldemokrację byłego Marszałka Sejmu - Borowskiego, Unię Pracy wicepremier Jarugi-Nowackiej, a w drugiej połowie są w rękach byłej tzw. opozycji okrągłostołowej. Opozycji reglamentowanej i limitowanej, która paktowała z komunistami, jak podzielić Ojczyznę między siebie kosztem 10 milionów uczciwych członków "Solidarności" i ich rodzin, kosztem całego Narodu.

Rodacy!

Po 15 latach rzucania Was na kolana i wtrącania do śmietnika historii nie powinniście już więcej głosować na tych samych ludzi, którzy najpierw tworzyli KOR, czyli Komitet Obrony Robotników (a z "obroną robotników" mieli tyle wspólnego, ile tańcząca baletnica ma wspólnego z pracującym górnikiem lub hutnikiem), a następnie przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi zmieniali nazwę swej partii - na Unię Demokratyczną, Kongres Liberalno - Demokratyczny, Unię Wolności, Partię Konserwatywno - Ludową, wreszcie…Platformę Obywatelską - Tuska i Rokity. To ta sama stugłowa hydra, wciąż odradzająca się pod nową nazwą. To ta głowa z twarzą Balcerowicza i Hanny Gronkiewicz-Waltz, którzy zaprzedali nasze rodzime banki obcym monopolom, tak bardzo dyktującym dzisiaj warunki ekonomiczne naszym przedsiębiorcom, a właściwie to stwarzającym im taką sytuację, by rzekomo oferowany przez nich kredyt był dla naszego rodzimego przedsiębiorcy w ogóle niedostępny. Te wszystkie partie, to jeden i wciąż ten sam mutant polityczny, sterowany przez Adama Michnika, który po 1989 r. zhańbił się deklarowaną publicznie przyjaźnią z Jerzym Urbanem i Wojciechem Jaruzelskim, który w Australii powiedział, że Polakami to się łatwo rządzi, bo Polacy to stado baranów, a sam wstydzi się nawet przyznać do swoich judaistycznych korzeni i do swego prawdziwego nazwiska! Ukrywa się więc pod nazwiskiem: Michnik!

Drodzy Rodacy!

Wzywam Was dla dobra Naszej Ojczyzny, wzywam Was dla Waszego Dobra, dla Dobra Waszych Dzieci i Wnuków - nie głosujcie na Partię Demokratyczną. Jej twórca - Frasyniuk to bliski współpracownik b. przewodniczącego Unii Wolności - osławionego Leszka Balcerowicza, ojca nędzy Polaków.

Drugi z ojców Partii Demokratycznej: Mazowiecki, twórca "grubej kreski" zaprzepaścił dorobek "Solidarności" i umożliwił komunistom po 1989 r. dalsze rozkradanie Polski.

Premier Belka i wicepremier Hausner z nowej Partii Demokratycznej - to księgowi rządzącego obozu SLD, którzy zrobili wszystko, by jak najbardziej obniżyć renty, emerytury, zasiłki rodzinne i zwiększyć Polakom podatki, a jednocześnie nie pobierali podatków od potężnych firm zagranicznych. Ludzie ci, to współczesna polska magnateria, zasiadająca m.in. w radach nadzorczych, gdzie za jedno posiedzenie płacą sobie po kilkadziesiąt tysięcy złotych.

"Errare humanum est" mawiali starożytni Rzymianie. "Błądzić jest rzeczą ludzką". Rodacy! Nie wolno nam powtarzać błędu czynionego przez ostatnie 15 lat. Nie głosujcie ani na SLD, ani na Platformę Obywatelską, ani na Partię Demokratyczną.

Ani czerwoni z SLD, ani różowi z PO, ani czerwono-różowi z PD, tj. Partii Demokratycznej - nie dadzą Wam obiecanej manny z nieba.

Oni wszyscy, to liberałowie - zwolennicy wielkiego kapitału. Dla nich zwykły uczciwy człowiek i jego rodzina - nic nie znaczą. Im szybciej ludzie znajdą się na śmietniku, tym szybciej dotychczasowe, samozwańcze "elity polityczne" będą miały tę kwestię rozwiązaną. Jeżeli będziecie głosować na Platformę Obywatelską Tuska i Rokity, albo na Partię Demokratyczną - Frasyniuka, Mazowieckiego, Belki, Hausnera - to pogłębicie swoją nędzę, a Wasze dzieci nie będą miały co jeść i w co się ubrać, nie będą mogły się uczyć, ani nie dostaną pracy. W najlepszym przypadku czeka je emigracja zarobkowa i łapanie pracy daleko od kraju - pracy jakiejkolwiek i za każde pieniądze. I gdzie tu praca zgodnie z wykształceniem, gdzie satysfakcja z pracy i życia, gdzie tu godność człowieka i poszanowanie Jego najświętszych wartości?

Gdzie tu człowieku Twój status Dziecka Bożego nadany Ci przez Samego Boga, Stwórcę Wszechdziejów?! Przecież sam Bóg nadał Ci swoją Wartość, swoją Godność, swoje Prawa w postaci Dekalogu - i wszystko, co wykracza poza te granice, jest wypaczeniem idei Życia, Wartości tego Życia i Godności Człowieka! Sprzeciwem wobec Boga!

Pamiętajcie, co ze służbą zdrowia zrobił minister Balicki - jeden z filarow Unii Wolności, a dziś członek Socjaldemokracji Borowskiego.

Szpitale nie mają pieniędzy na operacje i proste zabiegi ambulatoryjne. Na wizyty u specjalistów czeka się miesiącami. Wiele osób nie mających pieniędzy na prywatne leczenie - musi umierać. Szpitale często odmawiają przyjęcia nawet pacjentów dowożonych przez karetki pogotowia.

Nie głosujcie na Platformę Obywatelską i Partię Demokratyczną, których programy gospodarcze zmierzają do drastycznego ograniczenia dochodów jak największej liczby Polaków żyjących z uczciwej pracy, a zarazem zmierzają do zwiększenia krociowych zysków i szybkiego bogacenia się tylko nielicznej i wybranej grupie przedsiębiorców związanych z międzynarodowym, wielkim kapitałem zagranicznym.

Nie głosujcie na te wszystkie partie, które już sprawowały rządy w Polsce w ostatnich 15 latach i oczywiście nie głosujcie na bezpośrednich spadkobierców PZPR w postaci SLD, Socjaldemokracji Borowskiego, Unii Pracy - Jarugi Nowackiej.

Wybierajcie na posłów i senatorów tylko ludzi nowych, nieuwikłanych w rządy, w afery gospodarcze lub współpracę ze służbami. Głosujcie na ludzi pewnych, swoich, którym ufacie i wiecie, że swoje obowiązki przyjmą naprawdę z sercem - w imię staropolskiej idei: pro publico bono. Niech to będą nasi rodzimi kupcy, przedsiębiorcy, rzemieślnicy, rolnicy, naukowcy, inteligenci, a nie tylko wyrobieni partyjni "gadacze", tak dobrze znani nam z telewizyjnych ekranów i pierwszych stron gazet.

Popatrzcie: przed wojną Naród Polski sam zbudował Port Gdynia, Centralny Okręg Przemysłowy. Dziś codziennie mówi się tylko o pieniądzach, które ma nam dać Unia. A gdzie jest nasz budżet, jeśli tylko mamy być na garnuszku Unii? Gdzie są nasze podatki, jedne z wyższych na świecie? Gdzie są pieniądze za sprzedane zakłady i to te najlepiej prosperujące? I jeszcze jedno: Narodowi Polskiemu potrzebny jest rzetelna wiedza o stanie Państwa Polskiego, o stopniu wyprzedaży majątku narodowego. Naród Polski musi znać pełną prawdę, - jeśli nie może pracować dla siebie, na konto swojej Umiłowanej Ojczyzny, to przynajmniej musi wiedzieć: u kogo i dla kogo pracuje? Kto za tę jego pracę ma Mu rzetelnie zapłacić, żeby ten Naród, tak wielokrotnie doświadczany w historii, który tyle razy przeszkadzał swoim sąsiadom samym faktem istnienia, tym, że jest i chce być samodzielny, że chce być Panem we własnym kraju - żeby ten Naród mógł godnie żyć, bo jest to przecież Jego najświętsze prawo.

Drodzy Rodacy!

Cierpliwość milionów oszukanych Polaków skończyła się. Czas podnieść się z kolan. Nadszedł czas rozliczeń tych wszystkich, którzy ograbili cały Naród z dorobku wielu pokoleń, czas rozliczeń dotychczasowych władców Polski i Czas Sprawiedliwości. Polacy muszą wziąć swoje sprawy w swoje ręce, muszą głosować tylko na ludzi z udowodnionym od pokoleń polskim nazwiskiem. Obywatele świata zadbają tylko o to, by im było dobrze w każdym miejscu na świecie.

Ustalmy w tych wyborach: głosujemy tylko na ludzi swoich, na ludzi pewnych, na ludzi o zdrowych zasadach moralnych, miłujących swoją Ojczyznę, miłujących swego Bliźniego jak siebie samego, miłujących Boga. Tylko tacy ludzie będą dobrymi Włodarzami naszej Kochanej Polski, tylko tacy ludzie są w stanie poprawić los Narodu Polskiego. Maksyma łacińska mówi "vox populi - vox Dei", czyli "głos ludu - głosem Boga". Oznacza to, że jeśli Polacy rzetelnie wybiorą nowych posłów i nowych senatorów, rzetelnych ludzi, oddanych sprawie publicznej naszego Państwa i Narodu, którzy dotychczas nie zasiadali w parlamencie - to będą mogli w ten prosty i skuteczny sposób zmienić warunki życia swoich rodzin na znacznie lepsze.

Popatrzcie jak jest w Sanhedrynie, Knesecie! Tam nie masz obcych! Tam tylko Sami Bracia Starsi w Wierze stanowią o sprawach swojego Narodu i Swojego Państwa! I nigdy nikt z obcych! A broń Boże, żeby tam znalazł się ktokolwiek z Polaków! Weźmy ten dobry przykład i postępujmy podobnie! Bo czyż ten człowiek, co obcemu pozwala rządzić w swoim domu, czy taki jest normalnym człowiekiem?

Drodzy Rodacy!

Nie wybierajcie do Sejmu i Senatu tych, na których głosowaliście przez ostatnie 15 lat i nie głosujcie na te partie, które desygnowały ministrów kolejnych rządów, które zawiodły nadzieje Polaków. To ludzie bez sumienia, których nie obchodził los i warunki życia milionów polskich dzieci, kobiet i mężczyzn.

To ludzie, którzy zapomnieli, że osoby działające w życiu publicznym w imieniu Narodu - powinny kierować się zasadą "Bóg, Honor, Ojczyzna". Debata o "samorozwiązaniu Sejmu" była tego przykładem i pokazała, że zasiadający w nim posłowie wyłaniani z list partyjnych poprzez kolejne mutacje tzw. metod proporcjonalnych, nie zapewnią sprawnego funkcjonowania Sejmu. Taki Sejm nie jest w stanie podejmować żadnych pozytywnych decyzji dla naszego dobra, bo nie nas reprezentuje.

Polacy! Wielka mądrość jest w rzymskiej maksymie: "vox popli - vox Dei". Zawiera ona prawdziwą myśl, że większość obywateli może rzeczywiście wybrać taki Sejm i Senat, które stworzą naprawdę Polski Rząd mający - oczekiwany przez Naród - program gospodarczy zmieniający dotychczasowe tragiczne warunki życia.

Każdy rozumny i inteligentny człowiek ma obowiązek zrobić wszystko, żeby zapewnić swoim najbliższym i sobie jak najlepsze warunki rozwoju biologicznego i intelektualnego.

Głęboki sens jest w sentencji: "cogito ergo sum" - "myślę, więc jestem".

Trzeba umieć i chcieć skorzystać z własnej inteligencji, rozumu i doświadczenia, by wybrać nowych polityków spoza ugrupowań, które przez ostatnie 15 lat sprawowały rządy, by zrealizować szansę zmian dotychczasowego życia na lepsze. To możliwość, ale i obowiązek każdego Polaka, każdego Patrioty!

Rodacy!

Nie ulegajcie podstępnej, złowrogiej, zabijającej Was, Wasze dzieci i Wasze wnuki - propagandzie ateistów i postkomunistów SLD: Oleksego i Janika, Socjaldemokracji Borowskiego, Unii Pracy Jarugi Nowackiej, Unii Wolności, Partii Demokratycznej Belki, Mazowieckiego, Frasyniuka i Hausnera, Platformy Obywatelskiej Tuska, Rokity i Gilowskiej, Gronkiewicz-Waltz. Ci specjaliści od robienia wody z mózgu całemu Narodowi Polskiemu przy pomocy telewizji, radia, prasy, inspirowanych przez takich rzekomych przyjaciół jak: Adam Michnik i Jerzy Urban. To oni, jak rasowi masoni, wtłaczają do naszych polskich głów, że tylko oni są mądrzy, że tylko oni wiedzą, co dobre dla Polski i Polaków, że tylko na nich należy głosować.

Wtłaczają do głów uczciwym Polakom fałszywe przekonania, że tak naprawdę to Polacy nie mają wyboru i muszą glosować albo na czerwonych komunistów, albo na różowych postkomunistów.

Każdy, kto nie jest z SLD, UP, UW, PD, lub PO, to albo antysemita, albo …Hitler. Jakże żałosna jest logika tych partii, które podczas najbliższych wyborów parlamentarnych po wsze czasy winny zakończyć swój żywot, gdyż cały Naród Polski ma dosyć tych rządów. Nie sposób zwrócić Narodowi Polskiemu, milionom polskich rodzin wyrządzonych tymi rządami krzywd.

Czas najwyższy przypomnieć wszystkim startującym w wyborach, że poseł, senator, prezydent, premier, minister to nie kariera polityczna, ale ciężka służba dla Dobra całego Narodu Polskiego, bo to On jest gospodarzem w swoim własnym kraju, któremu od wieków na imię Rzeczpospolita Polska, co znaczy: Sprawa Wspólna Wszystkich Polaków! To Wola Narodu Polskiego ma być wypełniona podczas sprawowanych rządów. Przez ostatnich 15 lat było zupełnie odwrotnie i dlatego w imieniu Mojego Ukochanego Narodu, póki jeszcze czas mówię moim kapłańskim głosem: stop dla grabarzy Polski, bo ani Polska, ani cały Polski Naród na taką rzeczywistość sobie nie zasłużył.

Pytam, kto decydował o wysłaniu żołnierzy polskich do Iraku? Decyzję podjął sam Prezydent, a winien był to uczynić Sejm. Kto nadał polskie obywatelstwo 3 tysiącom Żydów? Uczynił to sam Minister Spraw Zagranicznych Bartoszewski, a powinien tym zadecydować Sejm. I tu mała uwaga: popatrzcie, jakim żółwim tempem realizowana jest idea powrotu do Ojczyzny choćby Polaków z Kazachstanu… I mówicie mi obecni: Panie Prezydencie, Panie Premierze, Panowie Ministrowie, Posłowie, Senatorowie, że rządzicie naprawdę w imieniu Narodu Polskiego i w imieniu Polaków!

Narodzie Polski!

Mówię Wam dziś wprost: głosowanie na: SLD, na Unię Wolności, na odrzuty z SLD i UW w postaci Partii Demokratycznej Frasyniuka, albo na nieróżniącą się od niej programem PO, to dla Polski akt samobójczy. To głosowanie na rzeczywistych wrogów Narodu Polskiego.

Rodacy!

Wszyscy pamiętamy, że przez ostatnie 15 lat, rządy sprawowali czerwoni postkomuniści z SLD, albo różowi z UW. Oni nigdy nie myśleli o Polsce i Polakach. Dla nich najważniejsza jest dziś Unia Europejska, dyrektywy z Brukseli, obcy kapitał międzynarodowy i organizacje zagraniczne.

Jeśli czerwoni z SLD i różowi z UW, Partii Demokratycznej i PO, kiedykolwiek myślą o Polakach, to tylko w ten sposób, jak wycisnąć z Polaków ostatni grosz, pod jakim pretekstem wyrzucić ich z pracy lub z ich własnych mieszkań, jak obniżyć ich renty i emerytury, a nawet je zabrać i to tylko po to, by jak najwięcej pieniędzy Polski przekazać do Brukseli na potrzeby ateistów z Unii Europejskiej.

Polacy!

Obudźcie się i opamiętajcie się! Jeżeli jeszcze raz przez przyzwyczajenie, roztargnienie, nieznajomość prawdy, lub zwykłe lenistwo zagłosujecie na tych wszystkich wielobarwnych ateistów: czerwonych, różowych, masonów, libertynów, rzekomych liberałów - to czeka Was jedyna nagroda - eutanazja, ich najnowszy, najbardziej skuteczny system "opieki" Państwa nad schorowanym obywatelem, I jeszcze będą rodzinie kazali suto za tę usługę zapłacić. Zaproponują Wam takie rozwiązanie wtedy, gdy będziecie nieuleczalnie chorzy i nie stać Was będzie na opłacenie pomocy lekarskiej w sprywatyzowanej służbie zdrowia.

Teraz czynią z Was bezrobotnych i bezdomnych, a potem uznają Was za niepotrzebnych, bezproduktywnych, ba nawet "zmęczonych życiem" i dokonają przymusowej eutanazji, nie pytając o zgodę. I to nie jest żadna fantazja, żadne strachy, to rzeczywistość! Bezbożni "Europejczycy" propagują eutanazję w obu jej formach na całym świecie, w tym także i w Polsce. Polskojęzyczne media prasowe i elektroniczne, udzielają już miejsca i czasu, by popularyzować i propagować w Polsce tę zbrodniczą praktykę ludobójstwa!

Drodzy Rodacy!

Te gorzkie i straszne słowa prawdy, spotykają się w faryzeuszowskiej propagandzie ateistów i postkomunistów z ich ulubionym, pseudoracjonalnym zarzutem, jakoby były przejawem "spiskowej teorii dziejów" dziejów nietolerancji. Bo sprytni i przewrotni, a w gruncie rzeczy zwyczajni karierowicze, jak Michnik i Urban, nie mają już żadnego logicznego i prawdziwego argumentu, by odrzucić kierowane do nich rzeczywiste zarzuty szkodzenia Państwu i Narodowi Polskiemu, to w imię własnych, ciemnych interesów obrzucają przeciwników politycznych stekiem wyzwisk i obelg, kończąc pseudofilozoficznym, nic nieznaczącym pustosłowiem o "spiskowej teorii dziejów".

Dlatego musimy postępować zgodnie ze słowami zamordowanego przez komunistycznych masonów - ks. Popiełuszki: "musimy głosić prawdę, gdy inni milczą", prawda zawsze zwycięży. Musimy zawsze dokonywać świadomego wyboru, zwłaszcza w czasie aktu wyborczego.

Jan Paweł II w Legnicy wyrażnie zobowiązał nas do działania: "Nie lękajcie się zatem brać odpowiedzialności za życie społeczne w naszej Ojczyźnie. To jest wielkie zadanie, jakie stoi przed człowiekiem: pójść do świata, kłaść podwaliny pod przyszłość, by była ona czasem poszanowania człowieka".

Tylko Polacy - myślący, mądrzy, rozsądni i aktywni, którzy pójdą głosować świadomie we wszystkich wyborach 2005 r. - wypełnią wolę naszego umiłowanego Ojca Świętego, Jana Pawła II. Oczywiście tylko ci wypełnią Jego wolę, którzy nie będą głosować na te partie polityczne, które w ciągu 15 lat nie tworzyły dobrych, rzetelnych polskich rządów. Wybierajmy na posłów i senatorów RP kandydatów uczciwych, nieuwikłanych w żadne afery, szanujących 2000 lat dorobku chrześcijaństwa na świecie i 1000 lat Kościoła Rzymsko-katolickiego w Polsce, szanujących tradycję, kulturę, historię, Wolę i Sumienie Narodu Polskiego.

Jan Paweł II w homilii w Krakowie zaledwie 3 lata temu mówił:"…arcybiskup Feliński głęboko angażował się w obronę wolności narodowej. Potrzeba tego i dzisiaj, kiedy różne siły - często kierujące się fałszywą ideologią wolności - starają się ten teren zawłaszczyć dla siebie. Kiedy hałaśliwa propaganda liberalizmu, wolności bez prawdy i odpowiedzialności nasila się również w naszym kraju".

Słusznie powiedział ks. prof. Janusz Nagórny z KUL-u: "…głosi się wprost, że kiedy sprzeciwiamy się różnym przejawom zła w życiu społecznym, to wówczas nie jesteśmy ludźmi tolerancyjnymi, że głosimy hasła nienawiści. Tak o różnych aktach słusznego sprzeciwu ze strony katolików, pisała często "Gazeta Wyborcza"…żąda się od nas, byśmy nie tylko odnosili się z szacunkiem do ludzi o odmiennych poglądach, ale byśmy także zaakceptowali wszelkie ich działania… tymczasem tolerancja dla człowieka nie oznacza akceptacji dla wszystkiego, co on czyni."

Jan Paweł II w książce "Osoba i czyn" stwierdził, że "uczestnictwo każdego człowieka - jako osoby - w życiu społecznym opiera się na dwóch wzajemnie dopełniających się zasadach: zasadzie solidarności i zasadzie sprzeciwu. Potrzebna jest solidarność z tym, co dobre, ale konieczny jest sprzeciw wobec zła… nie można być równocześnie solidarnym z ofiarą przestępstwa i z przestępcą, z człowiekiem okradanym i ze złodziejem!". "Tymczasem stało się w Polsce coś strasznego. My Polacy, my katolicy, daliśmy sobie wmówić, że każdy sprzeciw jest zły… przestaliśmy więc protestować, nie mamy odwagi sprzeciwić się temu, co ewidentnie szkodzi Polsce, uderza w naszą wiarę, demoralizuje… Część katolików rozumie otwartość Kościoła na świat jako zgodę na wszystko; przyjęli oni fałszywą wizję tolerancji, że trzeba wszystko akceptować. Objawia się w tym słabość wiary i lęk, że zostaną odrzuceni przez … samozwańcze elity, przez samozwańcze autorytety. Zapomnieli o papieskim, tak często ponawianym zawołaniu: "nie lękajcie się". Konieczny jest słuszny sprzeciw wobec tego, co niszczy nas i naszą Ojczyznę. Konieczny jest sprzeciw wobec fałszywej tolerancji".

Skoro wierzymy nauce Ojca Świętego, to nie możemy dalej tolerować działalności publicznej w Sejmie i Senacie, w Rządzie i na urzędzie Prezydenta RP - przedstawicieli SLD Oleksego i Janika, Socjaldemokracji Borowskiego, Unii Pracy Jarugi Nowackiej, UW, Partii Demokratycznej Belki i Frasyniuka, oraz PO Tuska, Rokity i Gilowskiej.

Rodacy!

Przypomnę wezwanie 3-krotnego premiera Wincentego Witosa: "Kiedy nie było Polski - dążyć do Niej, gdy przyszła - pracować dla Niej, a gdyby była w potrzebie - bronić Jej". A Polska jest dziś, jak może nigdy przedtem swych dziejach, w wielkiej potrzebie. Brońmy Jej i nie poddawajmy się.

Wielki patriotyzm tchnie ze słów Jana Pawła II: "Nie oderwiemy się od (…) przeszłości! Ona jest treścią naszej tożsamości także i dzisiaj!" oraz Prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego: "Naród, który odcina się od historii, który się jej wstydzi… to naród renegatów!".

Dlatego w referendum w sprawie Konstytucji europejskiej - odrzućmy ją i powiedzmy: Nie! Musimy głosować za jej odrzuceniem, bo zapomina ona o Bogu, o chrześcijańskich korzeniach Europy, o dorobku kulturowym i narodowym polskiego katolicyzmu. Słowami Prymasa Tysiąclecia ks. Kardynała Wyszyńskiego tej konstytucji mówimy "non possumus". Jest ona wynikiem dyktatur dwóch najsilniejszych państw europejskich: Francji i Niemiec oraz wynikiem tajnych, sekretnych porozumień niemieckich, libertyńskich polityków i francuskich masonów oraz porozumień zawartych przez ich wielkie loże.

Roman Dmowski słusznie przypomniał, że "historia wszystkich narodów uczy nas, jak często po pokoleniach marnych, moralnie słabych, niedołężnych - przychodziły pokolenia dzielne, z szerokimi aspiracjami, które wielkich rzeczy dokonywały".

Drodzy Rodacy!

Uwierzmy w siebie! Uwierzmy, że to My właśnie, Polscy Katolicy jesteśmy tym wielkim nowym pokoleniem naszego Bohaterskiego Narodu.

Polacy!

Aby tego dokonać odsuńmy w cień historii czerwonych SLD i jego odmian, różowych z UW, czerwono-różowych z Partii Demokratycznej oraz ich pobratymców PO, którzy pod flagami innych partii doprowadzili naszą Ojczyznę do skrajnej nędzy i to tylko w ciągu ostatnich 15 lat!

Domagajmy się stanowczo zmiany tzw. "proporcjonalnej" ordynacji wyborczej, która pozwala skompromitowanym politykom stale rządzić Polską, nie dając szans najlepszym, jeśli nie należą do partii. Tylko zmiana systemu wyborczego i wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) usunie podstawową wadę ustrojową Państwa Polskiego i da szanse nowym ludziom, nowym programom. Obecna ordynacja uniemożliwia indywidualne ubieganie się o godność posła, ograniczając nasze bierne prawo wyborcze, a Sejm zostaje zawłaszczony przez krąg liderów partyjnych. Jan Paweł II powiedział: "Nasza Ojczyzna, to nasze być i nasze mieć. I nikt nie może nas zwolnić z tego obowiązku". Oznacza to, że powinniśmy stale szukać prawdy, interesować się sposobem wyłaniania kandydatów do władzy, wybierać mądrze posłów, gdyż to oni w naszym imieniu będą musieli zadbać o Ojczyznę. Muszą to być ludzie sumienia, dla których praca w Sejmie i Senacie będzie służeniem Narodowi, Ojczyźnie, Kościołowi, czyli nam wyborcom, nie zaś liderom partyjnym.

Juliusz Słowacki pisał o Polakach: "Ten naród się podniesie, zwycięży, miecze na wrogach połamie, a potem wroga myślą zabije, bo myśl jego ogniste ma ramię".

Pamiętajmy, że rządzący przez ostatnie 15 lat w tym także z PO, to ludzie, którzy zapomnieli o słowach prymasa Wyszyńskiego: "człowiek ujawnia swoją osobowość w sposobie traktowania bliźnich. Musimy się dzielić i chlebem i duchem chrześcijańskim". Przez ostatnich 15 lat rządzący zapomnieli podzielić się chlebem z Narodem. A jednocześnie powstały wielkie fortuny m.in. Michnika, wydawcy "Gazety Wyborczej" i Urbana, wydawcy tygodnika "Nie".

Zapomnieli też ci rządzący o słowach Jana Pawła II: "błąd kryje się w koncepcji ludzkiej wolności, oderwanej od posłuszeństwa prawdzie, a zatem również od obowiązku poszanowania praw innych ludzi. Treścią wolności staje się wówczas miłość samego siebie, posunięta aż do wzgardzenia Bogiem i bliźnim. Miłość, która prowadzi do bezgranicznej afirmacji własnej korzyści i nie daje się ograniczyć żadnymi nakazami sprawiedliwości".

Nadszedł czas przełomu, czas pokuty i powszechnej pogardy tych wszystkich, którzy wykorzystując braterski zryw Polaków w latach 80tych po ich trupach, trupach ofiar komunizmu, UB i SB - paktując z diabłem, czyli z długoletnimi służalcami Moskwy, z PZPR i agentami KGB i SB, osiągnęli w Polsce najwyższą władzę i ogromne majątki kosztem oszukanego Narodu Polskiego.

Afera goni aferę. Komisje śledcze rosną w Sejmie jak grzyby po deszczu. Afera Rywina, afera Orlenu, PZU i największa z afer, FOZZ, która może nigdy nie zostanie w pełni wyjaśniona. Miliardy złotych, miliardy dolarów i euro płyną szerokimi strumieniami do lepkich łap aferzystów.

Nici afer prowadzą do pałacu prezydenckiego, obejmują kolejnych premierów i ministrów, parlamentarzystów, wysokich urzędników, najbogatszych przedsiębiorców, także banki. Za ich plecami czają się agenci służb specjalnych polskich, rosyjskich i innych krajów, pociągając za sznureczki, szantażując teczkami i kartotekami UB i SB w archiwach IPN-u. Pamiętajmy, że jako pierwszy w archiwach MSW z tajnymi teczkami SB buszował przez kilka miesięcy Adam Michnik. Na tej mętnej wodzie swobodnie żeglują panowie dyskretnego zaufania polityków i biznesmenów: Dochnal, Kuna i Żagiel. A w tle wiecznie żywy, najlepszy agent KGB Ałganow, którego oczkiem w głowie była i jest Polska. Zawsze w pobliżu grupy trzymającej władzę, dystyngowani i pozornie nonszalanccy, rzekomo Polacy, najwięksi biznesmeni. Obok nich pierwsza dama RP - Jolanta Kwaśniewska zajęta "dystrybucją finansów" swojej Fundacji Charytatywnej.

Kto zajął miejsce po "Baraninie", twórcy najsłynniejszej organizacji przestępczej pod budzącą zaufanie nazwą "Fundacja Bezpieczna Służba" usadowionej w samym sercu MSW, jednego z najważniejszych organów rządu, którego naczelnym zadaniem jest zwalczanie przestępczości. Czy można dalej tolerować tego rodzaju kompromitację Państwa Polskiego? Raj dla wybranych w rozkwicie, przyjęcia, bale, najwyższe odznaczenia i ordery dla zasłużonych postkomunistów i związanych z nimi KOR-owców. Wręcza je były dygnitarz PZPR, prezydent III RP Aleksander Kwaśniewski.

Ale cierpliwość oszukiwanych przez 15 lat Polaków skończyła się! Nadszedł czas wyborów i czas rozliczeń.

Kardynał Wyszyński mówił: "iluż to świętych ludzi uchodzi za łotrów? iluż łotrów osłania się togą wielkości i szacunku". Czas by ten przerażający bal manekinów komunistycznych i postkomunistycznych z tzw. opozycji okrągło-stołowej, sprawujących rządy przez ostatnie 15 lat, tańczących w takt dyktowanej im muzyki przez służby specjalne różnych opcji - wreszcie się zakończył.

Abp I. Tokarczuk mówił w 2003 r.: "przede wszystkim powinniśmy zacząć głęboko myśleć. Nie przyjmować bezkrytycznie informacji lansowanych przez niektóre obce media, czy zasłyszanych w telewizji, lecz wyrabiać sobie poglądy".

Pamiętajmy o testamencie Jana Pawła II: "NIE LĘKAJCIE SIĘ"!

Drodzy Rodacy!

Aby każdy z nas uniknął hańby i mógł powiedzieć, że zachował godność ludzką i jest Polakiem, Patriotą musimy postępować zgodnie z zaleceniem Jana Pawła II: "potrzebna jest solidarność w tym, co dobre, ale konieczny jest sprzeciw wobec zła… nie można być równocześnie solidarnym z ofiarą przestępstwa i z przestępcą, człowiekiem okradanym i złodziejem".

Kierujmy się myślą, ale i sercem zgodnie z wierszem Zygmunta Krasińskiego:

"Wytrwaj, o wytrwaj w tym strasznym pochodzie

Śród dziejów świata, mój Polski Narodzie!

Bądź męstwem wielki, cierpliwością święty,

Bądź przed wrogami wolą nieugięty,

Niechaj Ci z serca nie wydrze Ojczyzny

Żaden gwałt ziemski, ni ziemska pokusa

- Nie wierz w podrzuty Pychy ni Wścieklizny

- wierz tylko w słowo i w przykład Chrystusa"

Pamiętajmy też o pieśni patriotycznej:
"Nie rzucim ziemi skąd nasz ród
Tak nam dopomóż Bóg".

Kończę słowami marszałka Józefa Piłsudskiego:
"całe życie walczyłem o znaczenie, co się zwie
imponderabilia jak: Honor, Cnota, Męstwo"

Prosząc o rozpowszechnienie tej odezwy
w całej Polsce i na Swiecie.

Ks. Prałat Henryk Jankowski

Gdańsk, maj A.D. 2005

Borrowing Money For Israel: Annual Interest Alone Exceeds $3 Billion

Borrowing Money For Israel: Annual Interest Alone Exceeds $3 Billion
By Frank Collins
The double dip recession has now become so grave that the American people are demanding that President George Bush direct his attention to the sorry state of the domestic economy. Foreign aid, notoriously unpopular with the US public in recent years, has become doubly so in this period of economic distress.
Even if Congress fails to react to the disquiet about foreign aid, it is likely that the bloated US grants to Israel in particular will no longer be exempt from public scrutiny and that they will be looked upon as a bad congressional choice between responding to domestic fiscal needs and yielding to AIPAC, the Israeli lobby.
Part of the taxpayers' resentment against the practices of the federal government has been sparked by the manner in which Congress appropriates money, particularly foreign aid. Foreign aid generally is allocated through "continuing resolutions," without a ''yes" or ''no" vote on particulars. Key committee members then allocate 40 percent of the worldwide total of US bilateral foreign aid to Israel and Egypt. Aid to Egypt climbed to roughly two-thirds of that to Israel as a result of the US-brokered peace agreement between the two countries.
Grants for foreign aid are especially noteworthy because they amount to giving away borrowed money. The case of Israel over the last 40 years is the most astonishing. Every dollar given to Israel has been money borrowed by the US Treasury from private lenders, domestic and foreign. As the Treasury debts are interest-bearing, the Treasury has' had to borrow more money year by year to pay the interest on the outstanding debts incurred by the grants to Israel, plus interest on the earlier interest.
By the end of the fiscal year 1990, such US borrowings, starting with a modest grant to Israel of $ 100,000 in 1951, totaled $32.111 billion for the grants themselves, and an additional $21.351 billion in accumulated interest, for a total of $59.565 billion.
In FY 1991, annual interest alone on that $59.565 billion cost $3.246 billion at the average Treasury rate of 5.45 percent. Thus the grants made to Israel for FY 1991, officially reported as $5.256 billion, actually cost US taxpayers $8.502 billion in FY 1991, when the $3.246 billion in interest is included.
This lopsided situation will continue in FY 1992, when $3.491 billion in interest will be added to the cost of the FY 1992 grant of $3 billion, which already has been paid to Israel in the first month of the fiscal year. This FY 1992 outlay, general details of which are summarized in the table below, does not include any part of the $10 billion in US loan guarantees requested by Israel, consideration of which was deferred for 120 days at the request of President Bush last September.
If the deficit financing of subsidies to Israel were to continue for 10 more years at the $3 billion minimum rate per year and at five percent interest, the total debt undertaken by the United States would be $155 billion and the annual interest payment after 10 years would be $10.7 billion, more than three times the annual grant of $3 billion. This is an annual total of almost $14 billion, or more than $3,000 per year per Israeli. With this prospect, it is clear that borrowing ever-increasing amounts of money to give to Israel on an annual basis for the indefinite future will be unacceptable to the American public.
Frank Collins is a free-lance journalist specializing in the Middle East.

WARSAW, Poland (AP) - Poland's Foreign Ministry says the country's ambassador to Iraq has resigned. why?

WARSAW, Poland (AP) - Poland's Foreign Ministry says the country's ambassador to Iraq has resigned. why?

WARSAW, Poland (AP) - Poland's Foreign Ministry says the country's ambassador to Iraq has resigned due to health problems resulting from injuries sustained in a 2007 ambush in Baghdad.Foreign Ministry spokesman Piotr Paszkowski said Tuesday that Gen. Edward Pietrzyk stepped down after doctors advised him that the «climate and medical care» in Baghdad

Poland's loyalty to US a one-way street? Today, Poles can feel a little disappointed when thinking of their American allied.
Poland's loyalty to US a one-way street? Today, Poles can feel a little disappointed when thinking of their American allied.
Bush Administration did offer to Poland 20 Millions
This is a joke ( it will build 5 miles of the road on today Poland?

Who is advancing president Bush?

Is President Bush he out of touch with he situation in Poland! This time to view Poland as a poor former Soviet country is long time gone.

And where is the Secretary of State. Oh ye, she did graduate international studies in Stanford. So what did she learned there?


Poles are not coming to US to work for $12.00 per hour
Live rates at 2008.07.10 15:04:36 UTC
12.00 USD = 24.8735 PLN
United States Dollars Poland Zlotych
1 USD = 2.07279 PLN 1 PLN = 0.482441 USD

10.07.2008
Lech Alex Bajan
Polish American Polish American from DC
«did not permit a full rehabilitation» from wounds suffered in the October 2007 attack.The 58-year-old Pietrzyk sustained severe burns when his three-car convoy was ambushed by roadside bombs near the Polish embassy. The ambassador's bodyguard and two Iraqis died in the attack.Paszkowski says Foreign Minister Radek Sikorski accepted Pietrzyk's resignation. Pietrzyk held the post since April 2007. No successor has been named.

Monday, July 28, 2008

Władysław Bartoszewski bez tytułu profesora

Władysław Bartoszewski bez tytułu profesora
red. Waldemar Maszewski (2008-07-28)
Aktualności dnia
słuchajzapisz

I SAW POLAND BETRAYED AN AMERICAN AMBASSADOR

I SAW POLAND BETRAYED AN AMERICAN AMBASSADOR

Warszawa 1946 - zniszczona Polska i Stolica Warszawa

I SAW POLAND BETRAYED AN AMERICAN AMBASSADOR


I SAW POLAND BETRAYED AN AMERICAN AMBASSADOR

(344 p.)—Arthur Bliss Lane—Bobbs-Merrill
I Saw Poland Betrayed

AN AMERICAN AMBASSADOR
REPORTS TO THE AMERICAN PEOPLE

When Arthur Lane stepped into the plane that, in July 1945, was to take him to his post as U.S. Ambassador to Poland, few Americans yet realized that Lane's mission was doomed to the futilities of diplomatic protests. But no Big-Three doubletalk, no top-level deals, not even thick applications of F.D.R.'s charm on Stalin, could alter the inescapable fact: the Russians were in, the U.S. out.

Until the Warsaw government's rigged elections in January 1947, Lane stuck to his post. After that, seeing no hope of Poland's adherence to the Yalta declaration ("free and unfettered elections"), he quit, and returned home to write the saddening story of what he had seen.

Though a career diplomat, Lane has written a blunt and frank report. Where it falls down badly is in the writing. Lane uses that jargon habitual to diplomats, a dialect sometimes confused with English, which makes his occasional revelations seem as blandly dull as his report of an exchange of diplomatic amenities.

Lane found Poland run by a group of highly intelligent and unscrupulous Kremlin agents. Against such hard-bitten commissar types as Hilary Mine and Jakub Berman, who were Poles by birth but acknowledged Moscow as their capital, Lane could only play the gadfly. In Poland, they had the power and he didn't.

Note of Sarcasm. In pages likely to cause uneasiness in Democratic Party headquarters and certain to provoke angry retorts from F.D.R.'s supporters, Lane charges that during Roosevelt's and the early part of Truman's administration, U.S. Government leaders deliberately misled the public about the seriousness of the Polish situation. When Lane told President Roosevelt that strong steps should be taken to maintain Poland's independence, "the President asked rather sharply and with a note of sarcasm, 'Do you want me to go to war with Russia?' "

Roosevelt kept secret the provisions of the Teheran agreement ceding 70,000 square miles of Polish territory to Russia. Why did he? Lane, whose bitterness towards the administrations he represented permeates the book, believes that it was simply because Roosevelt wanted to win the Polish-American vote in 1944. He tells of a State Department official who tried to prevail on Franklin Roosevelt to take a firmer policy with Stalin on Poland, only to be told : " 'You may know a lot about international affairs, but you do not understand American politics.' "

Month of Stalling. The best — and bitterest — chapter in Lane's book, however, is his detailed reconstruction of the tragic 1944 Warsaw uprising against the Nazis, a story full of confusion at the time, but one that in his telling becomes pathetically plain. On July 29, 1944, a Moscow broadcast urged Warsaw to revolt to hasten the entry of Russian troops, then only ten kilometers away. The underground Polish army, led by General Bor, went into action on Aug. 1. The next day it had two-thirds of Warsaw under control. As the Nazis hit back with savage plane attacks, Polish emigré leaders begged the Russians to send planes over Warsaw to drop munitions and food to the rebels. But Russian planes, which for ten days before the revolt had battled the Nazis in the air, remained on the ground.
On Aug. 14, the U.S. asked permission to send planes from England in a shuttle flight to Russia in order to drop aid to Bor's troops. Moscow stalled for a crucial month, finally allowed one flight on Sept. 18. On Oct. 3, the Warsaw insurrection collapsed. The Russians, Lane bitterly concludes, stalled before Warsaw long enough to let the Nazis kill off 250,000 Poles. That made it easier for the Russians to handle the rest.
Arthur Bliss Lane (ur. 16 czerwca 1894, zm. 12 sierpnia 1956) - amerykański dyplomata (1917-1947), ambasador USA w Polsce (1945-1947).

W latach 1917-1919 - sekretarz ambasady USA w Rzymie, 1919 - sekretarz placówki amerykańskiej w Warszawie, kierowanej przez Hugh S. Gibsona, 1920 - w Londynie, gdzie pracował jako sekretarz kolejno pod kierownictwem ambasadorów: J.W. Davisa, a później G.B.Horneya. Z Londynu miał zostać przeniesiony do Buenos Aires, lecz stan zdrowia jego małżonki (Cornelia Thayer Baldwin) spowodował, iż przeniesiono go do Berna w Szwajcarii, gdzie A. Bliss Lane pracował u boku Joshepha C. Grew. Wraz z awansem J.C.Grew na stanowisko Sekretarza Stanu w 1923 roku również A. Bliss Lane pojechał do Waszyngtonu. Zarówno Sumner Welles, z którym Bliss Lane prowadził ożywioną korespondencję, jak i sam Franklin Delano Roosevelt nazywali młodego dyplomatę, jakim był wówczas Bliss Lane, po prostu: „Arthur” . Jego późniejsza droga szybkiego awansu po szczeblach dyplomatycznej kariery obejmowała placówki w Europie oraz w Ameryce Południowej. W roku 1933 A. Bliss Lane został mianowany posłem amerykańskim w Nikaragui, gdzie zaangażował się przeciwko zamiarom obalenia rządu Jounana Sacasa. Trzy lata później, w roku 1936, z tym samym tytułem reprezentował USA w krajach bałtyckich: Litwie, Łotwie i Estonii. Rok później znalazł się już w Jugosławii. W 1941 roku pod jego opiekę przeszła placówka na Kostaryce, zaś w 1942 A. Bliss Lane został mianowany ambasadorem USA w Kolumbii.




Ambasador USA w Polsce
Bliss Lane został mianowany przez Roosevelta ambasadorem USA przy rządzie polskim w Londynie[1] 21 września 1944 r. jednak wobec wkroczenia Armii Czerwonej na teren Polski nigdy w tej roli do Londynu nie pojechał, zgodnie z zaleceniem przełożonych oczekując na dalszy rozwój sytuacji w Waszyngtonie.


Ambasador bez ambasady starał się pozyskać jak najwięcej informacji nie tylko o Polsce, ale i o amerykańskich planach jej dotyczących. Gdy 7 czerwca 1944 roku z amerykańskim prezydentem o sprawach polskich rozmawiał Stanisław Mikołajczyk, 20 listopada swoje 5 minut (dosłownie) otrzymał również Bliss Lane. Tak później wspominał przebieg tej rozmowy: „Powiedziałem, że w mojej opinii bardzo istotnym byłoby wywieranie nacisku na rząd sowiecki, by podtrzymać niezależność Polski i dodałem, że jeśli nie zademonstrujemy naszej siły w chwili, gdy mamy największą armię, marynarkę i siły powietrzne na świecie, a prezydent otrzymał właśnie kolejny mandat od swojego społeczeństwa – nie wiem czy kiedykolwiek będziemy silniejsi. Na co prezydent odpowiedział ostro i z nutą sarkazmu – „Czy chcesz bym poszedł na wojnę z Rosją?” Odpowiedziałem, że nie to miałem na myśli, lecz to, by przyjąć ostrą linię i z niej nie schodzić, wówczas, miałem pewność, osiągnęlibyśmy nasze cele. Zaobserwowałem, że prezydent miał inną wizję wolnej Polski od naszej. Prezydent powiedział, że ma pełne zaufanie do słów Stalina i miał pewność, iż ten się z nich nie wycofa".

13 lutego, a więc tuż po zakończeniu obrad konferencji jałtańskiej, podsekretarz stanu Joseph C.Grew wydał oświadczenie oznajmiające, że Arthur Bliss Lane w dalszym ciągu pozostanie w Waszyngtonie, oczekując na dalszy rozwój sytuacji. 5 kwietnia 1945 Bliss Lane wystosował memorandum do E.Stettiniusa, w którym rekomendował informowanie amerykańskiej opinii publicznej o pogorszeniu się stosunków amerykańsko–sowieckich, zwłaszcza w kwestii polskiej. Po śmierci Roosevelta, jego następca potwierdził nominację Bliss Lane'a na stanowisko ambasadora USA w Polsce. 4 lipca Bliss Lane, który usilnie zabiegał o spotkanie z nowym sekretarzem stanu - Jamesem F. Byrnesem, został przez niego przyjęty. Bliss Lane wyszedł ze spotkania rozczarowany, jako że nie otrzymał sposobności omówienia z własnym przełożonym „jednego z najbardziej drażliwych tematów stojących przed USA", i to w przededniu konferencji poczdamskiej. Jeszcze bardziej upokarzające dla Bliss Lane'a okazało się kolejne spotkanie z J.Byrnesem w Paryżu 6 lipca 1945 roku. Zaczepiony przed hotelem przez ambasadora sekretarz stanu miał mu odpowiedzieć zniecierpliwiony zamykając drzwi od samochodu: „Słuchaj Arthur, te rzeczy po prostu mnie nie interesują. Nie chcę, by zawracano mi nimi głowę”. Do Warszawy amerykański dyplomata przybył jednak dopiero 1 sierpnia 1945 r., po drodze z własnej inicjatywy zatrzymując się na nocleg w Poczdamie, gdzie trwały obrady konferencji Wielkiej Trójki.

Arthur Bliss Lane przebywał w Polsce od 1 sierpnia 1945 do 24 lutego 1947 roku, przez cały ten okres kierując pracami ambasady ulokowanej w pokojach warszawskiego hotelu "Polonia". Szczegółowy opis tego okresu znajduje się w publikowanych wspomnieniach ambasadora, które ukazały się w języku polskim nakładem wyd. Krąg w 1984 r. pt. "Widziałem Polskę zdradzoną". Spośród zagadnień podejmowanych przez ambasadora, które stanowiły także o charakterze relacji dwustronnych amerykańsko-polskich najistotniejszymi były: wybory parlamentarne, które zgodnie z zapisami Jałty i Poczdamu miało cechować "wolne i nieskrępowane" głosowanie, problem udzielenia Tymczasowemu Rządowi Jedności Narodowej kredytów w wysokości 90 milionów dolarów, rekompensata za znacjonalizowane mienie amerykańskie, zwolnienie z więzień osób deklarujących amerykańskie obywatelstwo, a także swoboda relacjonowania wydarzeń w Polsce przez amerykańskich dziennikarzy.

W dniu 19 stycznia 1947 roku, wspólnie z ambasadorem brytyjskim - Victorem Cavendish Bentinckiem - Bliss Lane zorganizował 16 zespołów obserwujących przebieg głosowania na obszarze Polski. W wyniku tej akcji do Waszyngtonu i Londynu trafiły obszerne raporty w oparciu o który bez cienia wątpliwości uznano, iż wybory w Polsce były pogwałceniem postanowień z Jałty i Poczdamu, gdyż cechowały je "przemoc i oszustwo".


Na własną prośbę
Po powrocie do USA (sam poprosił o dymisję) Bliss Lane odszedł ze służby dyplomatycznej i zajął się publicystyką, podejmując głównie zagadnienia dotyczące losu Polski. W latach 1947-1956.

Arthur Bliss Lane był członkiem, a nierzadko honorowym przewodniczącym takich organizacji o charakterze antykomunistycznym jak np.:

Common Cause Inc.,
American Commitee for the Investigation of the Katyn Massacre,
National Commitee for a Free Europe,
Paderewski Testimonial Fund,
J. McGrew National Committee for Free Europe (od 1949 Committee to Stop World Communism),
National Committee of Operation Democracy,
Institute of Fiscal and Political Education,
Tolstoy Foundation (od 1954),
DACOR Diplomatic and Consular Officers Retired.
Brał również udział w pracach Republican National Committee’s Foreign Language Groups. Był jednym ze sponsorów pisma The Polish Review. W archiwum dyplomaty znajduje się duża liczba artykułów prasowych świadczących o jego niemalejącym zainteresowaniu Polską do jego śmierci w 1956 roku.


Bibliografia
Archiwalia
Arthur Bliss Lane Papers, Sterling Memorial Library, Yale University, New Heaven CT.
Wspomnienia
A.Bliss Lane,I Saw Poland Betrayed. An American Ambassador Reports to the American People, New York 1948;
A.Bliss Lane, Widziałem Polskę zdradzoną, Warszawa 1984.
Opracowania
V.Petrov, A Study in Diplomacy. The Story of Arthur Bliss Lane, Chicago 1971;
John A. Sylvester, Arthur Bliss Lane. A Career Diplomat, Universtiy of Wisconsin 1967 ;
John L.Armstrong, More than a Diplomatic Mission; The American Embassy and the Ambassador Arthur Bliss Lane in Polish Politics, July 1945-February 1947, University of Wisconsin-Madison 1990.

Sunday, July 27, 2008

Mr. Zacharski had spied for Poland obtained classified plans of American aircraft and systems, including the F-15 fighter jet, the Patriot missile sys

Mr. Zacharski had spied for Poland obtained classified plans of American aircraft and systems, including the F-15 fighter jet, the Patriot missile system and the Stealth aircraft
Marian Zacharski, a Polish intelligence officer was operating under commercial cover, posing as a salesman for a Polish export firm.
The FBI arrested him in 1981. He was tried, convicted, and sentenced to life imprisonment.
Four years later, he was exchanged for 25 Western agents held in Soviet and East European prisons in one of the Cold War’s periodic spy swaps.
Zacharski was dubbed the "Silicon Valley spy" by the US media because of his success in stealing US defense secrets and technology.
Zacharski paid or arranged payment of $110,000 to William Holden Bell, a senior radar engineer at Hughes Aircraft Company in Los Angeles, California.
The information Bell provided on the F-15 Look Down-Shoot Down Radar, TOW anti-tank missile, Phoenix air-to-air missile, and quiet radar saved the Soviets approximately $185 million in technological research and advanced their technology by about 5 years by permitting them to implement proven design concepts.
The neo-Communist press in Poland hailed him as the "biggest star of Polish intelligence in the Communist era."
On 15 August, 1994 the Polish Government announced Zacharski’s appointment as head of civilian intelligence in the Office of State Protection.
On the August 17, 1994 the US Embassy delivered a démarche to the Polish Government. It noted that Zacharski was still under a life sentence in the United States and requested that Warsaw reconsider his appointment.
Zacharski withdrew his name the next day
To a casual observer, William Holden Bell appeared to be the very model of a hardworking, leisure-loving Los Angeles suburbanite. A U.C.L.A.-trained radar engineer, Bell, 61, had put in 29 years with Hughes Aircraft Co., a major defense contractor once owned by the late Howard Hughes. Together with his pretty second wife Rita, a Belgian-born Pan American airlines cabin attendant, and her nine-year-old son from an earlier marriage, Bell lived in a fairly ordinary-looking condominium complex in Playa del Rey. It had the usual Southern California accouterments—tennis courts, pools, saunas and Jacuzzis. One of his neighbors there was Polish-born Marian Zacharski, 29, an affable, fast-climbing executive of the Chicago-based Polish-American Machinery Corp. Since both men enjoyed tennis and watching their children play in the pool, there seemed to be nothing extraordinary about the friendship between them. Nothing, that is, until both were arrested last week by the FBI.
What a casual observer would not have noticed about Bell and Zacharski —and their neighbors certainly missed —was a tale out of John le Carré: international espionage, replete with secret passwords, a document-copying camera, clandestine meetings with foreign agents, and payoffs made in gold. Zacharski, the FBI alleged last week after six years of not-so-casually observing him, was an undercover operative for the Polish intelligence service. According to a court affidavit filed by the bureau, he had paid Bell about $110,000 over the past three years to photograph highly classified documents detailing Hughes Aircraft radar and weapons systems. The film was passed to Polish agents and ultimately, it is believed, to the Soviet Union.
The FBI got wind of Bell's intrigues about a year ago and obtained his confession and cooperation in the investigation shortly before his arrest. Bell's motive, said Agent John Hoos, was "definitely monetary." Despite a $50,000 salary, Bell said he had been having "financial problems" when he first met his neighbor about three years ago. Zacharski offered to help him out. Equipped by his new friend with a movie camera capable of taking single-frame exposures, the Hughes engineer began photographing unclassified company documents in exchange for cash and gold coins.
Gradually, Bell later confessed, his position became more compromised, and he was required to record more highly classified plans of advanced radar and weapons systems. Bell's involvement grew deeper still in late 1979, when Zacharski told him he would have to start delivering the film directly to Polish agents overseas. During the next year and a half, Bell made three trips to Austria and Switzerland, where Polish agents would identify themselves to him with the code phrase, "Aren't you a friend of Marian?"
The case of Marian and his friend is just the latest example of what the FBI calls "technology transfer"—the continuing effort by foreign countries, particularly the Soviet Union, to grab American technical know-how in whatever way they can. The methods, says FBI Spokesman Roger Young, "range from the legal and overt to the covert and illegal. Sometimes they are crude to the point of a car pulling up to a technological trade show and just loading up with free literature."
Because of loosely enforced Commerce and State Department regulations, says Young, "only rarely can we catch anyone as calculating as Bell." According to Kenneth Kaiser, an agency counterintelligence supervisor in Chicago, Poland is particularly active in the pirating of corporate data. Says Kaiser: "While the Soviet KGB gets all the press, Polish intelligence is perhaps superior. They, however, could care less about military intelligence; they want economic and scientific secrets. Their objective is to short-circuit development costs and undersell us." And, as the Zacharski case suggests, they are good at finding friends in the right places
Marian Zacharski (born in Gdynia, Poland in 1951, raised in nearby Sopot), was a Polish Intelligence officer arrested in 1981 and convicted of espionage against the United States. After four years in prison, he was exchanged for American agents on Berlin's famous Glienicke Bridge. Arguably, he was one of the most famous agents of the Polish intelligence service. Back in 1996, prosecutors in Warsaw charged him with flagrant mismanagement at the Pewex company, and Gorzów Wielkopolski police want to question him about illegal car trading.

Espionage
Zacharski was president of the Polish American Machinery Company (POLAMCO) and lived in the United States from about 1977 till 1981. Acting as the commercial representative, he was at the same time an officer of the Polish intelligence service. In June of 1981 William Holden Bell, project manager of the Radar Systems Group at Hughes Aircraft in El Segundo, California, and Zacharski, were arraigned on espionage charges. For the apprehension of Marian Zacharski credit belongs to a Polish diplomat Jerzy Koryciński at UN who blew the whistle, while asking for political asylum in the US.
Under disguise of business activities, and over the period of several months, Zacharski developed a relationship with Bell. According to a court affidavit filed by the bureau, he had paid Bell about $110,000 in cash and $60,000 in gold coins, to photograph highly classified documents detailing Hughes Aircraft radar and weapons systems. Furthermore, Zacharski won access to material on the then-new Patriot and Phoenix missiles, the enhanced version of the Hawk air-to-air missile, radar instrumentation for the F-15 fighter, F-16, "stealth radar" for the B-1 and Stealth bomber, an experimental radar system being tested by the U.S. Navy, submarine sonar and tank M1 Abrams.
According to Kenneth Kaiser, an agency counterintelligence supervisor in Chicago, Poland was particularly active in industrial espionage. While the Soviet KGB got all the press, Polish intelligence was perhaps superior. They, however, could not care less about military intelligence; they wanted economic and scientific secrets. Their objective was to short-circuit development costs and undersell us And, as the Zacharski case suggests, they were good at finding friends in the right places.
Zacharski disclosed the activities of a Russian spy in Poland who under code name "Olin" (known as affair of Olin - Polish Security Services and Oleksy Case Olingate cooperated with one of the best connected KGB agents and the most powerful Russian spies Vladimir Alganov and another Russian diplomat, Georgiy Yakimishin. This consequently resulted in fall of Polish government under Prime Minister Jozef Oleksy. *Afery Prawne(Polish).
In June of 1996 Marian Zacharski left Poland for Switzerland, and the tracks of his whereabouts vanished. Currently Wojciech Bockenheim from Polish TV station TVN produced six TV movies entitled Szpieg (eng. for Spy) "in search of Marian Zacharski", which is dedicated to disclose some of activities of Zacharski
The Spy Who Went Into Retailing 1991Marian Zacharski has a finely tuned sense of irony, and he ought to. A decade ago, he was sentenced by an American court to life in prison, a Polish agent who paid a high penalty for stealing military secrets. Today, six years after his release in a spy exchange, he is a leading businessman in Poland, director of this country's most profitable retailer."Each day, all that is becoming more distant," Mr. Zacharski said of his years as a foot soldier in the cold war in the guise of a sales representative for a Polish machine-tools company. "History has moved forward. I owe a lot to America. If I've become a seasoned businessman, it was because of the years I spent in America. It was my university of life."With his perfectly coiffed gray hair, starched white shirt and lightly accented colloquial English, Mr. Zacharski epitomizes Poland's new breed of Westward-looking entrepreneurs. While competitors struggle to cope with the new principles of free-market economics, he has a sure grasp of his marketing strategy. He wants to emulate J. C. Penney, not K Mart, and hopes to build relationships with customers eager to buy previously scarce consumer goods.The state-owned company he heads, Pewex, was the nationwide chain of stores that sold imported items for dollars, German marks, or other hard currency. It is being privatized and today, with the border open to imports, Pewex accepts payment in Polish zlotys.Sitting in his office on the 12th floor of the Marriott Hotel in downtown Warsaw, Mr. Zacharski speaks confidently of prospects for doubling gross sales this year, to $2 billion. One advertising gambit he plans has a distinctly Western flavor: Pewex is playing host to a tour this spring by the American figure skating troupe the Ice Capades. Mr. Zacharski says the company must diversify to maintain market share.American intelligence officials remember Mr. Zacharski for skills other than his marketing acumen. To them, he was the ultimate professional. His prowess in recruiting a disgruntled engineer at Hughes Aircraft as his American agent is still studied at the F.B.I. academy as a textbook example of how a resourceful spy plies his trade. 'Very Talented'"I knew he was very talented, and I was convinced he was a very talented spy," said Robert Brewer, a private lawyer in San Diego who prosecuted Mr. Zacharski in 1981. "I'm not a bit surprised that whatever venture he got involved in, he would succeed."Indeed, Mr. Zacharski is a rarity among intelligence operatives East or West in his ability to prosper in a subsequent career. The attributes of a capable spy -- grace under pressure, personal charm, daring -- would seem to be ideal for business executives. But the United States has had enormous difficulty helping defectors from Soviet and Eastern bloc intelligence services find work in the West. And today, intelligence agents dismissed by the new democracies in eastern Germany, Czechoslovakia and Poland are also said to be struggling to find an employer who can make use of their abilities.From 1977 until his arrest in 1981, Mr. Zacharski worked as what is known in espionage jargon as an "illegal." It is considered the riskiest job in the spy business. Some Face PrisonMost intelligence officers enter foreign countries as diplomats who enjoy immunity from arrest. They are closely watched by counterespionage agents and if caught are simply deported. To avoid surveillance, some spies pose as students, tourists or business executives. Their handlers work particularly hard at inventing credible cover stories because these illegals face imprisonment if detected.In Mr. Zacharski's case, his cover as a sales representative for a Polish company was as much a vocation as spycraft. He recalled with evident pride his success in selling machine tools to American companies.He was more circumspect about details of his espionage career, declining to say when and how he was enlisted. But it was still easy to see why he was both a successful spy and a formidable salesman. He fixes a visitor with his light blue eyes, and he has a knack for creating a warm, congenial atmosphere even in a short conversation. 'Like a Game'What was it like to be a spy?"It's something in which you have to turn your emotions off," he recalled. "It's a job, and the same time, it's something like a game between certain types of agencies."Mr. Zacharski grew up in the northern Polish city of Sopot, and attended college in Warsaw, studying business. At some point, he was enlisted in the Polish intelligence service, which was working closely with Soviet intelligence to steal Western technology."I consider myself a great patriot," Mr. Zacharski said of his decision to become a spy. "To me it makes no difference whether Poland is Socialistic, Communist or a feudal country. To me, it's that it was Poland. My country is Poland and I do everything possible for it."Mr. Zacharski came to the United States in 1975, accompanied by his wife and daughter.For several years, he worked as president of the Polish American Machinery Corporation, with headquarters in Elk Grove Village, Ill. The Personal TouchListen to how Mr. Zacharski describes the attributes of a great salesman: "Business is not done between companies. It's done between people. Before you sell your product, you have to sell yourself."Mr. Zacharski was doing both in the United States. In 1978, he met William Holden Bell, an aerospace engineer at Hughes Aircraft in El Segundo, Calif., who was embittered and having financial problems. Mr. Zacharski moved into the condominium complex in which Mr. Bell lived, befriended him, played tennis with him and slowly eased him into espionage."This was a classic case in which an intelligence officer correctly assessed his target. Mr. Bell needed a friend and Zacharski just recruited him beautifully," said Kenneth Degraffenreid, former head of intelligence programs at the White House.Over the next three years, prosecutors said, Mr. Bell was paid more than $110,000 for secrets on military radar systems, including the technology for the radar-evading Stealth aircraft then under development. In 1981, he was caught by the Federal Bureau of Investigation, confessed, and agreed to wear a hidden microphone to entrap Mr. Zacharski. The plan succeeded, and the handsome Polish emigre was arrested on June 28, 1981. A Life SentenceMr. Bell was sentenced to eight years. Mr. Zacharski went before a Federal judge for his punishment on Dec. 14, 1981, a particularly inauspicious moment. The day before, Poland's Communist Government had imposed martial law. Mr. Zacharski said the life sentence was not a surprise.Though he would not have been eligible for parole until June 2011, he said he never gave up hope. He asserts that his biggest worry was whether he could get a job when he returned to Poland. In 1985, he and three other agents were traded for 25 spies being held in Eastern bloc countries. Months later, the Government named him to a post in Pewex and he soon went to work as head of the consumer electronics division. He became general director last year.It is not yet clear whether he will head Pewex when the company is sold into private hands. Mr. Zacharski says he has the qualifications, pointing to a 74 percent increase in sales last year. Political ConcernsOf late, Mr. Zacharski's prominence has attracted some unwanted political attention. Lech Walesa, the new President of Poland, ran on a platform of sweeping the Communist elite, or "nomenklatura," from posts in business and industry. Though Mr. Zacharski was appointed to Pewex by the Communist Government, he was chosen director in a competition last year.He was recently the subject of an unflattering article in Tygodnik Solidarnosc, the weekly paper with close ties to the Walesa camp. The article recounted published reports linking Mr. Zacharski's operations in the United States to the Soviet intelligence service, the K.G.B."They are trying to create an atmosphere that I am a foreign object in this country, and this is complete nonsense," he said.These days, Mr. Zacharski seems to have little nostalgia for his years in the back alleysNo, I don't miss it," he said. "At a certain point in your life you do certain things. At that point in my life, I was young and brave. Now, I am old and settled," said the 39-year old Mr. Zacharski, with only the hint of a twinkle in his eye.
Marian Zacharski - najsłynniejszy agent polskiego wywiadu. W czasach zimnej wojny wykradł Amerykanom dokumentację supernowoczesnej broni, wartej ponad 2 miliardy dolarów. Losy superszpiega PRL-u i oficera wywiadu III RP prześledził dziennikarz TVN i TVN24 Bogdan Rymanowski. Reżyserem filmu jest Wojciech Bockenheim, autor „Wielkich ucieczek”. Tak powstał serial "Szpieg", który od maja będzie można zobaczyć w TVN.
Zacharski przybył do USA w 1976 roku, jako przedstawiciel Polish-American Machinery Company (POLAMCO). Formalnie zajmował się sprzedażą obrabiarek kalifornijskim przedsiębiorstwom przemysłu lotniczego. Zaprzyjaźnił się z pracownikiem jednej z firm, Williamem Bellem. Wykorzystując fakt, że Bell tonął w długach, zaproponował, że kupi od niego tajne materiały.
Za niespełna 200 tysięcy dolarów zdobył m.in. dokumentację rakiet przeciwlotniczych, obrony przeciwlotniczej, bombowca strategicznego, czołgu i myśliwca. Materiały te centrala w Warszawie przekazała Moskwie.Skazany na dożywocieFBI aresztowała Zacharskiego w 1981 roku. Został skazany na dożywocie, w amerykańskim więzieniu przesiedział ponad cztery lata. W czerwcu 1985 roku Zacharskiego oraz trzech innych szpiegów wschodnioeuropejskich wymieniono na moście między Berlinem Wschodnim a Zachodnim na 25 zachodnich agentów, schwytanych w krajach bloku wschodniego.
Po zmianie systemu superszpieg PRL-u został zatrudniony w Urzędzie Ochrony Państwa. Przez kilka dni był nawet szefem wywiadu III RP.W 1995 roku Zacharski zdobył informacje o działalności rosyjskiego szpiega o kryptonimie "Olin". Wybuchł skandal, gdy ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył z trybuny sejmowej urzędującego premiera Józefa Oleksego o współpracę z rezydentami rosyjskiego wywiadu w Polsce: Ałganowem i Jakimiszynem. Oleksy podał się do dymisji, a śledztwo w największej aferze szpiegowskiej zostało umorzone.Oficerowie, którzy zajmowali się tzw. sprawą "Olina" zostali usunięci ze służb specjalnych. W czerwcu 1996 roku Marian Zacharski opuścił Polskę i zapadł się pod ziemię.Premiera 8 majaKim naprawdę jest Zacharski? Gdzie teraz przebywa? Jakie tajemnice zabrał ze sobą? Odpowiedzi na te pytania w Stanach Zjednoczonych, Meksyku, Rosji, Niemczech, Austrii i w Szwajcarii szukał ponad rok Bogdan Rymanowski.

Saturday, July 26, 2008

Święci w dziejach Narodu Polskiego Prof. Dr. Feliks Koneczny.

Święci w dziejach Narodu Polskiego Prof. Dr. Feliks Koneczny.




Ostatni król Polski

Marnym widowiskiem byla nowa elekcja w r. 1764. Wystapiono z rozmaitymi projektami reform, czym zajmowala sie najbardziej rodzina Czartoryskich, pierwsza prawdziwie odrodzona z arystokratycznych rodzin wschodnich. Przez jakis czas ludzili sie, ze Rosja im dopomoze; liczyli tez na niechec Rosji przeciw Prusom. Ale caryca Katarzyna kazala im, zeby wybierac na króla bylego polskiego posla w Petersburgu i dawnego jej kochanka, Stanislawa Augusta Poniatowskiego. Nie mogla trafic lepiej, ale dla interesów... moskiewskich.

Byl to czlowiek swiatly, lecz nader slabego charakteru i bez zadnych zdolnosci na króla, a przy, tym zniewiescialy. Jakze mial sprzeciwiac sie carycy, skoro czesto kolatal do niej o pozyczki pieniezne! Jesli zas marzylo mu sie, ze po dawnej znajomosci uzyska cos od rzadów Katarzyny, ludzil sie, bo caryca, slawna wszetecznica, miala od tamtego czasu przynajmniej tuzin nowych kochanków, a w polityce byla bardzo twarda. Lezalo w interesie Rosji, zeby Polska byla jak najslabsza i zeby miala urzadzenia panstwowe przestarzale. Katarzyna sprzeciwiala sie od poczatku wszelkiej reformie. Gdy zabrano sie do poprawienia ustroju panstwowego, caryca wyprawila 30000 wojska i zaprowadzila rosyjskie rzady wojskowe w Polsce.

Rzeczywistym wladca polski byl posel rosyjski, Mikolaj Repnin. Posunal on swoje zuchwalstwo do tego stopnia, iz w r. 1767, gdy w sejmie zorganizowala sie silniejsza opozycja przeciw rosyjskiej samowoli, czterech najwybitniejszych opozycjonistów porwal i wywiózl w glab Rosji, jak gdyby byli poddanymi carskimi i podlegali administracji rosyjskiej. A bylo to czterech wybitnych dostojników w panstwie polskim: hetman polny Waclaw Rzewuski i syn jego Seweryn posel podolski, tudziez dwóch biskupów: uczony Józef Zaluski, biskup kijowski, twórca biblioteki publicznej w Warszawie i biskup krakowski Kajetan Soltyk.

Wszyscy posiadaja wyzszy stopien kultury umyslowej i naleza do swieczników ówczesnej Polski. Nazwisko Zaluskich jest znane zaszczytnie; dwaj bracia, obydwaj biskupi, Andrzej krakowski (przed Soltykiem) i Józef kijowski, ludzie oddani naukom, obrócili wszystkie swoje dochody na skupowanie ksiazek, az w r. 1748 mieli ich na tyle, ze mogli otworzyc w Warszawie pierwsza publiczna biblioteke. Józef sam byl bibliografem (nauka o ksiazkach) nie poslednim i stal sie wespól ze swym bibliotekarzem Janockim twórca bibliografii polskiej. W roku 1763 darowal biskup cala biblioteke, zebrana przez siebie i brata, panstwu polskiemu, czyli uzywajac ówczesnego wyrazenia: Rzeczypospolitej. Tak powstala pierwsza w calej Europie publiczna biblioteka rzadowa. Maz, który to sprawil, musi byc zaliczony do najbardziej zasluzonych obywateli, do pierwszorzednych swego czasu umyslów.

Nastepca Andrzeja Zaluskiego na biskupstwie krakowskim, Kajetan Soltyk, nie celowal w naukach, ale palal nadzwyczajna zarliwoscia religijna, oraz niechecia do protestantów i schizmatyków prawoslawnych; nie chcial ich dopuscic do równouprawnienia i z tego powodu byl nienawistny Moskwie. Porwanie go i wywiezienie przedstawione jest na ciekawych plaskorzezbach na jego pomniku w kaplicy katedry na Wawelu na prawo od wejscia (kaplica królowej Zofii Jagiellowej).

Hetman polny Waclaw Rzewuski jest równiez wybitna a wielce szanowna osobistoscia. Wychowany w postepowej szkole pijarskiej, zwiedzal obce kraje, Niemcy, Francje, Wlochy i Anglie, a z podrózy tych korzystal bardzo wiele. Mlodziuchno zostal rotmistrzem, niebawem pulkownikiem, wkrótce pisarzem polnym koronnym. W zyciu obywatelskim sluzyl stanowczo dobrej sprawie: pomagal w swoim czasie Leszczynskiemu. Wplywy mial coraz wieksze, zastajac po kolei wojewoda podolskim, krakowskim, w koncu hetmanem polnym koronnym. Hetmanstwo otrzymal w r. 1751 w czasach najgorszych dla wojska polskiego. Wypelnial sobie zycie literatura. Pisywal wiersze, a z czasem porwal sie na twórczosc dramatyczna.

Znawca nie lada pismiennictwa francuskiego, nadajacego ton w calej Europie, nalezal do pierwszych, którzy nasladowania francuszczyzny uzyli do odrodzenia literatury narodowej. Wedlug francuskich regul literackich pisywal jednak na tematy swojskie: on pierwszy ukladal tragedie o Zólkiewskim, o Wladyslawie pod Warna, on tez pierwszy napisal po polsku dwie komedie: "Natret" i "Dziwak". Na zamku swym w Podhorcach utrzymywal caly teatr, z którego resztki dekoracji przechowaly sie dotychczas. O rozleglosci wyksztalcenia literackiego Rzewuskiego niech swiadczy fakt, ze w okresie zupelnego jednostronnego zaslepienia francuskimi wzorami, a którym i on holdowal, uznawal jednak walory teatru angielskiego; znal Szekspira i cenil go! Doprawdy, pod ilu to wzgledami przyszlo nam wyprzedzac innych w Europie, a bez korzysci dla siebie! W polowie XVIII w. uznanie dla Szekspira to rzecz niebywala i nadzwyczaj postepowa.

Nagle tedy podczas obrad sejmowych rozchodzi sie po Warszawie wiesc nie do wiary, ze posel obcego panstwa targnal sie na wolnosc osobista dygnitarzy Rzeczypospolitej! W nocy z 13 na 14 pazdziernika 1767 r. kazal Repnin porwac wszystkich czterech wyzej wymienionych i wywiezc z Warszawy. Bedac juz poza Warszawa, dowiedzieli sie, ze sa wiezniami i ze beda wywiezieni daleko, w glab Rosji. Hetmana wywiezli az do Kalugi. Tam dokonal Rzewuski przekladu psalmów pokutnych, laczac swe zamilowania literackie ze szczerym duchem religijnym.

Jak mógl posel rosyjski uwiezic kogos w Polsce? Nie pytajmy o prawo! Prawo jest dla tych, którzy sa dosc silni, zeby sie oprzec bezprawiu; dla slabych bezprawie moze latwo stac sie prawem. Na czyn Repnina jedyna odpowiedzia stosowna byloby wypowiedzenie Rosji wojny, a do tego trzeba by odpowiedniego wojska.

Totez patriotyczna opozycja poczela sie zbroic. Pierwsze zmowy odbywaly sie na Ukrainie w województwie braclawskim u rodziny Krasinskich, z których najwazniejszych bylo trzech: Adam - biskup Kamienca Podolskiego, Józef - pisarz wielki koronny i jego syn - Kazimierz. Pulascy agitowali miedzy szlachta ukrainska i podolska, porozumiewajac sie równiez z duchowienstwem okolicznym. Najcenniejszego znalezli przyjaciela w ksiedzu Marku Jandowiczu, z zakonu Karmelitów Trzewiczkowych. Znali go juz przedtem, bo bywal w domu Józefa, który byl zarazem starosta wareckim tam na wschodzie.

Zakonnik ten slynie w historii i w poezji polskiej pod poufala nazwa "Ojciec Marek", pod tym imieniem opiewali go tez najwieksi nasi poeci. Bo tez "to postac nie tylko niezwykla, ale wprost legendarna. Bóg wylal na niego obfitosc darów natury i laski. Mówca i apostol plomienny, mocarny. Duch przeczysty, o polocie idealistycznym, niebosieznym. Meczennik i bohater narodowy. Do darów przyrodzonych dodal Bóg pelnie lask i dar wysokiej kontemplacji, modlitwy, proroctwa, cudów; blask cnót heroicznych".

Urodzil sie na Wolyniu w r. 1713. W dziewietnastym roku zycia wstapil do Karmelitów w Horodyszczu, a po wyswieceniu poswiecil sie glównie misjonarstwu miedzy prawoslawnymi, za co popi odplacali mu przez cale zycie najwieksza nienawiscia. Byl tez w Horodyszczu kaznodzieja i magistrem nowicjatu. Nastepnie zostal przeorem w Annopolu na Wolyniu, a wreszcie zakladal nowy klasztor w Barze i tam sie przeniósl, zeby dogladac budowy. W roku 1768 fundamenty byly gotowe i zaczeto stawiac mury. Tam wlasnie w Barze zorganizowano sie w zbrojna konfederacje, od tego miejsca zwana barska, a to celem oswobodzenia panstwa od przemocy obcych. Kapelanem jej zostal Kapucyn O. Mariaphil, "znakomity kaznodzieja i niestrudzony misjonarz ludowy na Podolu i Ukrainie", lecz wlasciwym ojcem duchownym konfederacji stal sie O. Marek. Slynne sa jego kazania, prawdziwie plomienne. Nie schlebial! Karcil, podobny, w tym do Skargi, wytykal grzechy bezlitosnie i zapowiadal, ze bez poprawy moralnej nie bedzie poprawy politycznej.

Zastanówmy sie nad takim np. wyjatkiem z jego kaznodziejstwa: "Czyscie sobie przedsiewzieli nuzyc cierpliwosc i dobrotliwosc Boza? Czyz chcecie innym narodom pokazac i dowiesc, ile potrzeba grzechów, aby zgubic Ojczyzne?"

Lub w innym miejscu takie slowa: "Tac to jest tego wszedzie przyczyna, ze dzis sie blakacie i walczycie, aby zdobyc to, coscie przez grzechy wasze zgubili. Oby wam to bylo nauka, a waszym nastepcom przestroga! Jezeli dzis plyniecie na los szczescia na kawalku belki, pochodzi to stad, ze z przyczyny waszych bledów wielki i stary okret o skaly sie rozbil!"

Grozil, ze Najswietsza Maria Panna, Królowa Polski, zlozy niegodna siebie korone, a pania narodu bedzie schizma i luteranizm".

A sluchali go wszyscy w najwiekszej pokorze, wielmozowie . prostaczkowie. Posiadal i wywieral urok nadzwyczajny, a wszyscy czcili go, jako swietego. Co najbardziej znamienne, ze podlegali temu urokowi nie tylko zolnierze-szlachta konfederacji, ale nawet lud prawoslawny i co najciekawsze, za swietego, za cudotwórce uwazali go nawet. rosyjscy zolnierze. Prowadzil tez ksiadz Marek Jandowicz zycie najwyzszego szczebla cnotliwosci, z calkowitym zaparciem sie siebie samego, a w ustawicznym obcowaniu z Bogiem.

Niestety, krótko tylko towarzyszyl sprawom konfederacji barskiej. Król wyslal do Baru generala Mokronowskiego, zeby rokowac z konfederacja, ale Rosja sprzeciwila sie jakimkolwiek rokowaniom i wojsko rosyjskie ruszylo zaraz pod Bar. Wtedy Stanislaw August poddal sie naciskowi Repnina i wyprawil kilka pulków wojska koronnego, polskiego, kazac im przylaczyc sie do Moskali. Przewaga nad konfederatami byla ogromna. Czesc wycofala sie w kierunku Moldawii, czesc zamknela sie w obwarowanym Barze, a czesc w Berdyczowie.

Gdy zas podstapilo pod Bar wojsko królewskie pod wodza Ksawerego Branickiego, wyszedl na waly miejskie naprzeciw niemu O. Marek w towarzystwie czterech innych Karmelitów, procesjonalnie, niosac obraz Matki Boskiej. W krótkiej przemowie zaklinal na te Królowa Korony Polskiej, zeby polskich zolnierzy nie prowadzic przeciwko tym, którzy staneli do boju w obronie wiary swietej i wolnosci Ojczyzny. Branicki wzruszyl sie wówczas i od Baru odstapil, ale natknal sie na zblizajace sie do miasta pulki moskiewskiego generala Apraksina i pod jego nadzorem i komenda wrócil. Razem zdobyli Bar 20 czerwca 1768 r. Ciemne zolnierstwo moskiewskie popelnialo w miescie straszliwe naduzycia, O. Marek zas mial byc rozstrzelany.

Sa z tego czasu dwie legendy. Pierwsza z nich glosi, ze podczas szturmu w pierwszej baterii moskiewskiej puszkarz przylozyl lont do zapalu armaty, a patrzacy na to z walu O. Marek armate przezegnal, armata zostala rozerwana. Druga jest genezy rosyjskiej: kiedy zolnierze Apraksina mieli O. Marka rozstrzelac, nagle padli przed nim na kolana i prosili o blogoslawienstwo.

Faktem jest, ze egzekucja nie doszla do skutku. Moskale wywiezli O. Marka do wiezienia w Kamiencu, a nastepnie do Kijowa, gdzie przecierpial osiem lat. A nowy klasztor karmelicki w Barze nie doczekal sie juz nigdy dokonczenia i potem zniknela nawet ta czesc murów, która O. Marek zdazyl wystawic.

W kilka dni po upadku Baru padl równiez Berdyczów, ale konfederacja barska zaczela dopiero swoja historie. Tegoz jeszcze r. 1768 rozszerzyla sie zywiolowo na cala Polske i Litwe; na rozleglych obszarach panstwa toczyla sie w setkach potyczek partyzancka wojna z pulkami moskiewskimi, zalewajacymi Polske coraz bardziej.

Rosja siegnela zas do calkiem innego rodzaju broni. Przygotowala wojne domowa na Ukrainie w imie schizmy. Przygotowania te obejmowaly ciemny lud ruski, a polegaly na tym, zeby go rzucic na szlachte i duchowienstwo katolickie w obronie zagrozonego rzekomo prawoslawia. To mialo sie teraz przydac przeciw konfederacji barskiej, do której garnela sie cala szlachta poludniowo-wschodnich województw. Setnik kozaków zaporoskich Maksym Zelezniak i Gonta, setnik kozaków nadwornych wojewody kijowskiego, Franciszka Salezego Potockiego, uzyci sprytnie za narzedzie, z pomoca ciemnych a zawistnych popów, poswiecajacych noze po cerkwiach na rzez "Lachów", zorganizowali krwawy bunt kozactwa i ludu wiejskiego, podmówiwszy ich, ze "panowie" polscy chca skasowac wiare prawoslawna, a wiec odjac im moznosc zbawienia; nie braklo przy tym i argumentów swieckich. Rzekoma obrona prawoslawia zwrócona tam byla glównie przeciw unii, bo lacinskich ksiezy na Ukrainie bylo stosunkowo niewielu. Byl to poczatek wznowionej walki z nia - o czym nizej obszerniej sprawe sie wyluszczy.

Starano sie o to, zeby ciemne masy rozjuszyc jak najbardziej, co udalo sie w stopniu takim, ze nawet Rosji bylo tego za duzo, tej Rosji, w której panowala najsrozsza niewola ludu wiejskiego. Wymordowano okolo 20000 ludzi, bez wzgledu na wiek i plec, ludzi bezbronnych, na których rzucano sie z zasadzek, zaczajajac sie, jak na lowach na zwierza. General rosyjski Kreczetnikow przypatrywal sie zrazu zadowolony, jak Zelezniak oglasza sie hetmanem Kozaczyzny, mianuje sie ksieciem Smily, od przywlaszczonych sobie dóbr Lubomirskiego; jak glupszy od niego Gonta zrobil sie ksiazeciem na Humaniu i nie na zarty zaczal rozdawac godnosci dworskie, ale dlugo to trwac nie moglo, bo nawet najgorszy rzad musi miec w koncu spokój i jakis lad kolo siebie. Nadeszly surowe rozkazy z Petersburga.

"Hajdamacy" zrobili, do czego byli potrzebni, nawet znacznie wiecej, niz od nich wymagano, a teraz bylby z nimi tylko klopot; wiec Kreczetnikow rozprawil sie krótko z hordami pijanych chlopów ruskich. Gonte kazal stracic, a Zelezniaka zeslal na Sybir. Osiagnieto jednak tyle, ze województwa ukrainskie byly istotnie na dlugi czas niezdatne do niczego, a wszak tam bylo gniazdo konfederacji barskiej.

Przeliczono sie jednak sadzac, ze rzez humanska i hajdamacczyzna beda koncem konfederacji. Pozawiazywaly sie w tym samym celu konfederacje po calej Polsce i na Litwie, tak ze mozna powiedziec o konfederacji barskiej, ze rozszerzyla sie ona dopiero, gdy Baru nie starczylo. Zdziwiona sluchala tych wiesci Warszawa, gdy wtem nadzieje konfederacji blysnely na nowo, bo Turcja wypowiedziala wojne Rosji. Osmielone tym zawiazuja sie nowe konfederacje po województwach, ruch wszczety na Ukrainie siega juz Wielkopolski, wszedzie rzucaja sie na zalogi rosyjskie i to zazwyczaj z dobrym skutkiem.

W nastepnym r. 1769, ruchawka konfederacka, bynajmniej nie stlumiona, poczyna budzic watpliwosci w sferach stojacych blizej króla; czy jednak nie lepiej, ze ta konfederacja jest, i czy nie da sie czegos z tego zrobic. Faktem jest, ze na radzie senatu w pazdzierniku 1769 r. podniesiono smialo glowe i uchwalono zazadac odwolania wojsk rosyjskich. Zdawalo sie, ze rzad polaczy sie z konfederacja. Lecz bylo to zludzenie krótkotrwale. Stanislaw August posluchal jednak w koncu generalów carycy i coraz tez wieksza byla przewaga Rosji, tym wieksza, gdy król oswiadczyl sie przeciw konfederacji.

Niestety w listopadzie 1769 Kraków zostal zajety przez generala rosyjskiego Drewicza, po czym generalicja konfederacka przeniosla sie do Bielska Slaskiego, a wiec w kraj panowania Habsburgów. Nie dawali za wygrana, organizacja trwala nadal. Urzadzili obóz pod góra Koneczna, która stoi w miejscu, gdzie schodza sie Granice Slaska, Moraw i Slowacczyzny. Tam wydano "uniwersal bezkrólewia", tj. obwieszczono, ze nie uwazaja juz Stanislawa Augusta za swego króla i dazyc sie bedzie do nowej elekcji. Generalicja przeniosla sie wkrótce do Preszowa na Slowacczyznie, a niebawem rozpoczely sie nowe boje. Pod koniec kwietnia 1771 Kazimierz Pulaski obronil Czestochowe, zniszczywszy tam pieciotysieczny korpus generala Drewicza. I Branicki wyruszyl ponownie w pole z polecenia królewskiego. W czerwcu przegrali. konfederaci bitwe pod Lanckorona, w górskiej okolicy Krakowa, lecz pomimo to odzyskali w lutym 1772 r. zamek krakowski. Administracja konfederacka przeniosla sie tymczasem do Cieszyna, ale w kwietniu 1772 Habsburgowie wypowiedzieli jej goscinnosc i kazali opuscic granice panowania austriackiego. Wnet musialy kapitulowac Kraków i Lanckorona, a wreszcie dnia 11 czerwca 1772 juz nawet Czestochowa.

Juz przedtem bawil w Petersburgu pruski ksiaze Henryk Hohenzollern z planem pierwszego rozbioru Polski, którego dokonano w r. 1772 w warunkach najhaniebniejszych. Król pozostal niestety biernym swiadkiem, jak wojska rosyjskie, pruskie i austriackie zajmowaly oscienne prowincje polskie.

Spadaly te wiadomosci najgorszymi ciosami na glowe wiezionego w Kijowie O. Marka. Gdy go wreszcie wypuszczono w r. 1777, powrócil do swego dawnego klasztoru w Uszomirzu, potem w r. 1783 zostal przeorem w Annopolu, skad w r. 1786 w sprawach zakonu przybyl do Warszawy i mieszkal na Lesznie.

Nie wiemy, jak dlugo przebywal O. Marek w Warszawie i czy byl jeszcze w roku nastepnym, 1787 swiadkiem przybycia i pierwszych czynów sw. Klemensa Dworzaka, zwanego "apostolem Warszawy".

Jak niegdys na poczatku królestwa polskiego z Czech otrzymalismy pierwszego naszego patrona, sw. Wojciecha, podobnie przy samym koncu istnienia polskiego królestwa "apostolem Warszawy" stal sie Czech. A naród czeski byl w polozeniu oplakanym.

Po bitwie na Bialej Górze w r. 1620 nastalo takie przesladowanie i tepienie narodowosci czeskiej przez Habsburgów, iz wytepiono cala niemal szlachte i cala inteligencje czeska; co z niej zostalo, zostalo zgermanizowane. Zostal tylko lud wiejski, w którym przechowal sie przynajmniej jezyk czeski i z którego potem odrodzil sie na nowo ten naród. Ale az do polowy XIX w. narodowosci czeskiej nie bylo, bo nie bylo inteligencji, która bylaby przejeta tym poczuciem narodowym. Gdy ktos z ludu wybijal sie, gdy szedl chocby troche w góre, niemczyl sie zarazem.

Niemczyl sie równiez pochodzacy z zagrodników Klemens, urodzony w r. 1751 w Taszowicach na Morawach. Morawianie nie mieli jeszcze przez cale sto lat potem pojecia o jednosci narodowej z Czechami. Nazywano rodziców Klemensa "hofbauer" co po niemiecku znaczy "zagrodnik" (w skrócie "hofer", uzywane dotychczas w narzeczach morawskich) i stalo sie to jego nazwiskiem. Oddano go do terminu do piekarza, ale uciekl od majstra, porwany checia nauki z ksiazek. Jak to zrobic, sam nie wiedzial. Chowal sie przed ludzmi, bo skoro nie byl piekarczykiem, obowiazany byl jako zagrodnik stawiac sie do robót rolnych na dworze w Taszowicach. Nie dbano jednak o niego i skoro sie nie pokazywal, nie poszukiwano go. Jakos sie zywil dzieki lasce dobrych ludzi w swej kryjówce, która w wyobrazni mlodzienczej podobalo mu sie nazywac "pustelnia". Przekonawszy sie wreszcie, ze mu ze strony dworu nic nie grozi, szukal zarobków to tu, to ówdzie i w najwiekszej biedzie przeturbowal sie jakos przez lata szkoly gimnazjalnej i dotarl potem do Wiednia na studia uniwersyteckie. Tam do reszty sie niemczyl.

Byly to czasy cesarza Józefa II (1780-1790), który przejety byl prawdziwie bizantynskimi pojeciami o stosunku Kosciola i panstwa. Urzedowo byl katolikiem, bo z katolickiej pochodzil dynastii i poddanych mial wylacznie katolickich, ale w sercu bylo mu zupelnie obojetne czy to katolicyzm, czy protestantyzm, byle tylko ta czy tamta organizacja religijna byla posluszna sluzka i politycznym narzedziem tronu. Pozamykal mnóstwo klasztorów, a zachowane krepowal przepisami, narzucanymi przez administracje panstwowa. Utrudnial stosunki duchowienstwa parafialnego z konsystorzami, a biskupów z Rzymem. Mieszal sie do wykonywania pieczy religijnej nad wiernymi, do wewnetrznych urzadzen Kosciola, tepil szkolnictwo zakonników, ale swieckie szkoly zakladal z funduszów koscielnych, które panstwo przywlaszczalo sobie coraz bardziej. Panowaly wówczas prady bardzo nieprzyjazne wzgledem Kosciola; zaczynalo sie panowanie nad umyslami tak zwanego wolnomularstwa, czyli masonerii, sekty majacej na celu zniszczenie Kosciola.

Poniewaz Polska okazala sie panstwem katolickim, zwiazki masonskie w calej Europie kopaly pod Polska dolki, gdzie tylko sie dalo; jakoz przyczynily sie one do rozbioru polskiego panstwa. Wynosili natomiast pod niebiosa króla Fryderyka pruskiego, jako "filozofa", caryce Katarzyne jako "filozofke na tronie" i Józefa II jako "dobroczynce ludzkosci". Tak wiec dzieki temu cesarzowi cywilizacja bizantynska wtargnela nawet w katolicka czesc Niemiec. Od tego czasu nazywamy "józefinizmem" podporzadkowanie Kosciola panstwu, wyslugiwanie sie duchowienstwa urzedom panstwowym, chociaz z uszczerbkiem Kosciola, przeciw prawu kanonicznemu. Tak zas cesarz Józef przebieral i dobieral ludzi na wszystkie strony, iz po pewnym czasie mial obsadzone wszystkie wydzialy teologiczne w uniwersytetach profesorami takimi, którzy sie przynajmniej nie sprzeciwiali józefinizmowi. Wazny to rozdzial w dziejach Kosciola, bo resztki józefinizmu pokutowaly jeszcze do niedawna.

Powyrzucani z katedr uniwersyteckich prawi katolicy, caly niemal episkopat i znaczna czesc duchowienstwa parafialnego, tudziez cale niemal duchowienstwo zakonne, staneli w opozycji i tym bardziej szukali jak najscislejszych zwiazków z Rzymem. Przede wszystkim zas starali sie jak najwiecej kleryków wyprawiac z Austrii do Rzymu na dokonczenie studiów teologicznych.

W ten sposób dostalo sie tez do Rzymu dwóch kleryków z Wiednia, Klemens Hofbauer i Tadeusz Hübl. Obydwaj wstapili tam w r. 1784 do nowicjatu zakonu Redemptorystów. Zakon ten istnial juz od lat 50, zalozony przez sw. Alfonsa Ligouriego, a specjalizujacy sie wlasnie do walki z modnym w owych pokoleniach niedowiarstwem. Wytwarzal sie w owych czasach przesad, jakoby nauka sprzeciwiala sie wierze, ze wiec oswiata nie moze pozostawac w zgodzie z Kosciolem; totez wielu sprzeniewierzalo sie Kosciolowi tylko dlatego, zeby uchodzic za bardzo oswieconych.

Swiety Alfons Ligouri, zakladajac swój zakon w Rzymie w r. 1732, mial pierwotnie na mysli tylko obsluge religijna i materialna najubozszych i opuszczonych nedzarzy. Sam jednakze bedac wielkim uczonym (pozostawil po sobie wiele dziel, cennych dotychczas), a widzac, jak wlasnie uczeni swieccy poczynaja odwracac sie od Kosciola, skierowywal swych uczniów coraz bardziej na misje pomiedzy inteligencje i w tym wlasnie kierunku nastrojony byl nowicjat rzymski, gdy do niego wstepowali Hofbauer i Hübl.

Poniewaz posiadali juz wyksztalcenie teologiczne z uniwersytetu wiedenskiego, wystarczyl im rok w Rzymie, zeby otrzymac swiecenia kaplanskie, po czym wyprawiono ich na misje na pólnoc, az na Pomorze, gdzie od pokoju westfalskiego utrzymywaly sie jeszcze resztki panowania szwedzkiego. Droga wypadla przez Warszawe i dla sw. Klemensa na Warszawie sie skonczyla. Nie pojechal dalej, utknal w stolicy Polski. Bylo to w r. 1787.

Co mu sie w Warszawie spodobalo? Sam potem mówil, ze w tym miescie "od dziecka do starca wszystko oddane rozpuscie". Ale podzialal prawdopodobnie jezyk polski. Podobny do tego, w którym go matka, uboga zagrodnica, uczyla niegdys pacierza, przypomnial mu lata dziecinne. U nich na Morawach ich jezyk ojczysty (o którym nawet nie wiedzieli, ze jest czeski) stanowil mowe tylko chlopstwa i sluzacych. A tu slyszy, jak najwieksi panstwo mówia prawie tym samym jezykiem i widzi, ze w tym jezyku drukuje sie mnóstwo ksiazek, ze po polsku spisuje sie prawa i ustawy, po polsku odbywa sie rozprawy sadowe, po polsku rozmawia duchowienstwo z biskupami, tylko w polskim jezyku porozumiewaja sie wszyscy urzednicy i najwyzsi dostojnicy itp. To wszystko wprowadzalo go w zdumienie, bo na Morawach od dawna sluzyl do tego tylko niemiecki jezyk. Nawet król i caly dwór królewski, sami Polacy i uzywaja polskiego jezyka.

Zachwycil sie tym, zawstydzil swego zniemczenia i pokochal te polskosc. Wyuczyl sie polskiego jezyka literackiego tak dokladnie, iz go nie mozna bylo odróznic od rodowitego Polaka, i co wiecej, przylgnal calym sercem do narodu polskiego. Tym bardziej bolal nad wadami Warszawy, która rzeczywiscie brodzila wówczas w rozpuscie i z tym wiekszym zapalem jal sie misji wewnetrznych. Otrzymawszy od wladzy koscielnej kosciól swietego Benona, pracowal tam z towarzyszami zakonnymi od rana do nocy w konfesjonale i na ambonie. Kosciól nie mógl pomiescic naplywu wiernych. Codziennie bywalo po piec kazan, szereg mszy swietych, codzienna uroczysta suma i codziennie nieszpory. Ilosc komunikujacych doszla w jednym roku do bajecznej liczby stu tysiecy.

Z moralnoscia Warszawy bylo doprawdy nie tak zle, skoro sie jeszcze dawala nawracac! Mozna powiedziec, ze zepsucie szerzylo sie z mody, ale nie z przekonania. Zreszta w wielkich miastach bywa z reguly gorzej; ale stolica, to jeszcze niecaly kraj. Prowincja pozostala gleboko religijna, a wszedzie znac bylo wielki postep oswiaty w porównaniu z ciemnota czasów saskich.

Spoleczenstwo polskie przestawalo byc bierna masa w zakresie zycia publicznego. Dojrzewalo juz drugie pokolenie ze szkól reformowanych przez ksiedza Konarskiego. Pierzchla ciemnota, mielismy juz na nowo swietnych pisarzy, poetów, uczonych. Podnosil sie na nowo uniwersytet Jagiellonski, po czym nastapilaby takze reforma w Wilnie i w Zamosciu. Powstala Komisja Edukacyjna, która byla pierwszym w Europie ministerstwem oswiaty i pozakladala pierwsze w Europie szkoly publiczne panstwowe. Oswiecone spoleczenstwo inne tez wyznawalo zasady, niz ciemna szlachta poprzedniego pokolenia. Mijaly czasy, w których szlachcic uwazal, ze stworzony jest z innej gliny, niz mieszczanin lub wloscianin. Najwiekszy uczony tych czasów Stanislaw Staszic, sam mieszczanin, nawolywal wcale nie na prózno, zeby uznac równosc obywatelska wszystkich stanów, wszystkich mieszkanców kraju.

W roku 1774 wystapiono na sejmie z wnioskiem, zeby do rzadowych komisji skarbowych powolac po dwóch kupców. Z wniosku samego widac, ze uprzedzenia przeciw stanowi miejskiemu poczynaly pierzchac. Rzecz prosta: czlowiek oswiecony nie mógl ich hodowac. Nalozono na komisje skarbowe obowiazek popierania handlu i przemyslu; rozumiano wiec, ze nie o to chodzi, zeby skarb napelnic podatkami, nie pytajac obywatela, na ile go stac, lecz o to, zeby obywatelowi dostarczac sposobnosci i otwierac mu drogi do dobrobytu, a wtenczas podatki i tak beda wzrastac, tym bardziej, ze nie beda ciazyly obywatelowi zamoznemu. Takie postepowe pojmowanie skarbowosci panstwowej wiodlo do opieki nad zawodami miejskimi i do zasadniczej zmiany pojec o "lokciu i kwarcie", których ujecie w celach zarobkowych hanbilo dotychczas szlachcica i grozilo mu utrata "klejnotu szlacheckiego". Na sejmie tegoz r. 1774 stanela uchwala, ze "szlachcic bawiacy sie wszelkiego rodzaju kupiectwem, szlachectwa swego utracac nie bedzie".

Byl to przelom epokowy. Zdajac sobie z tego sprawe, latwiej zrozumiemy, jak w krótkim czasie mogla Polska dokonac nadzwyczajnych postepów w dziedzinie miejskich zajec i urzadzen. Wyznaczono "osobne komisje dobrego porzadku" celem uporzadkowania gospodarki miejskiej, gdzie tego zachodzila potrzeba; mianowano potem stalych 15 komisarzy do tego, dopomóglszy walnie kilkudziesieciu miastom, a wszystkim dostarczajac przykladu. W roku 1777 zjawia sie nawet pomysl powszechnego ubezpieczenia od pozaru.

Powstaja liczne wielkie domy handlowe i banki (najslynniejsze: Teppera, Prota Potockiego, Kapostasa), nieznane jeszcze gdzie indziej obroty na pozyczki hipoteczne, na zaliczki eksportowe i rozmaite formy nowoczesnego kredytu. Dosc powiedziec, ze w Polsce ówczesnej zawiazywaly sie spólki handlowe w formie znanej tylko Anglikom, a mianowicie spólki akcyjne. Wszak pierwszymi w Polsce papierami kredytowymi byly akcje "kompanii manufaktur welnianych", której statut podpisywali miedzy innymi b. kanclerz Andrzej Zamojski (zrzekl sie kanclerstwa, zeby nie podpisywac traktatu rozbiorowego) i brat królewski, ksiaze Michal Poniatowski.

W roku 1787 powstaje "Spoleczenstwo Fabryki Plóciennej Krajowej", w którego statucie czytamy: "Subskrypcje przedsiewzielismy nie tak checia zysków, jak raczej czysta intencja uczynienia najistotniejszej krajowi przyslugi". Nie sposób wyliczac tu chocby wazniejszych tylko fabryk, zakladanych wówczas gesto, bo wspólzawodniczyla w tym cala niemal warstwa moznowladcza, niosaca chetnie swe kapitaly na rozwój przemyslu i dajaca dobry przyklad uszanowania "lokcia i kwarty". Nie ma niemal takiego rodu magnackiego, który by nie bral udzialu w tym ruchu przemyslowym. Jakze potezny byl prad do reform, skoro zreformowal warstwe moznowladcza; a stalo sie to bez przewrotów spolecznych, bez rewolucji, bez znecania sie nad kimkolwiek. Powstaly tedy fabryki sukna, plócien, mebli, fajansów, kapeluszy, powozów, siodel, saletry, kotlów, swiec, zwierciadel, kobierców, szkiel zwyklych i kolorowych, huty szklane, warsztaty do budowy statków rzecznych, piece do wytapiania rudy zelaznej i innej, fabryki mydla, ponczoch, pasów, kos, plantacje tytoniu i fabryki "tabaczne", potem kuznice i w koncu nawet fabryki stali.

Okolo roku 1780 bylo w Polsce fabryk tkackich 71, wyrobów chemicznych (prócz farbiarni) 8, fabryk maszyn i narzedzi 12, szkla i fajansu 11, papieru i obic tapetowych 17, garbarn fabrycznych 13, pieców hutniczych 42, fabryk powozów 11. Mniejszych fabryk w reku szlachty wioskowej znajdowalo sie okolo 300, nie liczac wcale gorzelni i tartaków. W roku 1783 liczono w samej Wielkopolsce 948 warsztatów sukienniczych; niech ta liczba pomoze nabrac wyobrazenia o stanie naszych miast przed zabraniem ich pod obce rzady; niech to swiadczy, ze obcy wladcy nie zastali Polski wcale pustynia, a miasta zmierzaly w najlepsze do rozkwitu. Wszak powstawaly juz spólki handlowe na wywóz polskich towarów na Wschód, do Moldawii i do poludniowej Rosji, w którym to celu ustanowiono polski konsulat w Chersoniu, a zanosilo sie na szereg dalszych konsulatów.

Pierwsza ustawa wekslowa uchwalona byla na sejmie r. 1774 a motywowana jest, "aby handel i kredyt mu potrzebny utrzymac". Podobnie zdawano sobie sprawe, ze potrzebna jest do rozwoju handlu i przemyslu dobra komunikacja, a piecza o drogi ladowe i wodne przynosi zaszczyt ówczesnemu rzadowi polskiemu. Ofiarnoscia hetmana Michala Oginskiego wykopano kanal, zwany na mapach polskich slusznie od jego imienia, laczacy Szczare z Jasiola na Polesiu. Pochlonelo to dzielo 12 milionów zl. polskich, lecz nie wyczerpalo ofiarnosci i zapalu Oginskich, skoro syn hetmana dodal jeszcze kanal pod Stetyczowem. Pomocnikiem w przygotowaniach, wspólnikiem w ponoszeniu kosztów, a dusza w wykonaniu dziela byl miecznik pinski, Butrymowicz. Doczekal sie tej pociechy, ze sam pierwszy przezegnal cala droga z Pinszczyzny do Warszawy i Gdanska. Za tym przykladem poczeto urzadzac kanaly w kilku innych stronach kraju; kwestia komunikacji wodnej, podnoszona za naszych czasów z naciskiem, jako wymaganie postepu, znana zatem byla doskonale naszym przodkom pod koniec WIII w. Tym bardziej pilnowano naprawy dróg ladowych i rozszerzania ich sieci.

Poczta polska cieszyla sie jak najlepsza opinia u cudzoziemców. Mamy swiadectwo Rosjanina (pózniejszego wicegubernatora wilenskiego Frizla), który pisal o tym: "Kto tylko podrózowal w Polsce, wie z doswiadczenia, ze urzadzenia pocztowe w Polsce i Litwie byly tak dobre, ze lepszych zadac niepodobna". Jeden Niemiec (Schulz) radzil swym rodakom, zeby nie jezdzili do Rosji przez Berlin i Królewiec na Klajpede, lecz na Polske, bo i predzej dojada i wygodniej. Drugi Niemiec (Biester), nie moze sie nadziwic bezpieczenstwu w podrózach przez Polske. Pisze, ze jeden czlowiek moze przewiezc daleko bez niebezpieczenstwa napadu krocie, a nawet mozna najwieksze sumy powierzyc po prostu woznicy. Faktem jest, ze wplywy do kasy centralnej rzadowej w Warszawie zwozono co kwartal z prowincji na zwyklych wozach, a bywaly to sumy milionowe; eskorte stanowilo dwóch strazników, a nieraz nawet tylko jeden... Uczony Anglik, profesor uniwersytetu w Cambridge, slynny Coxe, poswiadcza równiez, ze w podrózy przez Polske nic mu nie zginelo, chociaz nieraz musial powóz zostawiac na noc na dworze bez dozoru. Uczciwosc lezala w naturze ludu polskiego.

Spoleczenstwo polskie znajdowalo sie na dobrej drodze: coraz lepsze i bardziej uczeszczane szkolnictwo zapewnialo przybytek umyslów swiatlych, a postepowosc okazana w tylu dziedzinach dawala rekojmie, ze zdrowe przekonania niezawodnie zwycieza.

Wiekszoscia zwolenników reform rozporzadzal szczesliwym zbiegiem okolicznosci sejm r. 1776, gdy poruczal Andrzejowi Zamojskiemu opracowanie zbioru praw sadowych (kodeks cywilny, kryminalny i przewód sadowy). Uwazano, ze w tym zakresie bedzie sie mozna ruszac swobodnie.

Andrzej Zamojski, maz wielkiej zacnosci i podnioslosci ducha, jakich dzieki Bogu w Polsce nigdy nie braklo, byl kanclerzem w latach pierwszego rozbioru i zlozyl swa godnosc, nie chcac przykladac pieczeci do uchwal sejmu rozbiorowego. Jakim szacunkiem calego narodu byl otoczony, swiadcza zaszczytne slowa, wpisane w konstytucje (tj. prawomocne uchwaly) sejmu r. 1776, ze powierza sie prace nad nowym kodeksem wlasnie jemu, jako "majacemu cnote i przymioty, do tego dziela sposobnym go czyniace". Gdzie w calym swiecie poza jedna Polska, wpisywano w akty publiczne swiadectwa cnoty?! Eks-kanclerz, zgromadziwszy przy sobie szczesliwie dobrane grono prawników (Józef Wybicki, Michal Wegrzecki, Antoni Rogalski), zdazyl wykonac swe zadanie w dwa lata, i w r. 1778 oglosil drukiem nowy kodeks, nie przedstawiajac go urzedowo sejmowi umyslnie, zeby miec jeszcze dalsze dwa lata do wypróbowania i przygotowania opinii publicznej.

"Zbiór" wprowadzal sporo nowosci na korzysc stanu miejskiego i wiesniaczego, ukracajac przywileje szlachty. Zbierala sie wprawdzie opozycja na sejm r. 1780, lecz bylaby w mniejszosci i nowy kodeks bylby przeszedl. Ale o wiekszosc dla opozycji staral sie zawczasu rosyjski posel Stackelberg. W depeszy do "imperatorowej" zwrócil od razu uwage, ze nalezy projekt Zamojskiego uczynic niemozliwym; otrzymal tez z Petersburga upowaznienie, zeby protestowac. Sypaly sie ciagle ruble rosyjskie na Polske i Litwe za uslugi polityczne; teraz posypaly sie podwójnie, potrójnie zalewaly sejmiki wyborcze, zeby nie wychodzili z wyboru zwolennicy Meza "majacego cnote". Niespodziewanie jakby zmienila sie opinia; na sejmie r. 1780 Zamojski uchodzil u wiekszosci za czlowieka godnego nie pochwal, lecz potepienia - i kodeks odrzucono. Kto go odrzucil? Zaprzedancy moskiewscy - sami bowiem szczerzy zwolennicy wylacznosci szlacheckiego przywileju nie postawiliby na swoim, slabsi z roku na rok i coraz nie liczniejsi. Polska i Litwa pozostawione same sobie zalatwilyby nie tylko te sprawe pomyslnie! Nawet odrzucony w r. 1780 kodeks Zamojskiego bylby wrócil po niedlugim czasie, gdyby nie Moskwa.

Nie przynosi wiec upadek tego kodeksu wcale ujmy owemu pokoleniu, ale jego powstanie przynosi mu zaszczyt. Niebawem nastapil niewatpliwy dowód, ze zwolennicy dawnego trybu rzeczy rzeczywiscie tracili znaczenie i wplywy, i byliby utracili je do reszty, gdyby nie Rosja. Przewrotnosci wroga na tym nie koniec. Tu zaczyna sie falszowanie historii polskiej. Sami przeszkodzili zmianie formy rzadu, a oglosili na caly swiat, ze Polska musiala upasc dla zlej formy rzadu, ze z tego powodu upadek Polski byl pozyteczny dla postepu Europy! Odrzucenie kodeksu Zamojskiego podano jako dowód, ze Polska byla zacofana "bez ratunku". A kto postaral sie o odrzucenie? Kto dzialal przekupstwem i gwaltem? Widocznie odrzucenie nie bylo zbyt pewne, skoro trzeba bylo sztucznie je sprowadzac.

Falszowanie historii polskiej nie pozostalo niestety bez wplywu na nas samych. Mozna w polskich pracach spotkac sie z wywodami, traktujacymi uchwale sejmu r. 1780, jakoby wynik istotnego stanu rzeczy w Polsce - podczas gdy byl to wynik falszerstwa dokonanego przez ruble i pogrózki Stackelberga.

Przyjrzyjmy sie jeszcze sprawie wiesniaczej. W jakikolwiek sposób rozwiazano by nastepnie kwestie wloscianska, panszczyzna musialaby byc w kazdym razie zniesiona. Stanowic to musialo nieuchronny krok wstepny. Otwieraly sie dalej trzy drogi - oglosic chlopa wolnym, nie troszczac sie, co z wolnoscia pocznie i czy na wolnosci nie bedzie przymieral z glodu; wlasnej ziemi bowiem nie posiadal, a dwór z chwila zniesienia panszczyzny nie mialby wzgledem ludu zadnych obowiazków. Drugi sposób polegalby na uwlaszczeniu wloscian, tj. oddaniu im na wlasnosc uzywanych dotychczas gruntów dworskich. Nie moglo sie to stac bez wynagrodzenia dla dworów, bo te pozbawione naraz pomocy roboczej i w znacznej czesci (z reguly 1/3 posiadlosci, bylyby skazane na bankructwo.

Trzeci sposób byl posredni i juz wypróbowany, a mianowicie, tzw.: oczynszowanie wloscian. Byl to powrót do stosunków pierwotnych, do systemu dzierzawnego, jak bywalo az do w. WI. Wloscianin mial oplacac dworowi czynsz za uzywanie panskiej ziemi, cieszac sie przy tym przywilejem, ze dzierzawa byla wieczysta, a czynsz nie mógl byc z niej podniesiony ani zamieniany na robocizne (wszak przez to powstala panszczyzna). Kogo stac bylo, mógl czynsz skapitalizowac i grunt nabyc na wlasnosc. Ten sposób nie grozil ruina szlachcie, byl najzupelniej sprawiedliwy, a otwieral moznosc uwlaszczenia w miare, jak rodziny wiesniacze dorabialy sie wlasnego majatku.

Co przodkowie nasi w tych najsmutniejszych i najciezszych czasach czynili dobrego dla "siermieznej braci", robili to z wlasnego pomyslu. Polska mysl publiczna okazala i w tym zakresie swa oryginalnosc, zdatnosc do obmyslania swoistych form zycia. Nadanie stosunkowi chaty do dworu formy dzierzawnej (z dwoma wyzej wymienionymi przywilejami) jest pomyslem polskim.

Nie mozemy tu wdawac sie blizej w historie tego przedmiotu. Poprzestajemy wiec na stwierdzeniu, ze pierwszy raz zablysla ta mysl w prowincji ze wszystkich polskich zawsze najbardziej postepowej, tj. w Wielkopolsce, w której w r. 1742 spróbowal tego systemu kanonik poznanski ks. Swinarski. Stamtad przeszla zdrowa mysl na sasiednie Mazowsze, przyjeta najchetniej przez zacnego kanclerza Andrzeja Zamojskiego. Rozwinal pomysl i opracowal swietnie w szczególach slynny ks. Pawel Brzostkowski, autor wydanych dla swych dóbr "Ustaw", zapewniajacych ludowi nie tylko dobrobyt, lecz i oswiate. Kolo roku 1770 dobra mysl miala juz na dalekiej Litwie swych wyznawców i propagatorów.

Wszak w roku 1773 ksiadz Karpowicz miewal w Wilnie kazania "na obrone chlopska". Nastepnego roku wyszla ksiazka ks. Poplawskiego pt.: "Zbiór niektórych materii politycznych", w której obok innych reform domaga sie ochrony prawnej ludu wiejskiego. Na sejmie zjawia sie sprawa chlopska juz w r. 1775, wniesiona tam przez Augusta Sulkowskiego, popierana przez dwóch innych poslów, Frankowskiego i Jezierskiego; powtórnie zas przy sposobnosci przedstawienia sejmowi kodeksu Zamojskiego w r. 1780 - i wraz z nim odrzucona, lecz nie pogrzebana bynajmniej. Sprawa zbyt wielka i siegajaca w glab zycia spoleczenstwa, zeby mogla byc zalatwiona od razu (takich reform nie zna historia) wygrywala wiele, skoro nie schodzila juz z narad publicznych i stopniowo zblizala sie do zalatwienia ustawowego, a tymczasem zalatwiana byla coraz czesciej prywatnie, przez wlascicieli dóbr na wlasna reke.

Oczynszowanie wloscian wprowadzono w dobrach synowca królewskiego, Stanislawa Poniatowskiego, podkanclerzego Chreptowicza, Anny Jablonowskiej, Stanislawa Potockiego, Jacka Jezierskiego, Franciszka Bielinskiego, a okolo r. 1790 stawalo sie coraz powszechniejsze. Szedl na cala Polske prad, którego pochodu nie dalo sie juz wstrzymac. Przylaczyl sie do niego natychmiast bez wahania, stajac w pierwszym szeregu najgorliwszych obronców praw ludu wiejskiego pewien ziemianin, wlasciciel dóbr Siechnowicze w powiecie brzesko-litewskim. Nazywal sie... Tadeusz Kosciuszko.

Rozwój spoleczenstwa rokowalby najlepsze nadzieje, gdyby nie przemoc obcych, gdybysmy odzyskali wolnosc we wlasnym kraju. Okolo roku 1780 mieszczanin polski poczul sie na nowo obywatelem, a nad ludem wiejskim rozciagnieto chwalebna opieke.

Byla wiec opinia w kraju doskonale przygotowana do tego, zeby sejm uchwalil wszystkie potrzebne reformy polityczne i spoleczne. Ale w roku 1775 Rosja i Prusy zastrzegly sie, ze do reform nie dopuszcza i grozily nowym najazdem. Narazac sie na wojne po swiezym rozbiorze kraju byloby nieopatrznoscia; trzeba bylo czekac dobrej sposobnosci. Taki nastrój zastal w Warszawie O. Marek w r. 1786. Ale zaraz w nastepnym roku, kiedy przyjezdzal sw. Klemens Hofbauer, zdawalo sie, ze nastana inne czasy. Król pruski poróznil sie z Rosja i sam zaproponowal Polsce przymierze. Zapewnial, ze nie tylko sam uzna wszystkie reformy w Polsce, ale nawet dostarczy posilków wojskowych przeciw Rosji, gdyby Rosja sprzeciwiala sie nowym ustawom. Zawarto wiec traktat jak najformalniejszy, calkiem urzedowo. Sejm, który rozpoczal obrady w pazdzierniku 1788 r., nie spoczal, az przerobil cale polskie prawodawstwo w duchu nowozytnym, obradujac az do maja 1792 r. i dlatego zwie sie czteroletnim. Slusznie tez nadano temu sejmowi przydomek "wielkiego". Uchwalono nawet dziedzicznosc tronu, przyznajac nastepstwo na nowo domowi saskiemu. Armie postanowiono podwyzszyc do stu tysiecy. Najwiekszym dzielem tego sejmu jest slawna "Konstytucja 3 maja", ogloszona dnia 3 maja 1791 r.

Rosja odmówila uznania nowej konstytucji, a znalazla w Polsce popleczników. Sejm Wielki odebral bowiem szlachcie beniemnej wykonywanie politycznych praw obywatelskich, odebral wiec jakby wojsko tym magnatom, którzy chcieli trzasc krajem dla swojej prywaty. Ci utworzyli konfederacje w miescie Targowicy i przyzwali pomoc rosyjska celem przywrócenia dawnych przestarzalych ustaw. I teraz król pruski przymierza nie tylko nie dotrzymal, ale zdradzil, zawierajac z Rosja tajne przymierze przeciw Polsce. Nie wiedzac nic o tym, owszem spodziewajac sie od Prus pomocy, walczyly wojska polskie dzielnie pod dowództwem siostrzenca królewskiego, ksiecia Józefa Poniatowskiego. Stoczono w r. 1792 pomyslnie bitwy pod Poloninem, Zielencami i Dubienka, gdzie odznaczyl sie general Tadeusz Kosciuszko.

Wtem niespodzianie rozchodzi sie wiesc, ze król Stanislaw August zakazal dalszych kroków wojennych przeciw Rosji. W tydzien po wygranej pod Dubienka przystapil ten król do... konfederacji targowickiej i zakazal dalszej wojny z Moskalami. Byla wiec Polska calkiem bezbronna wobec Rosji, a tymczasem porozumiewal sie Berlin z Petersburgiem o drugi rozbiór Polski w r. 1793. Austria nie brala w tym rozbiorze udzialu. Zazadaly tez panstwa rozbiorowe, azeby wojska polskiego nie bylo nigdy wiecej, jak 15 000. Znaczylo to, ze nie pozwola sie nigdy Polsce podniesc.

W roku nastepnym zabrala sie caryca Katarzyna do odpolszczania zagarnietych w dwóch rozbiorach prowincji litewsko-ruskich. Atak rosyjski na polskiego ducha zaczal sie od Kosciola; nie smiano jednak wszczac od razu przesladowania lacinników, zaczelo sie to od unitów. Obie strony, polska i rosyjska, poznaly sie od poczatku na tym, ze polskosc bedzie równoznaczna z katolicyzmem, a rosyjskosc z prawoslawiem. Rzad Katarzyny ustanowil jakby regule, której trzymaly sie wszystkie nastepne rzady rosyjskie az do poczatku XX w., ze póty polskosci, póki katolicyzmu, ze z upadkiem Kosciola runac musi polskosc i odwrotnie, ze "kraje zabrane" nie beda zrusyfikowane, jezeli sie tam nie poderwie katolicyzmu. Od unitów zaczeto, bo z podobienstwa obrzadków latwiej bylo wystawic sobie most do prawoslawia. Chodzilo o to, zeby prawoslawie zapanowalo na ziemiach polskich zabranych przez Rosje, a pozyskac dla prawoslawia, dla schizmy, latwiej bylo unitów. Zaczeto wiec od niweczenia unii.

Unia brzeska (r. 1596) szerzyla sie pomimo wojen kozackich, lecz powoli i nastal w. WIII, zanim ogarnela ziemie ukrainskie na poludniowym wschodzie Rzeczypospolitej. Dopiero za Augusta III Sasa, a nawet za Poniatowskiego unia zapanowala na tych ziemiach. Nie brak tam bylo kaplanów, którzy przyjeli swiecenia z rak biskupa schizmatyckiego w Perejaslawiu, a potem dopiero przyjeli unie. Grunt byl swiezy i unia miala tam jeszcze plytkie korzenie. Próbowano je wyrywac juz dawniej, mianowicie przez hajdamacczyzne Zelezniaka i Gonty (o czym wyzej byla mowa), kiedy jeszcze prowincje te nalezaly do królestwa polskiego. Teraz, kiedy przeszly obie pod wladanie caratu, mozna bylo wystapic przeciw unii wprost, bezposrednio i smielej.

W roku 1794 wyszedl wiec z Petersburga zakaz, zeby unici przechodzili na prawoslawie. Na Ukrainie, na Wolyniu i na Podolu nie znajdowal rzad trudnosci. Za przykladem ruskiego duchowienstwa cale parafie wyrzekaly sie unii i przechodzily na schizme. Gorzej bylo na Bialorusi, bo tam trzeba bylo cerkwie zabierac przy pomocy wojska i oreza, co stwierdzili sami Rosjanie. Do nowo zabranych cerkwi sprowadzono okolo 700 popów prawoslawnych z Rosji, ale niski poziom ich wyksztalcenia zrazal raczej do prawoslawia. Dochowalo sie swiadectwo gorliwego urzednika rosyjskiego, ze owi popi to byli "sami durnie", jak sie sam ów dostojnik prawoslawny wyrazil. Ale z tego mala byla pociecha dla naszych, bo za najciemniejszym nawet popem stala sila zandarmerii carskiej, a w razie wiekszego oporu - wojsko. W ten sposób zabrano wtenczas 9316 parafialnych cerkwi unickich i zniesiono 145 klasztorów bazylianskich i zagarnieto majatek koscielny. Przepisano na schizme osiem milionów unitów. Czesc ludnosci wymykala sie w ten sposób, ze przechodzono gromadnie na obrzadek lacinski.

Biada tym, którzy utraca niepodleglosc! Ze zgroza przypominano sobie slowa Skargi: "i w obcy sie naród zamienicie".

Postanowiono wiec próbowac jeszcze oporu.

Stronnictwo narodowe porozumialo sie z Kosciuszka i w r. 1794 wybuchlo powszechne powstanie. Zdarzylo sie, ze brygadier Kopec przechodzil wtenczas w kwietniu ze swym oddzialem kolo Uszomierza, gdzie na nowo zamieszkal ks. Marek Jandowicz. Oto wlasne slowa tego wysokiego oficera:

"Po kilkudniowym marszu, przybywszy do miasteczka Uszomierza chciala brygada, aby O. Marek, za swietego w tym klasztorze i w okolicy miany, udzielil blogoslawienstwa; lubo wiec dwie godziny bylo po pólnocy, musialem sie zatrzymac, a ksiadz Marek, wówczas chory, musial blogoslawic brygade, po skropieniu woda swiecona mówiac: Idzcie w imie Boga i wynijdzcie! Te krótkie wyrazy cnotliwej i poboznej osoby jak gdyby wieszczym duchem ogloszone, wielce wzmocnily zolnierza potwierdzeniem niejako wola nieba naszego zamiaru".

Szczescilo sie zrazu Kosciuszce, lecz gdy niespodzianie wojsko pruskie, zamiast pomóc w mysl jawnego traktatu, zatarasowalo mu droge, musial niefortunnie przyjac bitwe pod Maciejowicami dnia 10 pazdziernika 1794 r. Tam cala piers jego pokryla sie bliznami, noga byla poszarpana od ostrza bagnetów, a glowa zraniona trzykroc od ciecia palaszem. Zemdlawszy od ran dostal sie do niewoli, a powstanie upadlo. Przeszlo dwa lata wieziony byl przez caryce Katarzyne.

Moskale zajeli Warszawe. Weszli do niej od strony przedmiescia Pragi, które trzeba bylo najpierw zdobyc. Smutnej pamieci jest ten ich szturm, bo nastapila po nim zaraz rzez Pragi. Zoldactwo nawet dzieciom nie folgowalo, lecz nabijalo je na piki! Zamordowali tez wtenczas siedmiu Bernardynów, samych starców i kaleki, którzy nie nadazyli na czas ujsc przed nimi. Takich ohydnych postepków byly nie setki, lecz tysiace. Nie uszanowali nawet grobów. Miedzy innymi padl ofiara rozbestwienia zoldackiego grobowiec hetmana Czarnieckiego w Czarncy. Rotmistrz rosyjski stlukl trumne metalowa szukajac, czy nie znajdzie przy zwlokach kosztownosci. Rotmistrz! (w r. 1936 wzniesiono nowy grobowiec).

Co to za cywilizacja? Nie nasza, nie lacinska; ale tez nie bizantynska, ani nie zydowska. Byly to objawy cywilizacji turanskiej, tej, która dala sie historii polskiej we znaki w najazdach mongolskich, tatarskich, w wojnach kozackich i w pelnej zniszczenia, i okrucienstw wojnie moskiewskiej za Jana Kazimierza. Niestety, cywilizacja turanska, wtargnawszy do Polski ponownie podczas rozbiorów nie miala juz z niej wyjsc.

Byly juz wiec w Polsce i zostaly cztery cywilizacje. Wóz spraw polskich ciagniety równoczesnie w czterech kierunkach! Czyz moze sie ruszyc?

W rok po klesce maciejowickiej nastapil trzeci rozbiór Polski, w której Prusy zajely Warszawe, Austria - Kraków, a reszte - Rosja. Stanislaw August na zadanie carycy pojechal do Petersburga i tam przez jakis czas prowadzil zycie wcale nieszczególne, stanowiac przedmiot najwiekszej wzgardy samego nawet dworu carskiego.

Skonczylo sie polskie królestwo. Widzielismy, ze Polska przestala jako panstwo istniec wtenczas wlasnie, kiedy byla w pelni wspanialego odrodzenia; kiedy nie brakowalo jej ani oswiaty, ani sprawiedliwosci spolecznej, kiedy obywatele jej byli gotowi przelewac krew w jej obronie, powiekszajac ciagle wojsko, podwyzszajac podatki a zrzekajac sie najzupelniej wszelkiej "zlotej" wolnosci, pozostawiajac tylko te swobody obywatelskie które potrzebne sa zawsze, azeby zachowac godnosc ludzka w obywatelach i wzbudzac serdeczne zajecie dla sprawy publicznej. Nie z wlasnej wiec upadlismy winy, bosmy upadli wtenczas, kiedysmy sie z win oczyscili. Jedna przyczyna upadku Polski jest upadek zupelny chrzescijanskich zasad w polityce europejskiej, zachlannosc i grabiez sasiadów. Lecz nie przestawal istniec naród polski, a w narodzie nie przestal dzialac duch Leszczynskiego, Konarskiego, Staszica, Kosciuszki, a sil dodawalo poglebiajace sie coraz bardziej zycie religijne.





Drobne panstewka polskie


W tych samych czasach, kiedy Polacy urzadzali u siebie w r. 1791 monarchie dziedziczna, lecz z wladza królewska ograniczona przez konstytucje, Francuzi wymogli na królu gwaltami prawo sejmowania. Ta reforma rzadu polaczyla sie, niestety, we Francji ze straszliwa rewolucja, która zaczela sie w r. 1789. Po bledach dworu królewskiego nastaly gwalty i bezprawie rewolucji, rzezie, tudziez przesladowania Kosciola. Króla Ludwika XVI uwieziono, a w koncu nawet scieto publicznie w r. 1793. Ogloszono rzeczpospolita. W obronie dawnej panstwowosci wystapily obie glówne dynastie niemieckie, Habsburgowie i Hohenzollernowie, ale tym dolali tylko oliwy do ognia. Rewolucja szalala coraz bardziej. Wyrznieto w calej Francji mnóstwo szlachty. Posunieto sie do takiej ohydy, iz scieto nawet wdowe po królu. Rzady rewolucyjne wypedzily ksiezy, zniosly wszelkie nabozenstwa, zakazaly wyznawac Boga publicznie, a nawet zaprowadzono nowy kalendarz, zeby juz nie zostalo nic a nic ze starego ustroju. Od rewolucji mial sie zaczac swiat na nowo! Zwyczajne to przywidzenie rewolucjonistów. W rzeczywistosci zas byliby zatopili cala Francje w morzu krwi... francuskiej.

Od r. 1794 dochodza tam jednak do wladzy ludzie coraz bardziej umiarkowani, zwolennicy konstytucji, ale nie rewolucji. Gdy zas niemieckie dynastie urzadzily powtórna wyprawe, caly naród francuski porwal za bron i odnoszono swietne zwyciestwa. W tych wojnach wyrobil sie caly szereg znakomitych wodzów francuskich, a ponad wszystkich Napoleon Bonaparte. Gdzie tylko sie pokazal, zwyciezal.

Republika francuska sympatyczna byla Polakom, poniewaz pozostawala w wojnie z dwoma panstwami zaborczymi. Mielismy wspólnych nieprzyjaciól. Azeby wojsko polskie nie przestalo istniec, postanowiono urzadzic je na ziemi francuskiej. Jesienia w r. 1796 jezdzil w tej sprawie do Paryza general Henryk Dabrowski. Kadry urzadzano w pólnocnych Wloszech, bo kraj ten zajety byl przez wojsko francuskie. W r. 1797 bylo tam juz okolo 7000 zolnierzy. Zwrócono sie do Kosciuszki z wezwaniem, zeby objal na nowo stanowisko naczelnika narodu polskiego.

Kosciuszko zwolniony po smierci Katarzyny przez nowego cara Pawla, wyjechal do Ameryki. Byl to juz powtórny jego pobyt na drugiej pólkuli. Byl generalem amerykanskim, bo przedtem jeszcze, zanim wojowal o niepodleglosc Polski, walczyl o niepodleglosc Stanów Zjednoczonych (i stad ogromna popularnosc jego nazwiska u Amerykanów). Sprowadzono go z powrotem w r. 1798, bo uklad z Napoleonem byl juz zawarty i spodziewano sie pochodu wojennego wprost na Wieden. Kosciuszko mial objac wladze jawnie, skoro tylko legiony stana na ziemi polskiej. Tymczasem Dabrowski sprawowal dowództwo wojskowe, mial juz 15 000 zolnierzy. Nadspodziewanie wojna rozszerzyla sie takze przeciwko trzeciemu zaborcy, przeciw Rosji.

Ale równie niespodzianie zawarl Napoleon pokój, skoro dostal kraje niemieckie az po Ren i cale Wlochy poludniowe. Nie potrzebowal juz naszych legionistów i pozbyl sie ich, wyslawszy pod przymusem na murzynska wyspe w Ameryce, San Domingo, zeby tam tlumili bunt murzynski. Wrócilo stamtad niewielu.

Mozna sobie wyobrazic, jakim sercem chwytal te wiesci z dalekich krajów O. Marek. Mieszkajac wciaz w Uszomierzu, przypominal sobie, jak blogoslawil zolnierzy kosciuszkowskich, i cieszyl sie nadzieja, ze mimo podeszlego wieku, zobaczy moze jeszcze raz wojsko spod tego samego narodowego znaku. Dozyl lat 84, ale zolnierz polski zjawil sie na Ukrainie dopiero za naszych dni podczas wojny powszechnej. Zmarl zas O. Marek nie w klasztorze swoim, lecz bawiac w goscinie w domu Cienskich w Berezówce na Podolu w powiecie litynskim dnia 11 wrzesnia 1799 r. Zwloki pochowano w kosciele w Horodyszczach.

Wkrótce Napoleon zerwal z republikanizmem, oglosil sie w r. 1804 cesarzem francuskim i zaczal sam rzadzic absolutnie. Nowy zas car Aleksander stanal na czele koalicji przeciw niemu. Pod Slawkowem (Austerlitz) na Morawach stoczono dnia 2 grudnia 1805 r. "bitwe trzech cesarzy", w której brali osobiscie udzial cesarze: francuski, niemiecki i rosyjski. Napoleon, jak zawsze, zwyciezyl. Zwyciestwo bylo stanowcze tak dalece, iz wiekszosc ksiazat niemieckich wypowiedziala posluszenstwo swemu cesarzowi, a uznala nad soba zwierzchnictwo Napoleona. Cesarz niemiecki, Franciszek II, zlozyl korone cesarstwa niemieckiego i oglosil sie cesarzem austriackim.

W r. 1806 wybuchla nowa wojna Napoleona z Prusami i z Rosja. Tym razem Dabrowski uwazal juz zapewne, ze dojdzie do ziemi polskiej i wydal nawet odezwe z zapewnieniem, ze sam Kosciuszko stanie na czele tej walki. Ale Kosciuszko zazadal wpierw od Napoleona zapewnienia, ze bedzie przywrócone panstwo polskie w dawnych granicach. Tego Napoleon odmówil, wiec Kosciuszko osobiscie wycofal sie; nie przeszkadzal jednak Dabrowskiemu. Ten przylaczyl sie do Napoleona w 18 000 zolnierzy i wszedl szczesliwie nie tylko do Poznania, ale az do Warszawy, która odebrano Prusakom. Mozna byloby zajac jeszcze wiecej ziem polskich, ale Napoleon zawarl pokój w Tylzy dnia 9 listopada 1807 r. Z Rosja pojednal sie, ale Prusy zniszczyl, odbierajac im kraje i na zachodzie i na wschodzie. Odebral niemal caly zabór pruski ziem polskich i utworzyl z niego Ksiestwo Warszawskie pod ksieciem Fryderykiem Augustem, wnukiem Augusta III Sasa. Tego ksiecia warszawskiego tytulowalo sie jednakze królem, bo równoczesnie rodzinna jego Saksonia wyniesiona zostala do rzedu królestw. Badz co badz, panstwo polskie powstawalo po latach dwunastu na nowo!

Powstawalo, gdy od wschodu, z Petersburga, wystepowal coraz gorszy nacisk na Kraje Zabrane, zeby je odpolszczac. Wiemy, ze niweczenie unii stanowilo do tego krok wstepny. Pracowal kolo tego rzad rosyjski nieprzerwanie od r. 1794, gdy wtem otrzymal najsilniejsza pomoc od samych... dostojników unickich. Wlasnie za rzadów cara Aleksandra I, w r. 1806 zdradzili swa owczarnie uniccy arcypasterze, dwaj arcybiskupi - minski Wiktor Sadkowski i polocki Herakliusz Lissowski, który w tym samym roku zostal metropolita. Gdy sie to roznioslo, w ciagu najblizszych dwóch lat, 1807 i 1808 okolo 50 000 unitów przeszlo na obrzadek lacinski.

Tymczasem w nowo utworzonym Ksiestwie Warszawskim starano sie odrodzic w pelni tradycje polskie. Ci sami ludzie, którzy uczestniczyli w Sejmie Wielkim i w pracach nad Konstytucja 3 Maja, doczekali sie wskrzeszenia panstwa polskiego. Male ono, ale czyz Wladyslaw Niezlomny duzo zostawial Kazimierzowi Wielkiemu? Bylo juz 30 000 wojska narodowego, byly urzedy polskie i byl sejm, chociaz zwolywany mial byc co dwa lata i to tylko na dwa tygodnie (Napoleon nie byl przyjacielem sejmów). Byl kawalek Polski, na którym Polacy mogli rzadzic sie sami.

A rzadzili sie dobrze. Wloscianom nadano zupelna wolnosc osobista, jak polecala Konstytucja 3 maja; zakladano szkólki wiejskie i zaczeto przygotowywac uwlaszczenie, czyli zamiane wieczystych dzierzaw kmiecych na wlasnosc. Zaledwie postapily prace przygotowawcze do tej wielkiej sprawy, trzeba bylo obrady pokojowe zamienic w wojenne pochody. Ksiestwo Warszawskie zaledwie mialo czas urzadzic sie jako tako, gdyz w 15 miesiecy po utworzeniu tego panstewka wybuchla nowa wojna napoleonska.

Zwierzchnikiem tego polskiego panstewka byl Napoleon i z jego zdaniem musiano sie liczyc, bo sam byt ksiestwa zwiazany byl z pomyslnoscia oreza cesarza Francuzów. Gdy wyrazil jakies zyczenie co do Warszawy, nie mozna bylo nie uwazac tego za rozkaz, który musi byc spelniony jak najskwapliwiej.

Zbiegiem okolicznosci skrupic sie to mialo na sw. Klemensie Hofbaurze i jego "Benonitach". Tak zwano zboznych towarzyszy jego prac, których ogniskiem byl wciaz kosciól Swietego Benona. Sam sw. Klemens nie przebywal tam w tych latach bezustannie. Podczas gdy w Warszawie pracowali "Benonici", on sam kilka razy wybral sie w dalekie podróze do Pragi, do Wiednia, do Bawarii, Saksonii, Szwajcarii; a to w tym celu, zeby fundowac tam wszedzie i rozszerzac zakon Redemptorystów. Ale w owym czasie rzady panstw europejskich pozostawaly pod wplywem masonów i nigdzie nie bylo zyczliwosci dla zakonów. Francja ówczesna, dopiero po wielkiej rewolucji, nie sprzyjala bynajmniej Kosciolowi. Cesarz Napoleon uwazal Kosciól za przydatne narzedzie polityczne i za nic wiecej.

Wydostano tedy od Napoleona dekret odreczny, kasujacy Klasztor Benonitów. W r. 1808 uwieziono ich wszystkich i wywieziono do twierdzy Kostrzynia nad Odra, po czym kazano kazdemu z nich wracac do miejsca pochodzenia. Swiety Klemens udal sie wszakze dalej, do Wiednia. Osiadlszy tam, jako kapelan Urszulanek, mial istny ogrom pracy i stal sie misjonarzem najwyzszej inteligencji. Zamienil zycie ziemskie na wieczyste w r. 1820. W sam raz tego samego dnia (15 marca 1820) cesarz austriacki Franciszek I podpisal dekret, zezwalajacy na zalozenie klasztoru Redemptorystów w Wiedniu. Ojciec sw., papiez Pius X, kanonizowal apostola Warszawy w r. 1909.

Prawa reka sw. Dworzaka wsród polskich towarzyszy byl w ostatnich latach pobytu w Warszawie ksiadz Jan Podgórski. Urodzony w Plockiem w r. 1775 dostal sie bardzo mlodo do Warszawy, uczeszczal do szkoly przy kosciele Swietego Benona, wstapil tam nastepnie do nowicjatu i zostal pierwszym, i najlepszym towarzyszem sw. Klemensa. W roku 1797 przyjal swiecenia kaplanskie i pracowal przez jedenascie lat jako "Benonita". Jest o nim swiadectwo z tych lat, jako "o mezu rzadkiej swiatobliwosci", znakomitym kaznodziei gloszacym nauki z takim skutkiem, iz "niezliczone dzialy sie nawrócenia". Ten nastepca sw. Klemensa w Polsce powrócil z Kostrzynia do Warszawy i pracowal jako kaplan swiecki; przez jakis czas byl administratorem parafii w Cygowie. Jezdzil potem do Wiednia, zeby zasiegac wskazówek od sw. Klemensa. Nuncjusz papieski przy cesarskim dworze, poznawszy sie na jego wartosci, proponowal mu arcybiskupstwo nad katolikami Woloszy, w Bukareszcie, lecz ksiadz Podgórski nie przyjal, spragniony jednej tylko rzeczy, by odnowic w Polsce zakon Redemptorystów. Wrócil do Polski i byl czynny w Ksiestwie Warszawskim, jak tylko sie dalo.

Jak juz powiedziano, Ksiestwo Warszawskie ledwo mialo czas urzadzic sie jako tako, gdy w 15 miesiecy od utworzenia go wybuchla nowa wojna. Tym razem Austria wypowiedziala wojne Napoleonowi w r. 1809. Wojsko Ksiestwa, korzystajac z tego, przekroczylo granice zaboru austriackiego i odnoszac zwyciestwa pod wodza ksiecia Józefa Poniatowskiego, zajelo zachodnia czesc tego zaboru po San. Teraz wiec Kraków laczyl sie z Warszawa i Poznaniem. Armia polska powiekszyla sie do 85 000.

Teraz byl Napoleon przez trzy lata panem calej Europy - po czym w r. 1812 wybuchla wojna francusko-rosyjska. Wojsko polskie przekroczylo Bug, dotarlo az na Litwe! Niechaj sobie czytelnik przypomni, jak Mickiewicz w "Panu Tadeuszu" opisuje wiosne 1812 r. Zaprowadzono rzady polskie az do Dniepru, a Napoleon wkroczyl do Moskwy dnia 14 wrzesnia 1812 r.

Po miesiacu wracal z Moskwy, nie pobity bynajmniej w polu, lecz wyploszony strasznym pozarem miasta i wczesna a bardzo surowa zima. Wielka jego armia wymarzla i zaglodzila sie; cale wojsko poszlo w rozsypke. On zas pedzil w sankach co tchu do Paryza, zeby na wiosne przygotowac nowa armie.

Ale tymczasem przylaczyly sie do Rosji takze Austria i Prusy. Szczescie wojenne opuscilo Napoleona. Przegral walna bitwe pod Lipskiem - i tam w rzece Elsterze utonal ksiaze Józef Poniatowski. Fortuna zupelnie sie odmienila. Wojska koalicji weszly nawet do samego Paryza. Wszyscy niemal monarchowie znajdowali sie w Paryzu z oddzialami swoich wojsk; byl tam równiez cesarz rosyjski Aleksander I.

W trzy dni po abdykacji Napoleona, Kosciuszko napisal list do Aleksandra, zeby sie oglosil konstytucyjnym królem polskim, panujacym nad cala Polska, zeby do lat dziesieciu przeprowadzil uwlaszczenie wloscian i ze w takim razie gotów jest jechac natychmiast do Polski. Pisal Kosciuszko o tym do Aleksandra, bo car ten kilka razy przyrzekal wznowienie Polski. Odpowiedz udzielona dnia 3 maja 1814 r. brzmiala: "Najdrozsze Twoje zyczenia beda spelnione", bo Aleksander uznaje "wziete na siebie zobowiazania uroczyste".

Wiecej i wyrazniej mówiono sobie ustnie. Kosciuszko bowiem przeniósl sie do Paryza i widywal sie z carem czesto, majac powóz dworskich do dyspozycji. Jak dalece Aleksander dbal o dobre mniemanie u naczelnika, jak mu schlebial, jak staral sie o jego przychylnosc, swiadczy jedno drobne wydarzenie na jednym balu (u ksieznej Jablonowskiej), gdzie car i jego brat, wielki ksiaze Konstanty, wziawszy Kosciuszke pod ramiona, prowadzili go przez tlum gosci, torujac mu przejscie i wolajac, "miejsca, miejsca, oto wielki czlowiek". Jaka zas byla tresc ich rozmów, wiemy bezposrednio od samego Kosciuszki, który powolywal sie potem na "przyrzeczenia cesarza, mnie i wielu drugim wiadome, powrócenie kraju naszego do Dzwiny i Dniepru, dawnych granic królestwa polskiego".

We wrzesniu 1814 r. zebral sie w Wiedniu kongres monarchów i ministrów wszystkich panstw europejskich, zeby oznaczyc na nowo granice panstwowe, pozmieniane wielce skutkiem wojen napoleonskich. Radzono o losach licznych królestw i ksiestw, powstalych podczas tych wojen, a wiec takze o Ksiestwie Warszawskim. Carowi chodzilo o to, by powiekszyc granice Rosji; chcial posiasc cale ksiestwo. Gdyby Kosciuszko stanal na czele stronnictwa rosyjskiego, pomóglby bardzo carowi wobec kongresu. W polowie grudnia poruszyl Aleksander cala Polske odezwami, wzywajac do broni "na obrone ojczyzny waszej i bytu politycznego utrzymanie", gloszac, ze "stana miedzy wami ci sami dowódcy, którzy wam dowodzili przez lat dwadziescia".

Kosciuszko obstawal przy tym niewzruszenie, zeby Aleksander zlaczyl wszystkie ziemie polskie. Gdyby car zdecydowal sie na wojne z Austria i Prusami, zaby zdobyc tamte zabory, gdyby oglosil sie jawnie królem konstytucyjnym calej Polski, bylby Kosciuszko stanal ponownie na czele narodu. Ale obietnice carskie malaly w ciagu nastepnych miesiecy i okazywalo sie, ze Aleksander chcial tylko wyzyskac nazwisko Kosciuszki do swoich celów.

Na kongresie wiedenskim omal nie wybuchla wojna miedzy sprzymierzonymi zwyciezcami Napoleona. Nie chciano powiekszac potegi Rosji, która pragnela zabrac dla siebie caly dawniejszy zabór pruski. Odbywaly sie targi; proponowano np. zniesc odrebnosc panstwowa Saksonii, a przylaczyc ten kraj do Prus, jako wynagrodzenie za utracone ziemie polskie. Ale ostatecznie pogodzono sie na kongresie, zwlaszcza gdy zdawalo sie, ze gwiazda Napoleona zablysnac moze na nowo. Dnia 13 stycznia 1815 r. zawierano uklad, którego moca Saksonia byla ocalona, a postanowiono podzial Ksiestwa Warszawskiego pomiedzy wszystkie trzy panstwa rozbiorowe.

Galicja Zachodnia wracala do Austrii, Wielkopolska - do Prus, reszta zas z Warszawa przechodzila pod panowanie Aleksandra. Kraków z okregiem (24 mil kwadratowych) zamieniono na rzeczpospolita. Bylo to panstewko bez znaczenia politycznego, pozostajace w mocy przedstawicieli trzech panstw rozbiorowych, których panstwa te do Krakowa wyslaly, zeby tam sprawowali dozór.

Nie oddawano jednak czesci Ksiestwa Warszawskiego Aleksandrowi, jako cesarzowi rosyjskiemu, nie wcielano Mazowsza do cesarstwa rosyjskiego. Krainie tej nadano pompatycznie tytul królestwa, postanawiajac, ze jego konstytucyjnymi królami maja byc carowie rosyjscy. To, czym Aleksander mial byc w Warszawie bylo wrecz przeciwne naturze rosyjskiej wladzy monarszej, opartej na absolutyzmie, na przywilejach szlachty i niewoli ludu wiejskiego. Aleksander przyjal jednak te warunki. Nie potrzebujac juz udawac, jakoby dazyl do wznowienia zjednoczonej w jedno panstwo Polski, udawal jeszcze nadal zwolennika ograniczonej monarchii, konstytucyjnej formy rzadu.

Aleksander chcial posiasc aprobate Kosciuszki dla swego dziela i zaprosil go w tym celu w marcu 1815 r. do Wiednia. Naczelnik, szpiegowany w drodze, zdazyl ledwie na koniec przyjechac do Bawarii, gdzie znalazl sie car w pochodzie przeciw Napoleonowi, który opuscil miejsce swego przymusowego pobytu (wyspe Elbe), wyladowal we Francji i posiadal juz znaczne wojsko. Nowe cesarstwo Napoleona mialo jednakze trwac tylko sto dni. Ani Francuzi go juz nie chcieli, majac dosyc wojen, chocby nawet zwycieskich! Wszyscy stesknieni byli za pokojem.

W Braunau w Bawarii zjechali sie tedy Kosciuszko z Aleksandrem. Car przyjal go z wszelkimi honorami, ale nie powiedzial nic wyraznego, tylko prosil, zeby Kosciuszko koniecznie jechal do Wiednia, a potem jak najpredzej do Warszawy.

Dowiedziawszy sie w Wiedniu, ze nowe Królestwo Polskie nie ma obejmowac nawet calego Ksiestwa Warszawskiego, oswiadczyl Kosciuszko, ze "to jest posmiech" i odmówil jazdy do Warszawy. Pisal w tej sprawie do cara, a gdy przez dwa tygodnie odpowiedz nie nadeszla, opuscil Wieden i wyjechal do Szwajcarii. Osiadl na reszte zycia w miasteczku szwajcarskim Solurze.

Caly naród sadzil podobnie, jak naczelnik, ze "to jest posmiech". Nadano tez nowemu tworowi politycznemu szydercza nazwe "Kongresówki".

Ksiestwo Warszawskie istnialo osiem lat, a nowe Królestwo Polskie z carem na tronie dwa razy dluzej, lat szesnascie. Badz co badz samo wznowienie tytulu królestwa posiadalo wartosc polityczna. Ale carowie, bedac absolutnymi panami w rozleglej Rosji, nie potrafili byc monarchami konstytucyjnymi w drobnej Kongresówce, która byla przeszlo dwa razy mniejsza od poprzedniego Ksiestwa Warszawskiego i calkowicie bezsilna wobec potegi rosyjskiej. Z góry bylo postanowione, ze konstytucji nie bedzie sie przestrzegac, a z czasem calkiem sie ja zniesie.

Najgorsze zas bylo to, ze car Aleksander mianowal naczelnym wodzem wojska Kongresówki swego starszego brata, Wielkiego ksiecia Konstantego, czlowieka tak nieokrzesanego, ze nawet na Rosje byl zbyt dziki i nie mozna go bylo dopuscic do nastepstwa tronu. Mówiono o nim, ze byl na pól malpa, na pól tygrysem, lecz nic a nic czlowiekiem. Rzadowi Kongresówki car polecil, zeby sie stosowac do woli Konstantego, nawet w sprawach cywilnych, chociazby rozkaz wydany byl tylko ustnie! Zreszta przyslal do Warszawy korpus wojska rosyjskiego, co bylo bezprawiem. Slowem: Aleksander ani myslal szanowac odrebnosci panstwowej malenkiego Królestwa Polskiego. Rzady zas Konstantego byly jednym pasmem gwaltów i naduzyc czlowieka niepoczytalnego. Bywaly nawet bezecenstwa. Nie mozna wyjsc ze zdziwienia, jak zdolano wytrzymac takie gwalty przez cale 15 lat.

Robiono przeciez wszystko, co sie pod takimi rzadami dalo robic pozytecznego dla narodu. Byl ruch wokól gospodarczego podniesienia kraju i krzatano sie nad poprawa ustroju spolecznego. Nie tylko Kongresówka, ale tez prowincje bezposrednio do Rosji wcielone pragnely pozytecznych reform. Na przyklad zaraz w r. 1817 próbowala szlachta polska na Litwie czy daloby sie przeprowadzic uwlaszczenie wloscian. Ulozyli memorial i poslali do Petersburga. Po dwóch latach nadeszla odpowiedz krótka i wezlowata: Kto bedzie co mówil o uwlaszczeniu, pójdzie na Sybir! Albo taki przyklad: w r. 1821 zajmowal sie sejm królestwa w Warszawie pytaniem, jak dojsc do tego, by w kazdej wsi byla szkola - a w dwa lata potem powiernik carski w Warszawie, Nowosilcow wystaral sie, ze wstrzymano zakladanie nowych szkól.

Pokazalo sie, ze ze wszystkich stanów najwiecej stracil na upadku panstwa polskiego lud wiejski. Wszystkie uwlaszczenia i oczynszowania, które obywatele polscy zaprowadzili dobrowolnie po ogloszeniu Konstytucji 3 maja, rzad rosyjski skasowal. Rzad ten nie tylko zaprowadzil wszedzie na nowo panszczyzne, ale cofal rozwój spoleczny wstecz jeszcze bardziej, wprowadzajac na wzór rosyjski niewolnicze poddanstwo ludu. W krajach zabranych wolno bylo chlopa sprzedac, tak samo jak w Rosji, bo rzad wprowadzil pod tym wzgledem prawo rosyjskie. Nie znalazl sie jednak ani jeden szlachcic polski, który by z tego "prawa" skorzystal. Dla polskiego sumienia bylo to nie prawem, lecz bezprawiem.

Rzad carski uwazal nawet prosta wolnosc osobista wloscian za cos rewolucyjnego. Gdyby nie to, ze Królestwo Kongresowe posiadalo osobny rzad i swa konstytucje, Rosja zaprowadzilaby i na Mazowszu rosyjskie poddanstwo ludu wiejskiego. Nieszczesnym skutkiem rozbiorów bylo miedzy innymi i to, ze dostalismy sie pod rzady panstw zacofanych w porównaniu z postepowa Konstytucja 3 maja. Rzady zaborcze cofaly rozwój spoleczny polski. Najbardziej zacofana byla zawsze Rosja: szczesciem szlachta polska nie poddawala sie wplywom rosyjskim. Byla zanadto oswiecona, zeby ulegac rosyjskiej ciemnocie.

Na jedno nie mogla jednak poradzic najlepsza wola szlachty polskiej w krajach zabranych, na Litwie, na Wolyniu i Podolu, tudziez w prowincjach poludnioworuskich: oto bylo w panstwie rosyjskim prawo, ze tylko szlachcie wolno posylac do szkól dzieci. Skutkiem tego panowala coraz wieksza ciemnota wsród ludu, a to pociagalo za soba fatalne skutki na przyszlosc. Pod rosyjskim prawem kazde nastepne pokolenie stawalo sie coraz ciemniejsze, podobnie jak caly naród rosyjski, a nielicznymi wyjatkami nader szczuplej warstwy wyksztalconej, pograzal sie w coraz wiekszej ciemnocie.

W Kongresówce zdzialano najwiecej wlasnie w dziedzinie oswiaty. Jeszcze za Ksiestwa Warszawskiego wznowiono Komisje Edukacyjna, a Królestwo Polskie dbalo wielce o szkoly, od najwiekszych do najnizszych. Dosc powiedziec, ze w ostatnim roku jego istnienia, w r. 1830, bylo tam analfabetów mniej, niz przed wybuchem I wojny swiatowej, a wiec przeszlo 80 lat potem. Znac na tym przykladzie róznice rzadów polskich a rosyjskich.

Car Aleksander I w sprawach szkól nie krepowal Polaków calkiem, byle tylko nie zakladac w krajach zabranych (tj. poza Kongresówka) szkól ludowych. Ksiaze Adam Czartoryski byl ciagle kuratorem wilenskiego okregu naukowego. Zreformowal Uniwersytet Wilenski i tak go urzadzil, ze nalezal do lepszych w Europie. Na Wolyniu zas, w miescie Krzemiencu, Tadeusz Czacki urzadzil "gimnazjum wolynskie" (przemienione nastepnie na "liceum krzemienieckie") jako szkole wyzsza, a tak doskonala, iz dzis jeszcze ogladamy sie na nia, jako na wzór niejednej rzeczy tyczacej nauczania i wychowania mlodziezy. Z Wilna i z Krzemienca, jak z dwóch wielkich ognisk, szly promienie polskiej oswiaty na caly ten kraj od Inflant az do Ukrainy. Mala republiczka krakowska robila tez, co mogla, dla podniesienia starego Uniwersytetu Jagiellonskiego. Zabierano sie do zalozenia nowego uniwersytetu w Warszawie; zdazono jednak urzadzic tylko dwa wydzialy: prawniczy i lekarski, a niebawem nadejsc mialy gorsze czasy, które nie daly dokonczyc rozpoczetego dziela.

I pod pruskim zaborem zrazu szkoly polskie zostaly szczesliwie bez zmiany. Ale od r. 1824 zaczeto w wyzszych klasach gimnazjalnych zaprowadzac powoli i ostroznie wyklady niemieckie; nie robilo sie z tego jeszcze systemu szkolnego, byly to dopiero próby.

Zabrana na kongresie wiedenskim czesc Ksiestwa Warszawskiego Prusacy nazwali Wielkim Ksiestwem Poznanskim, nadajac nawet pewien samorzad narodowy. Polacy sprawowali tam urzedy, a namiestnikiem króla pruskiego byl Polak, ksiaze Antoni Radziwill.

Chociaz nie dotrzymano nam ani polowy z postanowien kongresu wiedenskiego, polozenie nasze pod Rosja i Prusami bylo bez porównania lepsze, niz w czasach nastepnych. Potem dopiero nastac mialy ciezkie czasy.

W zaborze austriackim bylo natomiast z poczatku zle, bardzo zle pod kazdym wzgledem. W Galicji trwal srogi ucisk narodowy; szkoly byly wszystkie niemieckie i ani jednego Polaka w urzedach. Za czytanie ksiazki polskiej wypedzano ze szkól. Nie pozwalano tez zakladac zadnych szkólek wiejskich. Rzad austriacki staral sie przy tym usilnie o to, zeby nas zubozyc jak najbardziej. Skazano Galicje na ciemnote i nedze, a przy tym starano sie ja zniemczyc.

Nie brak bylo pod zaborem rosyjskim znaków, ze nastana i tam czasy gorsze. Najgorszym znakiem bylo, ze w r. 1823 odebrano ksieciu Czartoryskiemu godnosc kuratora szkól. W trzy lata potem kazano calej szlachcie przedstawic dokumenty szlacheckie. Kto nie mial papierów w porzadku, tego nie wpisano do ksiag szlacheckich. Jakze mialy byc papiery w porzadku w kraju, który przechodzil przez "potop" i potem jeszcze przez tyle wojen i pochodów nieprzyjaciela? Tylko bogatsi, posiadajacy zameczki, skarbczyki zamczyste itp. mogli zachowac swe papiery familijne w calosci; ogól tracil je wsród pozarów drewnianych dworków szlacheckich. Wiedzial o tym rzad rosyjski, a spis szlachty urzadzil umyslnie w ten sposób, iz przeszlo polowa rodzin szlacheckich przestawala byc szlachta w oczach rzadowych, a skutkiem tego tracila prawo posylania dzieci do szkól.

Jeszcze gorzej niz za Aleksandra dzialo sie za jego nastepcy, Mikolaja I (1825-1855). Oslawiony byl w calej Europie "system mikolajowski"; polegajacy na prawdziwie azjatyckim despotyzmie, na szpiegostwie, donosicielstwie, na wojskowych i policyjnych rzadach rosyjskich oficerów. Szkola i ksiazka ulegly srogim przesladowaniom. Kongresówka stawala sie krajem coraz mniej oswieconym i coraz ubozszym. Przybywalo tylko wiezniów politycznych. We wschodnich zas prowincjach zrusyfikowano wszystkie urzedy i zmierzano do zrusyfikowania szkól. W roku 1822 (jeszcze za Aleksandra) zabrano sie do przesladowania mlodziezy na Uniwersytecie Wilenskim. Wywieziono wtedy w glab Rosji znaczniejsza liczbe mlodziezy z Adamem Mickiewiczem na czele. Uniwersytet przesladowano coraz dotkliwiej, czekajac tylko sposobnej chwili, zeby go zamknac zupelnie.

Mikolaj I rad bylby zniweczyc do cna cala Polske i wytepic Polaków; uwazal to za wykonalne, jezeli sie zabrac do tego systematycznie i w pewnej kolejnosci potrzebnych do tego srodków i przedsiewziec. Ulozono plan, obliczony na dlugie lata. Poniewaz polskosc opierala sie na katolicyzmie w przeciwienstwie do rosyjskiego prawoslawia, postanowiono zniweczyc katolicyzm, najpierw w tzw. krajach zabranych, tj. na Litwie i Rusi.

Trudna sprawe ulatwiono sobie, rozdzielajac na czesci wedlug zasady: nie wszystko naraz, lecz czesciami po kolei. Zaczac tedy od unii, bo podobna jest do prawoslawia jezykiem cerkiewnym i niejedna zewnetrzna strona obrzadków. Prowadzic ostro dalej az do konca to, co zaczela Katarzyna, co wznawial Aleksander I. Unie skasowac, a potem dopiero zabrac sie do lacinników. Gdy sie przerobi unitów na prawoslawnych, przyjdzie kolej na szerzenie prawoslawia pomiedzy katolikami obrzadku lacinskiego. Nie wszystko naraz! Najpierw nabozenstwa dodatkowe po rosyjsku, potem rosyjskie kazania, zmiany w strojach liturgicznych, potem zmiana mszalu itd., krok po kroku, az sie zniszczy najpierw unie a potem lacinski obrzadek. A gdy na Litwie i Rusi prawoslawie obejmie cala ludnosc, przyjdzie kolej na ziemie z ludnoscia czysto polska. Jezeli kiedy w przyszlosci, po latach kilkudziesieciu ogól Polaków bedzie wyznawal schizme prawoslawna, czy to bedzie jeszcze naród polski? Jezeli porzuca religie, tym latwiej wyrzekna sie potem jezyka i narodowej odrebnosci. Taki plan powzial Mikolaj I.

Decyzja zapadla podczas podrózy carskiej na Litwie, gdy naocznie sie przekonywal, jak scisle tam zachodza zwiazki pomiedzy unia a polskoscia. Niebawem dnia 6 pazdziernika 1827 r. wyszedl "ukaz" (rozkaz carski), zeby zmuszac do prawoslawia takze tych unitów, którzy zmienili obrzadek na lacinski, zeby odtad Polaków nie przyjmowac do Bazylianów i zeby dla mlodziezy unickiej zakladac osobne szkoly, w których by sie przyzwyczajali do prawoslawia.

Wlasnie toczyla sie w Petersburgu nowa wielka sprawa o przechodzenie unitów na obrzadek lacinski. Zebralo sie takich az 20 000. Rzad rosyjski byl przerazony, bo lacina laczyla sie zawsze z polszczyzna. Zapadlo postanowienie, zeby sie zabrac od razu do niweczenia unii, nie zwlekajac.

W miesiac po wydaniu ukazu, z poczatkiem listopada dowiedzial sie o tym od dyrektora kancelarii obcych wyznan w ministerstwie (Karlaszewskiego) przebywajacy w Petersburgu dostojnik cerkwi unickiej, Józef Siemaszko i zglosil sie pisemnie, ze podejmie sie przeprowadzic zamiary rzadu. Zlozyl w tej sprawie szczególowy memorial, datowany 9 listopada 1827 r., z dokladnym planem postepowania. Znalazl sie wiec trzeci wielki zdrajca, po Sadkowskim i Lissowskim.

Józef Siemaszko ur. w r. 1798 byl synem ksiedza unickiego w Starym Pawlówku pow. lipowieckiego w województwie kijowskim. Ojciec jego mówil i pisal doskonale po polsku; on sam odbyl tez i poczatkowa nauke w domu w polskim jezyku i ksztalcil sie dalej w polskich szkolach. W klasach wyzszych udzielal lekcji kilkunastu uczniom polskim, a wiec równiez w polskim jezyku. Sam byl nastepnie uczniem seminarium duchownego w Wilnie, przyjmujacego alumnów obydwóch katolickich obrzadków, Jedno z próbnych kazan wyglosil w katedrze wilenskiej, spisawszy je sobie po polsku i po polsku oczywiscie wyglaszajac (rekopis dochowal sie). Nauczycielami w seminarium byli tylko lacinscy ksieza. Ksztalcil sie tedy po polsku, lecz Polakiem nie byl. Polskie brzmienie jego nazwiska byloby - Siemiaszko; Siemaszko brzmi po rusku. Byl wiec Rusinem z pochodzenia, ale poczucia narodowego nie mial w sobie ni ruskiego, ni polskiego; potem wprosil sie pomiedzy Moskali.

Niestety, wyksztalcenie duchowienstwa unickiego bylo zawsze niedostateczne, znacznie nizsze od lacinskiego. Zachodzi jeszcze druga okolicznosc. Wiadomo, ze katolicki kaplan nie moze zawierac slubów malzenskich; unickie duchowienstwo ma zas od Stolicy sw. ten przywilej, ze zonatego wolno wyswiecic, a zatem kleryk ruski, jezeli chce sie w ogóle zenic, musi sie z tym spieszyc, i pojac zone, dopóki nie jest kaplanem, a zatem przed wyzszymi swieceniami zenia sie wiec wszyscy mlodo, zazwyczaj na poczatku ostatniego roku studiów, bo potem juz nie mogliby sie zenic (dlatego tez owdowialy ksiadz nie moze zenic sie powtórnie). Zachodzi jeszcze drugie ograniczenie: taki zonaty kaplan nie moze sprawowac w cerkwi wyzszych dostojenstw, które zastrzezone sa dla bezzennych.

Celibat jest wszakze czyms bardzo rzadkim u duchowienstwa swieckiego, zwanego "bialym"; totez do wyzszych godnosci powoluje sie tylko zakonników z jednego ruskiego zakonu Bazylianów, sposród tzw. duchowienstwa "czarnego". Po klasztorach uprawiano tedy nauki; dosc powiedziec, ze Bazylianie mieli kilkadziesiat gimnazjów, w których sami byli profesorami; oni tez tylko odbywali wyzsze studia teologiczne. Kaplan "bialy" nie mial na to czasu, ani sposobów. Nie mógl sie uwalniac na jakis czas od swych obowiazków, parafialnych i wyjechac na studia, bo kto mu bedzie przez ten czas zywic zone i dzieci? Trzeba by tez szczególnego powolania do nauk, zeby sie im oddawac, nie pytajac, czy sie to na cos przyda. Wiec taki ksiadz "bialy" wiedzac, ze nigdy nie bedzie niczym wiecej, jak skromnym i ubozuchnym (przy kilkorgu dzieciach) plebanem wiejskim, nie garnal sie do ksiazek.

Józef Siemaszko mial wiecej od innych oglady, nabytej w tych zamoznych domach, gdzie lekcji udzielal i gdzie sie tez spotykal z biblioteczkami domowymi; czytywal nie tylko ksiazki szkolne, polapal to i owo z literatury. Wyksztalcenie jego bylo nader nierówne i powierzchowne, ale miedzy slepymi jednooki królem, wiec górowal nad rówiesnikami. Zwrócil uwage swego biskupa, który sam doradzil mu, zeby sie nie zenil. Wiadomo bylo, co to znaczy; dzieki temu zrobil dziwnie szybka kariere.

Do jakiego stopnia brakowalo cerkwi ludzi zdolnych, znac z tego, ze Siemaszko juz jako subdiakon, liczac zaledwie 22 lata, byl profesorem kleryków w Poczajowie. Wnet zostal asesorem konsystorskim, a gdy liczyl lat 24 byl juz w konsystorzu oficjalem; tegoz roku protojerejem, kanonikiem, w r. 1825 zostal pralatem w 27 roku zycia. Sam pisal potem o tej karierze w te slowa: "Co bylo zreszta robic, skoro biskup nie mial nikogo lepszego? Na bezrybiu i rak ryba". Przebywal stale kolo zacnego wladyki (tj. biskupa) Martuszewicza, który byl biskupem luckim i ostrogskim, a zarazem egzarcha na gubernie: wolynska, podolska i kijowska, ale z wielkich tych tytulów tyle bylo zaledwie rzeczywistosci, .iz rezydowal w Zydyczynie, w zapadlej miescinie w jednej ze swych diecezji, w luckiej.

Ale od r. 1822 zmienil Siemaszko miejsce pobytu i to od razu radykalnie na wielkie miasto stoleczne, bo zostal wyslany na reprezentanta diecezji do tzw. kolegium petersburskiego, które bylo wladza administracyjna nad wszystkimi diecezjami unickimi. Poniewaz byl troche otrzaskany w jezyku rosyjskim (którego inni calkiem nie znali), wiec znów byl naprawde potrzebny i wybijal sie nadal. Czytal w tych latach ogromnie duzo, ale bez wyboru, a przewaznie po rosyjsku i to glównie powiesci. Sam powiadal, ze w jednym roku przeczytal az 400 ksiazek; mogly to wiec byc tylko takie, przy których nie trzeba sie zastanawiac i które niczego nie ucza.

Szybka kariera uderzyla mu do glowy. Chcialby jeszcze wyzej. Godnosc biskupa nie mogla go ominac, ale kiedy? Czy nie daloby sie przyspieszyc? Wladyka unicki, to juz bylo dla niego za malo; w unii mozna nawet zostac egzarcha i byc zakopanym na cale zycie w jakims Zydyczynie! On pragnie byc kims wielkim na wielkim swiecie, a dotychczasowa kariera, jak na mlode lata szalona, powinna toczyc sie dalej w tempie równiez szalonym! Dokad? Chocby do najwiekszego stanowiska, na metropolite calego cesarstwa rosyjskiego!

W takim razie trzeba jednak porzucic unie. Myslal tez o tym juz od r. 1824. Przez trzy lata wahal sie jednak, gdy nagle w listopadzie 1827 r. po rozmowie z Karlaszewskim spostrzegl, ze chwila jest sposobna i byle ja zaraz wyzyskac, kariera pewna. A byl przy tym ogromnie lasy na pieniadze. Spisal wiec natychmiast memorial. Wypracowaniem tym zainteresowal sie sam car i pytal o zyciorys autora. Napisal wtedy swa biografie, przekrecajac wiele, ujmujac i dodajac, nawet zmyslajac, wpisujac jak najwiecej tego, co sie Mikolajowi moglo podobac.

W memoriale zas kladl nacisk na to, ze unia zamienia sie w "lacinstwo" i polszczeje. W naukach koscielnych dla unitów upowszechnial sie jezyk polski, a w wielu miejscach uzywano go nawet do wazniejszych modlów. Sami ksieza uniccy przechodza czesto na obrzadek lacinski, zatrzymujac zony ze szczególnymi dyspensami. U Bazylianów polowa jest Polaków, którzy przeszli na obrzadek wschodni, zeby podtrzymac unie. Dobrze byloby odebrac Bazylianom gimnazja, ale na razie nie ma ich kim zastapic; dlatego trzeba zaczac kasowac klasztory bazylianskie, których czwarta czesc wystarczy. Trzeba oddzielic rodowitych Rusinów od Polaków obrzadku wschodniego. Widzial bowiem Siemaszko, jak na kazdym kroku, od seminarium az do stolic wladyczych, po parafiach i po zakonach duchowni narodowosci polskiej sa mocniejsi w wierze, podczas gdy Rusini sa jak trzcina na wietrze i do unii wcale nie sa przywiazani. Rozumial, ze unia runie, skoro nie bedzie podtrzymywana przez Polaków.

Siemaszko zastrzegl sobie, ze memorial jego pozostanie sekretny i rzeczywiscie sekretu dotrzymano. W krótkim czasie zlozyl on jeszcze 8 referatów w ministerstwie, miedzy innymi o konfiskate majatków bazylianskich i zeby cerkiew unicka miala tylko dwa biskupstwa (eparchie), bialoruska i litewska; o nowe urzadzenie konsystorzy, o schizmatyckich ksiegach cerkiewnych, o scisle poddanie unii wladzy swieckiej na równi z prawoslawiem itd.

Do wszystkich szkól srednich, a nawet i nizszych wprowadzono nauke jezyka rosyjskiego, podreczniki szkolne moskiewskie i przepisano wyklad w tym jezyku "choc nauczyciele sami dopiero zaczynali sie uczyc tego jezyka". Wysylano tez odtad kleryków unickich po dwóch do Uniwersytetu Petersburskiego, po czterech do moskiewskiego i po czterech do moskiewskiej akademii duchownej. Ale przede wszystkim chcial sie Siemaszko pozbyc polskiego zywiolu posród Bazylianów i dlatego radzil pozostawic zakonnikom prawo, zeby mogli przechodzic na obrzadek lacinski. Jakoz w tym samym jeszcze r. 1827 opuscilo zakon 50 Bazylianów, przechodzac na obrzadek lacinski, a liczba ta miala sie jeszcze potem zwiekszyc. W ten sposób zabezpieczali sie, ze nie beda zmuszeni do schizmy. A za swe referaty, za rady i wspólprace otrzymywal Siemaszko nie tylko order po orderze, ale tez dary pieniezne, setkami a czasem nawet tysiacami rubli, i coraz lepsze posady. W r. 1829 byl juz z laski cara biskupem, a liczyl dopiero 31 lat.

Gdy wiadomosci o tym doszly do Rzymu, wyslano do rzadu carskiego dwa pisma. Siemaszce powierzono na nie ulozyc odpowiedz. Brzmiala w tym sensie, ze wszelkie zmiany poczynione w Cerkwi sa natury tylko politycznej a nie religijnej! A tymczasem postepowano sobie coraz smielej. W roku 1830 zagrabiono klasztor bazylianski w Owroczu, slynny z pielgrzymek, a nawet najslawniejszy, a slynacy cudownym obrazem klasztor w Poczajowie - tudziez pozamykano wszystkie szkoly bazylianskie. Kazano w cerkwiach bazylianskich pousuwac organy, lawki, zaprzestac godzinek i rózanców, a powstawiac "carskie wrota", ikonostasy i ubiory prawoslawne. W ciagu dwóch lat zamknieto niemal dwie trzecie klasztorów.

Czasy mikolajowskie dawaly sie tez we znaki jedynemu wówczas przedstawicielowi glebszego ruchu religijnego, ksiedzu Podgórskiemu. Redemptoryscie z warszawskiego ogniska "Benonitów". Zbieral swoich dawnych towarzyszy i powiodlo mu sie po licznych przeciwnosciach urzadzic dla nich "wspólny dom" w Piotrkowicach. Sam bywal w ciaglych rozjazdach na misje. Najwiecej wypadlo ich na lata 1824-1828. Bywal z misjami w Krakowskiem i w Kieleckiem. Wyjechal nawet poprzez kordon do zaboru austriackiego, urzadzajac misje na Sadecczyznie. Zakon Redemptorystów nie otrzymal jednak rzadowego upowaznienia, totez ksiadz Podgórski bywal narazony na wiele utrudnien i nieprzyjemnosci, a w Piotrkowicach zdarzaly sie czesto rewizje policyjne i zjezdzaly cale komisje, aby sprawdzac czy tez przypadkiem ten wspólny dom nie jest klasztorem?

Równoczesnie lamano wszystkie zobowiazania, jakie car mial wzgledem swego Królestwa Polskiego z racji postanowien kongresu wiedenskiego z r. 1815. Car byl przeciez w Warszawie królem polskim i to koronowanym, i konstytucyjnym królem Kongresówki. Z konstytucji nie zostalo nic, wszystkie prawa zdeptano, a wprowadzano coraz srozszy ucisk.

Ucisk moskiewski doprowadzil wreszcie do powstania. Wybuchlo dnia 29 listopada 1831 r. przedwczesnie i bardzo nierozwaznie, zanim zostalo nalezycie przygotowane. Przyspieszono zas wybuch dlatego, poniewaz równoczesnie zanioslo sie na powstanie w Belgii przeciwko narzuconemu jej przylaczeniu do Holandii. Car chcial byc poskromicielem wszelkich ruchów wolnosciowych w calej Europie i zamyslal wyprawic wojsko przeciwko odleglym na zachodzie Belgom. Ale nie zamierzal wyslac wojska rosyjskiego, tylko wyznaczal ten pochód wojsku polskiemu z Kongresówki, a na jego miejsce zamierzal wprowadzic do królestwa pulki rosyjskie. Kraj ogolocony z wojska narodowego nie mialby potem zadnej sily do oporu, zwlaszcza ze z Belgii wrócilyby tylko zbiedzone resztki armii. Azeby tedy przeszkodzic carskim zamiarom, przyspieszono wybuch powstania. W taki sposób Polska ocalila niepodleglosc Belgii, lecz utracila resztki wlasnej niepodleglosci.

Powstanie polskie obfitowalo wprawdzie w czyny bohaterskie, a nawet w zwycieskie walki, ostatecznie jednak skonczylo sie przegrana. We wrzesniu 1832 r. Moskal panowal juz w Warszawie. Zaraz nastepnego roku zamknieto warszawskie Towarzystwo Naukowe, a w r. 1833 Uniwersytet Wilenski, szkolom zas srednim odjeto cechy polskie i obnizono umyslnie ich poziom. Rzad rosyjski znosil stopniowo wszystkie te urzadzenia, które w Kongresówce byly lepsze od rosyjskich; starano sie zrobic z królestwa rosyjska prowincje. Zrazu byly to próby niesmiale, lecz stawaly sie coraz smielsze, a ten pierwszy prad rusyfikacyjny mial trwac przez 25 lat.

Austria i Prusy germanizowaly takze z calych sil, niemczac nawet szkoly. Wyszukiwano w tym okresie wszelkich pozorów, zeby sciesniac dzialalnosc polskich zakonów. Zaczelo sie to od owego "domu wspólnego" w Piotrkowicach, który skasowano z urzedu w r. 1834.

Zostawal jeszcze strzep niepodleglosci w republice krakowskiej. Byla to czcza komedia niby niezawislej panstwowosci, bo przebywali tam stale przedstawiciele wszystkich trzech panstw zaborczych, kontrolujac nie tylko kazdy urzedowy krok "senatu rzadzacego", ale trzymajac tez spoleczenstwo pod ciaglym terrorem policyjnym. Ale przynajmniej jezyka polskiego tam nikt nie uszczuplal, a szkól przybywalo. O tym panstewku, odznaczajacym sie szczuploscia, trzeba bylo jednak powiedziec, ze "lepszy rydz, niz nic".

Tam tez podazyl ksiadz Podgórski, gdy go wygnano z Piotrkowic w r. 1834, szukajac, gdzie by odetchnal swobodniej. Lecz na prózno próbowal, czy mu sie w tym panstewku polskim nie uda zebrac na nowo rozproszonych braci zakonnych, dawnych Benonitów i towarzyszy z Piotrkowic. Nie dano mu tu takze zalozyc klasztoru. Osiadl w koncu przy klasztorze SS. Norbertanek w Zwierzyncu pod Krakowem, przy tym starozytnym klasztorze bl. Bronislawy i Judyty Krakowianki. Tam pedzil zycie zaciszne i odosobnione az do zgonu w r. 1847 (pochowany w podziemiach tego kosciola). Uginal sie prawdziwie pod ciezarem zycia. Ze swych zboznych trudów i zabiegów nie ogladal zadnych owoców; zakon, któremu poswiecil zycie, jakby przepadl i zaginal; o polskiej sprawie narodowej mozna bylo doprawdy zwatpic, bo spadal tylko cios po ciosie.

Zwatpic? Mozna bylo, lecz nie nalezalo! Bo czyz moze zwatpic w dobra sprawe dobry katolik, posiadajacy glebsze wyksztalcenie religijne? Zawsze trzeba zachowywac nadzieje i pokladac ufnosc w lasce Bozej. Tego nie braklo ksiedzu Podgórskiemu, który modlil sie zarliwie za Ojczyzne.

Ale tego wlasnie nie dostawalo ogólowi ówczesnej inteligencji polskiej. Spostrzegl zapewne czytelnik, jak w ostatnich rozdzialach stosunkowo niewiele dalo sie mówic o swietych i swiatobliwych. Bo bylo ich niewielu! Pokolenia owe nie celowaly zywa wiara, a patriotyzm ich nie byl przejety duchem religijnym. W calej Europie zapanowalo niedowiarstwo, a Polska nie byla niestety lepsza od innych. Dopiero po r. 1831 miala nastapic poprawa. Zrazu zablysnely swiatla nieliczne, przybywalo ich jednakze, przybywalo ciagle, az wreszcie jasnosc ogarnela Polske na nowo. Najpierw nastapilo odrodzenie religijne, a potem dopiero dostapilismy odrodzenia politycznego. Ten ciekawy tok historii bedzie stanowil przedmiot nastepnych rozdzialów, a bedzie przybywalo coraz bardziej rodaków i rodaczek swiatobliwych.





Wielka emigracja


Rozdzialem niniejszym rozpoczynamy opowiadanie ostatnich stu lat naszych dziejów. Im cos blizsze naszego pokolenia, tym wszechstronniej nas interesuje, bo nie tylko latwiej zrozumiale, ale tez widoczniej zwiazane z dniem dzisiejszym. Liczniejsze sa nici, laczace nas z blizszymi przodkami. Opowiadanie nasze stanie sie z tego powodu bardziej szczególowe, obszerniejsze, pomimo ze nie bedzie juz nowych swietych kanonizowanych, ani nawet blogoslawionych, beatyfikowanych z tych ostatnich stu lat. Wiadomo, jak dlugo trzeba czekac na beatyfikacje, a na kanonizacje czasem po kilkaset lat! Dlatego tez wciagalismy i wciagamy nie tylko wyniesionych juz na oltarze, ale takze takich swiatobliwych, o których przypuszcza sie, ze zasluguja na beatyfikacje.

Gdyby w jakims kraju nie bylo wpierw czci dla swiatobliwych, nie byloby w takim kraju swietych patronów. A któz zdola przewidziec, który ze swiatobliwych bedzie w koncu podniesiony na oltarze? Gdyby pisac tylko o takich, którzy juz przeszli przez beatyfikacje, nie mozna by w ogóle pisac o ostatniej setce lat! A tymczasem w Polsce przyniosly te lata plon swiatobliwosci tak obfity, iz nastal u nas znów nowy okres swietosci.

Zaczniemy opowiadanie od tego, jak nagle rozwinela sie polska twórczosc religijna. Zanim minal w. XIX, powstalo az jedenascie nowych polskich zakonów! Nowe zbozne pomysly organizacyjne powstawaly tedy dziwnie szybko po sobie. Pierwsza fala wytezonego ruchu religijnego obejmuje jeden po drugim piec zakonów: meski Zmartwychwstanców i cztery zenskie: Sluzebniczki, Felicjanki, Niepokalanki i Dominikanki polskie. Wszystkie te pracownie wytezonej pracy religijnej powstaly w ciagu zaledwie osmiu lat! Cos tak nadzwyczajnego nie zdarzylo sie nigdy jeszcze i nigdzie w calej historii Kosciola powszechnego. Wiec jakze nie poswiecic temu ruchowi baczniejszej uwagi? Czyz mozna nie zatrzymac sie nad tym dluzej i nie roztrzasac bardziej szczególowo? Nastalo bowiem w Polsce wreszcie po r. 1831 odrodzenie religijne, wzmagajace sie coraz bardziej az do naszych dni. Zapamietajmy sobie: wpierw nastapilo odrodzenie religijne, a potem dopiero polityczne. Co zas przy tym szczególnego, ze poczatki tego polskiego ruchu religijnego dokonaly sie nie w samej Polsce, lecz za granica, w Paryzu, miedzy emigrantami. Dziwna kolej rzeczy wymaga wyjasnienia.

Haslo wyszlo od najwiekszego z Polaków, od tego, który sprawowal w swym pokoleniu "rzad dusz", od Adama Mickiewicza. Najwiekszy nasz poeta byl religijny. Kiedy go w r. 1824 wywozono do Petersburga, najlepszemu swemu przyjacielowi, Tomaszowi Zanowi, ofiarowal na pamiatke dzielo sw. Tomasza a Kempis "O nasladowaniu Chrystusa", uwazane przez Kosciól za pierwsze po ksiegach Pisma Swietego. W piec lat potem wydany byl ponownie rozkaz uwiezienia, lecz szczesliwym zbiegiem okolicznosci udalo mu sie wyjechac za granice. Bawil w Czechach, w Niemczech, w Szwajcarii i nastepnie we Wloszech.

W Rzymie spotkal sie ze slawnym ksiedzem Choloniewskim, z którym prowadzil dlugie rozmowy o swiecie nadprzyrodzonym. Zaczal tez zaglebiac sie w dociekaniach nad stanowiskiem Kosciola w dziejach ludzkosci. Przyznawal, ze kaplanowi temu winien "wiele pociechy, wiele chwil szczesliwych i nowy widok swiata, ludzi i nauk". Wszystkie tez wiersze Mickiewicza pisane w owym czasie ujete sa na tle religijnym. W umysle wieszcza powstaje nawet zamysl, czyby nie zostac ksiedzem. Tymczasem jednak wyrywal sie ku stronom ojczystym, blizej pobojowisk. Jakas misja, otrzymana od rzadu narodowego, skierowala go przedtem do Paryza i dopiero okolo polowy sierpnia 1831 r. mógl sie przemycic w granice Wielkopolski. Zanim zdolal sie dalej przedostac do wojujacego królestwa - bylo juz powstanie w upadku. Odtad przebywal stale w Paryzu, a zajmowal sie bardzo wiele kwestiami religijnymi.

Po upadku powstania listopadowego kwiat spoleczenstwa polskiego musial uchodzic spod rosyjskiego zaboru i przeniósl sie za granice, glównie do Francji. Tam tez podazaly resztki wojska polskiego. Rzad francuski wyplacal oficerom i zolnierzom po polowie tego zoldu, jaki pobierali w wojsku polskim. Emigrowali tez cywilni, bo car skazal na wieczne wygnanie i konfiskate majatków 2540 osób, nie mówiac o licznych tysiacach, skazywanych na wiezienie. A nadto nadzwyczaj ostre przepisy cenzury rosyjskiej sprawialy, ze literatura mogla sie rozwijac tylko za granica. Gasil tez rzad rosyjski swiatla w Polsce: zniósl wydzialy uniwersyteckie w Warszawie, zamknal uniwersytet w Wilnie i liceum krzemienieckie. W dawnych województwach litewskich i poludnioworuskich, dla których utarla sie nazwa "krajów zabranych", pozamykano wszystkie szkoly polskie. Okolicznosci te sprawialy, ze kwiat naszej inteligencji chronil sie do Francji, zwlaszcza do Paryza. Tam zebralo sie wszystko, co Polska posiadala najcenniejszego duchowo. Stad nazwa tej emigracji - wielka emigracja.

Nad wszystkimi górowal tam Mickiewicz. Znów sie namyslal, czyby nie obrac sobie stanu duchownego. Co do tego, mylil sie. Powolania kaplanskiego nie mial, tylko chwilowa ochote bral przez jakis czas mylnie za powolanie. Zreszta w r. 1834 ozenil sie.

Pozostalo mu jednak na cale dalsze zycie szczególne zainteresowanie do wszelkich kwestii religijnych i szerzyl religijnosc kolo siebie. "Rzecz to byla nieslychana i prawie cudowna (slowa ks. Jana Kozmiana) widziec jak na emigracji powoli wykluwala sie w bólu i trudzie mysl katolicka, kojarzac w jedno ludzi dobrej woli, znuzonych szukaniem prawdy, a uspokojonych i uszczesliwionych tym, ze ja znalezli. Napadano na nich to rozumowaniem, to oburzeniem, to ironia, a oni trwali i wzmacniali sie i nabierali przekonania, ze trzeba poswiecic wszystkie wzgledy ludzkie".

Trzeba bowiem wiedziec, ze w gronie skupiajacych sie okolo najwiekszego wieszcza narodowego (któz by nie chcial zaliczyc sie do jego znajomych?) nikt nie byl bogobojnym katolikiem od poczatku. Zachodzil tam szereg nawrócen z wiekszej lub mniejszej obojetnosci religijnej. Poznajmy sie blizej z takim, który przed nawróceniem stal jak najdalej od Kosciola, w szeregach jawnych wrogów katolicyzmu, a który nastepnie stal sie filarem ruchu religijnego.

Bogdan Janski urodzil sie w r. 1807 w Pogorzelcu w Plockiem, w rodzinie ziemianskiej, od dluzszego czasu ciagle niestety ubozejacej. W uniwersytecie musial sie utrzymywac z lekcji, a byl uczniem tak pilnym, iz ledwie 19 lat liczac, otrzymal stopien magistra praw. Szczególniej przykladal sie do nauki ekonomii politycznej. Profesor tego przedmiotu, hr. Fryderyk Skarbek (autor cennych dziel naukowych, które dotychczas nie utracily wartosci), wystaral mu sie o stypendium rzadowe, zeby mógl wyjechac do Paryza i tam przysposobic sie na przyszlego profesora prawa handlowego.

W paryskim wirze interesowal sie nowymi pradami, a ze ledwie mu mijalo 20 lat, wiec przylgnal do nie najrozumniejszego pradu, "saintsimonizmu", zwanego tak od swego twórcy hr. Saint-Simona. Byl to tegi fizyk i inzynier, a w ówczesnej Francji inzynierowie wlasnie najwiecej filozofowali i radzili, jak ludzkosc przerobic. Pomysly ich, chociaz bledne i niewykonalne, pochodzily badz co badz z dobrej woli, a hr. Saint-Simon nalezal wsród nich do najpowazniejszych. Umarl na dwa lata przed przyjazdem Janskiego do Paryza. Niefortunni uczniowie doprowadzili niektóre punkty nauk swego mistrza do absurdalnego komizmu i przekrecili je na wielce rewolucyjne.

Nauke mistrza kazdy przeinaczyl wedlug swoich urojen, a w pewnym odlamie niby "saintsimonistów" zjawil sie rodzaj socjalizmu; znalazla sie nawet grupa, która zajela sie az ukladaniem nowej religii, majacej zapewnic kazdemu raj na ziemi. Powstawala sekta, zlozona z wykolejenców i dziwaków. Niektórzy posuwali sie do tego, iz glosili wspólnosc kobiet. Wywodzili zas wszyscy swe urojenia z blednie tlumaczonej zasady braterstwa i wzajemnej zyczliwosci. Jednej grupie dziwaków zdawalo sie, ze wymyslili sposób, zeby te cnoty zaszczepily sie ostatecznie w ludzkiej naturze. Wynalazek polega na tym, zeby nosic kamizelki zapinane z tylu, na grzbiecie. Nikt jej sam sobie nie zapnie! Trzeba do tego pomocy "brata" i tak zaraz od samego rana bedziemy sobie wzajemnie uczynni, pomocni. Urzadzali pochody propagandowe po ulicach Paryza, paradujac w tych kamizelkach. Wkrótce stali sie publiczna zabawka Paryzan. Gdy wszakze w swej "osadzie" zaczeli jawnie równiez uprawiac wspólnosc kobiet (z reguly nierzadnic), wladza ich rozpedzila i skonczyl sie caly "saintsimonizm", zganiany calkiem nieslusznie na Saint-Simona, któremu sie o zadnych wybrykach nie snilo.

W ten nierozum i w ten brud wpadl nasz warszawski stypendysta, uniesiony mlodziencza wyobraznia i naiwnoscia. Udzial w gadaniu i pisaniu "urojenców" zabieral mu wiecej czasu, niz studia prawa handlowego; te jednak nie calkiem byly opuszczone, gdyz dochowaly sie z tych czasów jego zapiski naukowe i ulamki rozpraw, tylko ze ani jednej nie doprowadzil do konca. Znac, ze oduczyl sie systematycznej pracy. Umysl jego zanurzony przez trzy lata w metnych wirach jakiejs niby religii stawal sie coraz bardziej chaotyczny. W jednym tylko umacnial sie, w niecheci do Kosciola. Kiedy po wybuchu powstania w listopadzie 1831 r. ukladal odezwe do Francuzów, zamiescil w niej pochwale narodu francuskiego, ze "z najwiekszym w swiecie zapalem wyswobodziles sie z dawnego despotyzmu polityki i religii". Liczyl wtedy lat 24.

Janski zblizyl sie oczywiscie od razu do emigracji. Szczesliwym dla siebie zbiegiem okolicznosci dostal sie pod wplyw Mickiewicza (przez jakis czas mieszkali nawet w jednym domu) i po dwóch latach stal sie katolikiem nie tylko ze chrztu i metryk, ale z przekonania. Z Szawla zrobil Mickiewicz Pawla. Zaczelo sie to od wspólzawodnictwa w wydawanym przez Mickiewicza pismie emigracyjnym "Pielgrzym" od wiosny 1833 r.

Umieszczal tam wiersze patriotyczne takze slynny potem Hieronim Kajsiewicz, mlodziutki oficer powstania, urodzony w r. 1812 nad Niemnem w Augustowskiem. Do gimnazjum uczeszczal w Sejnach, a potem jako student praw Uniwersytetu Warszawskiego przerwal studia i wstapil do ulanów. Ciezko ranny w bitwie pod Nowa Wsia, ciety palaszem przez twarz, przez oko, nosil te szrame do smierci; wyleczony w szpitalu w Pulawach, udal sie potem z innymi na emigracje. Zamieszkal poczatkowo dosc daleko od Paryza, w miescie Angers, gdzie nalezal do rewolucyjnych tajnych stowarzyszen, a przy tym byl slawnym wodzirejem tanców na wszelkiego rodzaju balikach, nazywany znaczaco "najcielesniejszym z cielesnych". Wplynal na niego jednak religijny pierwiastek, który wybijal sie w "Pielgrzymie" coraz wyrazniej, a w koncu potem niejeden taki Kajsiewicz zostal zakonnikiem.

Zaczal sie ruch religijny od tego, ze szczuple grono osobistych znajomych zbieralo sie co piatku na msze swieta a potem szli do Mickiewicza i tam u niego czytywali Pismo Swiete i debatowali o sposobach odzyskania niepodleglosci, opierajac milosc Ojczyzny na milosci Boga.

Pod koniec r. 1834 osmiu wybitnych emigrantów z Mickiewiczem na czele zalozyli bractwo "Braci Zjednoczonych", majace stac sie trzonem katolickiego obozu na emigracji. Akt zalozenia spisano i podpisano dnia 19 grudnia 1834 r. po spowiedzi i wspólnej komunii swietej. Podpisali sie wlasnorecznie: Adam Mickiewicz, Antoni Górecki, Stefan Witwicki, Cezary Plater, Bogdan i Józef Zalescy, Ignacy Domejko, Bogdan Janski. Haslem ich bylo: "Sluzcie Bogu Polacy, a Bóg zbawi Polske". Grono to zwiekszalo sie nastepnie, lecz nigdy nie liczylo ponad 30 czlonków. Przyjmowano na "Braci" tylko osoby jak najbardziej dobrane i jak najsurowiej wybadane co do katolicyzmu.

W ciagu r. 1835 najwazniejsze byly dwa nawrócenia. Dnia 15 stycznia 1835 r. wracal do Kosciola syn marnotrawny o niezwyczajnej przeszlosci: Piotr Semenenko, urodzony w r. 1814 we wsi Krypno, polozonej miedzy Tykocinem a Krzyszynem na Bialej Rusi. Dziad jego byl unita i szlachcicem polskim, a ozenil sie z kalwinka. Zmuszono go, zeby oddal syna do korpusu paziów w Petersburgu. Tam wychowany i zrusyfikowany, przepisany na prawoslawie, odbyl nastepnie kilka lat sluzby wojskowej, po czym zostal urzednikiem clowym w okolicach Tykocina. Gdy w r. 1814 przyszedl na swiat Piotr, zawieziono go do cerkwi parafialnej na chrzest. Przypadek zrzadzil, ze popa tego dnia nie bylo na miejscu; odniesiono wiec dziecie do kaplana katolickiego. W ten sposób Piotrus wracal do katolicyzmu i to w obrzadku lacinskim.

Nastepnie w szkole u 00. Misjonarzy w Tykocinie przystapil po katolicku do Sakramentów swietych. Gdy sie o tym dowiedziala babka, kalwinka, zamieszkala w Tykocinie, zbila chlopca i odeslala do ojca. Ten jednak pomny przeszlosci rodu i w duchu utrzymujacy jego tradycje, synka pochwalil. Wyprawil go dalej na nauki gimnazjalne w Bialymstoku i w Krozach, gdzie skonczyl szkole srednia w r. 1829. Studiowal nastepnie w Uniwersytecie Wilenskim, lecz gdy wybuchlo powstanie, rzucil studia i poszedl do szeregów, chociaz byl tak watly, ze z poczatku ledwie mógl podawac kule armatnie. Wszakze liczyl niecalych 17 lat! Potem na emigracji gorzej sie spisywal. Stracil calkiem laske wiary i nalezal do skrajnych najczerwienszych rewolucjonistów, tak dalece, iz policja francuska scigala go przez dwa lata bez ustanku z miejsca na miejsce. Przytulil go wreszcie Bogdan Janski, z którym wywiazala sie przyjazn, a skutek byl taki, ze Piotr Semenenko, nawrócony, stal sie jednym z najgorliwszych katolików na emigracji.

W czerwcu tegoz r. 1835, glównie dzieki rozmowom z Mickiewiczem, przystepowal do Sakramentów swietych u Benedyktynów w Solesmes niedaleko Paryza Hieronim Kajsiewicz.

Mickiewicz siegal mysla najdalej, az oswiadczyl jawnie: "Na nic sie to wszystko nie zdalo, trzeba dla Polski zakonu". Od r. 1835 starano sie zebrac fundusze, zeby gdzies na dalszym przedmiesciu wynajac na poczatek maly domek, w którym zamieszkaliby razem ci z niezonatych "braci", którzy by mieli ochote i przekonanie do zycia wspólnego, ujetego w pewne wspólne formy. Kierownictwo "domku" powierzono na zlecenie Mickiewicza Bogdanowi Janskiemu. Otwarto go w popielec r. 1836. Pierwsi wprowadzili sie dwaj powstancy - oficer Kajsiewicz (ów taneczny) z pozyskanym na paryskim bruku przyjacielem, bylym zolnierzem Semenenka. Kajsiewicz mlodszy byl od Janskiego o 12 lat, a Semenenko jeszcze o jeden rok mlodszy. Potem wprowadzali sie inni, miedzy nimi byl prof. Uniwersytetu Warszawskiego Józef Hube.

Janski przesiewal kandydatów, wymagajac nastroju ducha i bogobojnosci wszechstronnej, a obok tego takze wyzszego wyksztalcenia naukowego. Trzeba zas bylo wyrzec sie nie tylko wszelkiej wybrednosci, lecz nawet najprostszych wygód. "Majatek byl tak znaczny, zesmy bielizny na siennikach nie mieli, sami na targu za kupnem chodzili, sami gotowali z niebezpieczenstwem otrucia sie nieraz". Biedota ta zlozyla sie w r. 1837 na dwa franki, jako skladke, na wznoszony w Krakowie kopiec Kosciuszki. Byl to prawdziwy "grosz wdowi".

Poglebiajace sie zycie religijne parlo najgorliwszych, by zostac kaplanami; jakoz szesciu z nich wyswiecilo sie nastepnie. Pierwszymi byli znowu Kajsiewicz i Semenenko. Uczeszczali od r. 1836 do istniejacego w Paryzu kolegium sw. Stanislawa, gdzie uczyli sie w spokoju, nawiedzajac co niedziele i czwartek braci pozostalych "w domku" i tak bylo do lata 1837 r. We wrzesniu 1837 r. wybrali sie do Rzymu; w nastepnym - podazyli za nimi Hube i Dunski, a w r. 1839 Kaczanowski.

Wyludnial sie "domek", bo switala juz mysl, zeby "zjednoczeni bracia" przeniesli siedzibe swa do Rzymu, zeby tam poglebiali studia teologiczne, i zeby w miescie papieskim klasc fundamenty pod nowy polski zakon. Nie mozna bylo jednak zakonu zakladac, póki sie nie mialo odpowiedniego grona wyswieconych kaplanów; trzeba bylo troche jeszcze poczekac.

Chodzilo zas przy tym o sprawe narodowa pierwszorzednej donioslosci. Stolica apostolska nie byla nalezycie informowana o stanie Kosciola w Polsce pod rzadami zaborczymi, zwlaszcza pod rosyjskim. Utraciwszy niepodleglosc, stracilismy tym samym wlasna dyplomacje, reprezentantów przy rzadach obcych panstw, a wiec nie moglismy tez miec swego ambasadora przy Watykanie. Rzadko kiedy zajechal do Rzymu jakis biskup polski. Nielatwo bylo wówczas podrózowac w daleki swiat, ale jeszcze trudniej bylo dostac od rzadu pozwolenie na podróz do stolicy papieskiej. Lata cale mijaly, a kuria apostolska posiadala o Polsce informacji tyle, ile ich udzielil papiezowi... posel rosyjski.

Chodzilo wiec o to, zeby utworzyc w Rzymie polskie ognisko zakonne, zlozone z zakonników o wysokiej inteligencji, które by zaslugiwalo na zaufanie watykanskiego dworu, a stanowiloby stala stacje informacyjna. Mozna by sie wyrazic, ze chodzilo o utworzenie polskiego konsulatu duchownego w Rzymie. Ta mysl kielkowala równoczesnie u kilku osób, bo prawdziwa potrzebe rozumiano powszechnie. Zajeci byli tymi planami swieccy przodownicy katolickiego obozu na emigracji: ksiaze Adam Czartoryski, general Wladyslaw Zamojski, tudziez Adam Mickiewicz. Równoczesnie ktos kto tamtych wcale nie znal, i ze "zjednoczonymi" spotkal sie dopiero po raz pierwszy w Rzymie.

W r. 1838 zapoznal sie z tym gronem slynny apostol Azji i Afryki, jezuita Maksymilian Ryllo, przebywajacy wówczas czasowo w Rzymie. Imponujaca to postac, a jedna z najciekawszych w calej historii w. XIX. Laczyly sie w nim wielki rozum z wielka przedsiebiorczoscia, a zarliwa milosc chrzescijanska z roztropnoscia. On stal sie twórca wielkiego seminarium generalnego dla misji afrykanskich, tudziez twórca slynnego nastepnie uniwersytetu w Bejrucie w Azji Mniejszej. Pochodzil z ubozszej szlachty polskiej w województwie grodzienskim powiatu wolkowyskiego, urodzony we wsi Podorosk w r. 1802.

Jesienia 1837 r. bawil w Libanie i Palestynie. W wigilie Bozego Narodzenia odprawil msze swieta przy grobie Zbawiciela w Jerozolimie, a do mszy tej sluzyl mu Juliusz Slowacki. On tez naklonil potem wkrótce tego wielkiego poete, ze sie wyspowiadal. Bylo to na Wielkanoc r. 1838 w Syrii w klasztorze na górze Libanu. Jesienia tegoz roku przybywszy do Rzymu, roztoczyl O. Ryllo opieke nad mlodymi ksiezmi i klerykami polskimi, sposobiacymi sie do zamierzonego zakonu; gdyby nie jego przedsiebiorcza roztropnosc, nie byloby moze srodków na osiedlenie sie w Rzymie. Swiadcza zas ci patriotyczni zakonnicy, ze ks. Ryllo pierwszy obudzil w Rzymie sprawe Kosciola polskiego i dzieki jemu Stolica apostolska zwracala odtad zdwojona bacznosc na to, co sie w Polsce dzieje i co sie dzieje z Polska.

Jak daleko siegalo ramie rosyjskiej policji, znac z faktu, który dzis wydaje sie nieprawdopodobny, ze nie chciano alumnów z domu Janskiego przyjac w Rzymie do seminarium duchownego, bo przeszkadzalo temu poselstwo rosyjskie przy Watykanie! W kancelarii tego poselstwa przestudiowano z najwieksza gorliwoscia wszystkie przepisy i formalnosci potrzebne, zeby móc byc przyjetym do seminarium. Seminaria sa z reguly diecezjalne, obliczone na kleryków z tej samej diecezji. Jezeli kandydat jest z zewnatrz, oczywiscie ze musi sie wiedziec, z której jest diecezji i zada sie, zeby sie wykazac poswiadczeniem i zezwoleniem swego biskupa. Tego uczepilo sie poselstwo rosyjskie; zwracalo uwage, ze przyjecie naszych sprzeciwialoby sie przepisom kanonicznym itp., slowem Moskale okazali ogromna troske o rzymskie seminarium, zeby tam wszystko bylo w porzadku. Nasi pochodzili z diecezji pod zaborem rosyjskim, a biada byloby biskupom polskim, którzy by wydali poswiadczenie klerykom, którzy byli oficerami w powstaniu r. 1831. Ostatecznie jednak nasi dali sobie rade, uzyskawszy wszystkie potrzebne formalnosci u arcybiskupa paryskiego.

Wiec przyjeto ich w koncu. Utrzymanie znalezli, podjawszy sie dozorowac dzieci w jednym z rzymskich zakladów sierot. Mieszkali wspólnie, a na mieszkanie i strawe mieli po 15 groszy dziennie na osobe.

Tymczasem nawiazala sie korespondencja miedzy ks. Rylla w Rzymie a Janskim w Paryzu. Janski likwidowal juz stopniowo "domek paryski", z czym laczyly sie rózne sprawy i interesy wymagajace, zeby ktos na miejscu wszystkiego dopilnowal. I o swej osobie chcial Janski postanowic cos ostatecznie. Przez jakis czas myslal o zakonie Benedyktynów, a czasem o ascetycznych Trapistach. W pózniejszych zapiskach o nich ks. Kajsiewicza czytamy, co nastepuje: "W ciagu tego ruchliwego i klopotliwego zycia w Paryzu wybiegal czesto do Mortagne, glównego domu Trapistów (zakon reguly najsurowszej), otrzymal byl nawet dla nas (tj. dla Braci Zjednoczonych) affiliacje (tj. udzial) do modlitw i zaslug tego pokutujacego zgromadzenia. Ostatniego roku (1839) zabawil tam do trzech miesiecy".

Zapiski jego, tyczace sie osobistych potrzeb duszy i przyszlosci zgromadzenia dowodza, jak gleboko czul i widzial. "Post ciagly w domach Trapistów; modlitwy dlugie i gorace - bo kiedy sie Bogdan modlil, zapalal sie caly na twarzy; wszystko to, tuczac dusze, musialo wycienczyc cialo. Nareszcie pod jesien 1839 r. w podrózy do kolegium Juilly w okolicach Paryza, gdzie byl paru rodaków umiescil, przemokly do nitki i zaziebiony wrócil z katarem, który sie rychlo w suchoty przemienil". W tym stanie zdecydowal sie na trudna i daleka podróz (pamietajmy, ze kolei zelaznych jeszcze nie bylo).

Zamierzajac zabrac sie do systematycznych studiów teologicznych, postanowil dokonac tego w Rzymie, posród tych kilku swych "Braci Zjednoczonych", którzy juz dostapili swiecen kaplanskich. Przybyl do wiecznego miasta w r. 1840, lecz tak juz oslabiony choroba, iz dla lekarzy widoczne bylo, ze to juz poczatek konca. On sam, jak zwykle bywa przy chorobach piersiowych, ani przypuszczal, zeby z nim mialo byc tak zle. Jak swiadcza dalej zapiski ks. Kajsiewicza, "sile i pogode umyslu obok slodyczy serca zachowal do konca. Jesli na chwile drazliwosc czysto nerwowa go podchwycila, sam sie niejako sobie dziwil i uderzajac reka w czolo, mówil: co sie tez ze mna dzieje?

Doktor, który obok przybylego brata Terleckiego (lekarz zakonnik) go leczyl, tak sie w chorym rozmilowal, ze nie mial serca pomimo prósb naszych ostrzec go o bliskiej smierci. Gdy w koncu jeden z naszych to uczynil, nie zmieszal sie bynajmniej: Nie od dzisiaj - rzekl - mysle o smierci: od dawna sie do niej sposobie; nie sadzilem jednak, zeby juz tak byla blisko. A. potem z rodzajem lagodnego zalu dodal: czemuz mnie doktor nie ostrzegl, kiedym go o to prosil. Niezwlocznie zaczal dyktowac ostatnie swe rozporzadzenie. Ostatnie namaszczenia i Przenajswietszy Sakrament przyjal z wielka poboznoscia i przytomnoscia, która go jednak rychlo opuscila. Skonal lagodnie nad ranem dnia 2 lipca (1840 r.) w dzien Nawiedzenia Matki Boskiej, wsród kleczacych wokolo i lzawo sie modlacych braci".

Zwloki jego pogrzebano na cmentarzu przy kosciele Swietego Wawrzynca (przybylo tam nastepnie grobów polskich). Wydano wizerunki litografowane swiatobliwego Bogdana a opatrzono je z cala slusznoscia nastepujacym napisem.

"Sp. Bogdan Janski, pierwszy pokutnik jawny i apostol emigracji polskiej we Francji".

Charakter i zaslugi Janskiego okreslil wybornie Semenenko, mieniac go mezem ze wszech miar niepospolitym; nazywal go gwiazda-zwiastunka, pochodnia wskazujaca droge, poslancem z góry, aniolem przewodnikiem, wielbiac w nim dusze wielka, niezlomna, niczym niezachwiana, jasna, czysta i pogodna.

Pozostali bracia, pokonczywszy wyzsze studia teologiczne, i uzyskawszy nawet stopnie doktorskie, spragnieni ostatnich swiecen i godnosci kaplanskiej - natrafili jednak na nowe niespodziewane trudnosci. Odczuwali znów dluga reke ambasady rosyjskiej w Rzymie. Robiono istne studia wokól formalnosci, zeby ich wyszukac i nagromadzic jak najwiecej, azeby zamiary Janskiego rozbily sie o jaka formalnosc. Zreby zakonu byly gotowe jeszcze za zycia Janskiego, w r. 1839, a tymczasem oni nie mogli otrzymac swiecen kaplanskich! Pochodzili niemal wszyscy z zaboru rosyjskiego, byli wiec oficjalnie poddanymi cara i w tym ambasada rosyjska znajdywala usprawiedliwienie, ze sie nimi tak mocno interesuje.

Ze strony rosyjskiej robiono w Rzymie przedstawienia, ze powolanie duchowne jest u nich tylko pozorem, zeby tym lepiej ukryc spisek, ze to nie jest sprawa koscielna, lecz polityczna, bo to sprzysiezenie chcace naduzyc powagi Kosciola, zeby pod szata kaplanska móc bezpieczniej spiskowac przeciw carowi. Podniesiono wiec znów kwestie, ze oni nie maja diecezji, ze nie posiadaja zadnej przynaleznosci koscielnej itp. Trudno dzis dac temu wiare, ze wstrzymano im swiecenia przez dwa lata i dopiero w r. 1841 mogli zostac kaplanami. Kancelarie papieskie nie chcialy wywolywac niecheci rzadu rosyjskiego, a to w obawie, zeby nieprzyjazn caratu nie dala sie we znaki Kosciolowi polskiemu pod rosyjskim zaborem.

Nadeszly jednak niebawem z Polski grozne wiesci. Przesladowanie religii juz tam szalalo! Starano sie ukryc ten stan rzeczy przed Europa, jednakze wiadomosci zaczely po jakims czasie przenikac za granice i dotarly do dworu papieskiego. Nastepowala stopniowa zmiana zapatrywan na Rosje; w otoczeniu Ojca sw. zyskiwali Polacy wiecej zyczliwosci i zaufania, skoro sie okazala ich wiarygodnosc, a wyszla na jaw przewrotnosc i klamliwosc agentów ambasady rosyjskiej.

W r. 1839 car zniósl urzedowo unie na Rusi i Litwie w tzw. krajach zabranych, tj. w prowincjach dawnego panstwa polskiego poza Kongresówka. Gwalt przygotowywany byl w tajemnicy, podczas gdy w Watykanie kolatano, zeby wladze papieskie nie zezwalaly na wyswiecenie kilku starszych juz wiekiem kleryków polskich, bo to bedzie dopomaganiem polskim spiskowcom! Trzeba bylo przeczekac niemalo przykrosci, zanim sie poznano na tej przewrotnosci. Lecz gdy wreszcie otrzymali swiecenia w r. 1841, spotkal tych przewodników polskich odrodzenia religijnego z innej strony ciezki cios: Mickiewicz sie odwrócil. Niedawno jeszcze utrzymywal stosunki jak najprzyjazniejsze z ks. Kajsiewiczem i wypisal dla niego szczery poglad na swe zycie, istna spowiedz generalna na pismie! Dla usposobienia naszego najwiekszego poety znamienne sa slowa z listu do dawnego swego profesora z Wilna, slawnego historyka Lelewela: "na katolicyzmie trzeba grunt polozyc". A tymczasem w r. 1841 zaczal sie przykry rozdzwiek z Kosciolem, a to z powodu sekty Andrzeja Towianskiego.

Mickiewicz czul zawsze wielka sklonnosc do mistycyzmu. Najtrudniejsza to czesc teologii, dostepna tylko dla gruntownych jej znawców, bo inaczej latwo pobladzic na zawilych sciezkach mistyki. A Mickiewicz byl przeciez w tej dziedzinie tylko samoukiem. Od dawnych jeszcze lat czytywal rozmaitych autorów mistycznych, nie posiadajac nalezytego przygotowania teologicznego. Na emigracji w Paryzu napisal najwieksze arcydzielo polskiej poezji "Pana Tadeusza" i to byl ostatni jego poemat. Przestawal pisac pod wplywem mistyki. W roku 1835 wyrazil zapatrywanie, ze w przyszlosci "trzeba bedzie byc swietym, zeby byc poeta; trzeba bedzie natchnienia i wiadomosci z góry o rzeczach, których rozum powiedziec nie umie... Te mysli czesto budza we mnie zal i ledwie nie zgryzote, czesto zdaje mi sie, ze widze ziemie obiecana poezji, jak Mojzesz z góry, ale czuje, zem niegodzien zajsc do niej".

Nie on jeden uprawial mistyke po swojemu. W Polsce porozbiorowej nieszczesliwy stan kraju kazal wielu umyslom szukac w tym ulgi. Niestety, nie braklo takich, u których byl chaos w glowie i którzy sami nie wiedzieli, czego chca. Do takich nalezal Andrzej Towianski, byly asesor sadu glównego w Wilnie, który uroil sobie dziwaczne wyznanie wiary. Wedlug niego dobre i zle duchy calymi gromadami znajduja sie wszedzie na ziemi. Nauczal tez wedrówki dusz, ze tedy czlowiek zyje kilka razy (nawet kilkanascie i chocby kilkadziesiat razy), a kazde nowe "wcielenie" stanowi czysciec tu na ziemi za winy zycia poprzedniego. O sobie zas twierdzil smialo, ze ma bezposrednie objawienie od Boga i misje do Polski od Ducha Swietego.

Towianski wybral sie z Wilna w wielka podróz misyjna, Próbowal najpierw pozyskac dla swych pomyslów arcybiskupa gnieznienskiego, ks. Dunina, potem naczelnego wodza z r. 1831 generala Skrzyneckiego, ale nadaremnie. Przyjechal wreszcie do Paryza, aby pozyskac Mickiewicza i to mu sie niestety powiodlo. Poznali sie w szczególnych okolicznosciach. Gdy Towianski zapukal 30 lipca 1841 r. do mieszkania Mickiewicza, zastal chora Celine Mickiewiczowa, zone poety i zaraz oswiadczyl, ze ja wyleczy. I rzeczywiscie wyleczyl. Bylo to dzialanie tzw. sugestii, znanej dzis dobrze uczonym lekarzom, a Mickiewicz uwazal to za cudowne wyleczenie. Umysl wielkiego czlowieka byl tak skolatany, tak przygnebiony, iz utrzymywalo go tylko mistyczne zaglebianie sie, z poczatku wedlug wlasnych wyobrazen, a potem oddal sie Towianskiemu.

Wielka to bylo bolescia dla tych naszych ksiezy w Rzymie, którzy spelniali wlasnie dawna mysl Mickiewicza. W niedziele wielkanocna 1842 r. skladali w katakumbach sw. Sebastiana w Rzymie tzw. sluby proste, zanimby regula ich ustalila sie i zyskala uznanie papieskie (co nastapilo dopiero w r. 1850). Nazwali sie Zmartwychwstancami z mysla o zmartwychwstaniu Polski, a za glówne swe zadanie przyjeli "by przyczynic sie do urzadzenia spoleczenstwa po chrzescijansku". Tymczasem "generalnym przelozonym" zostal ks. Smolikowski, nastepnie zas pierwszym generalem ks. Semenenko. Ten mial w r. 1842 w Brukseli rozmowy z Towianskim, a gdy spelzly na niczym, tegoz jeszcze roku wydal drukiem rozprawe przeciw towianszczyznie.

Tak powstal i urzadzil sie drugi z kolei polski zakon. Nie zapominajmy, ze pierwszymi byli Marianie, dzielo ks. Papczynskiego, kapelana z odsieczy wiedenskiej Sobieskiego. Istnial ten zakon nadal, lecz borykal sie z najfatalniejszymi warunkami i zaczal zanikac.

Zakon Marianów, blysnawszy takimi dwiema gwiazdami jak bl. Papczynski i Wyszynski, potem jednak szczescia nie mial, a w r. 1715 biskup poznanski Rostkowski rozwiazal nawet zgromadzenie, lecz nastepca jego, Jan Tarlo, sam dopomógl do wznowienia. Zebralo sie w r. 1722 jeszcze 12 ojców, którzy wybrali generalnym przelozonym O. Andrzeja Deszpota, Czecha, a ucznia jeszcze bl. Papczynskiego. Cudzoziemcy poczynaja sie zglaszac do zakonu w samej Polsce; "po kilku Francuzów, Wlochów, Wegrów, ale najwiecej Czechów; wielu z nich polozylo duze zaslugi na najwyzszych urzedach zakonnych, niektórzy tez odznaczyli sie wysokim stopniem swietosci".

Trzy klasztory Marianów powstale w Portugalii, zamknal rzad tamtejszy, usposobiony antyreligijnie, w r. 1834. W Polsce za to powstalo jedenascie klasztorów. Dzielily one ogólne losy calego kraju. Nalezy sie tu pelne czci wspomnienie O. Tadeuszowi Bialowieskiemu, który "prawdziwie cierniste mial zycie. Przez 32 lata sprawowal rzady jako general zakonu, w czasach tragicznych dla naszej Ojczyzny od 1793 do 1829. Dal w tym czasie dowody mestwa, wytrwalosci i pokory, zmarl w opinii swietosci 1832 r." A drugi po nim nastepca, O. Stanislaw Porzycki "przez 58 lat swego zycia zakonnego nieznuzenie pracowal na róznych stanowiskach, jako kaznodzieja, prezydent klasztoru w Skórcu (na Podlasiu), gdzie wiele przyczynil sie do jego rozwoju, sekretarz zgromadzenia, prokurator i przelozony generalny (1835-1844). Z urzedu tego zmuszony byl zrezygnowac pod naciskiem rzadu rosyjskiego, a nastepnie jedenascie lat spedzil na wygnaniu". Umarl w r. 1863.

Kasate urzedowa przetrwal jedynie klasztor w Mariampolu, zwanym Staropolem przed przybyciem tam Marianów.

Specjalnoscia Marianów mialy sie juz pod koniec XVIII w. stac szkoly parafialne i misje ludowe. Wykonywano te plany nader energicznie, lecz "rozbiory i coraz bardziej pogarszajacy sie stan kraju stanely temu na przeszkodzie". Trzeba bylo wiele wysilku, by jako tako utrzymac sie na powierzchni. Niejeden tez z 00. Marianów byl wieziony za sprzyjanie powstaniu 1831 r., niejeden skazany na Sybir.

Sposród oficerów powstania listopadowego poznalismy juz trzech mezów swiatobliwych: Hieronima Kajsiewicza, Piotra Semenenke i Karola Antoniewicza. Czwartym w tym gronie jest Józef Szwermicki, pochodzenia szlacheckiego z województwa bialostockiego, urodzony w r. 1812 we wsi Iglówce powiatu mariampolskiego. Wstapil do wojska polskiego, liczac niecalych 18 lat, a w kampanii r. 1831 odniósl ciezka rane. Nie udaje sie na emigracje, lecz w dwa lata potem w r. 1833 wstepuje do Marianów i obiera sobie imie zakonne Krzysztof. Byl wiec ten maz Bozy najbardziej i najwczesniej uswiadomionym katolikiem z bojowników r. 1831. Nie potrzebowal przechodzic dopiero watpliwosci i dochodzic prawdy, od której sie nigdy nie oddalil.

Z poczatku pracuje ks. Szwermicki w Goslinie na Podlasiu, nastepnie chlubnie spelnia urzad kapelana w zakladzie gluchoniemych w Warszawie, skad przenosi sie w rodzinne strony i obejmuje urzad prezydenta w mariampolskim klasztorze. Bardzo wyksztalcony, milej powierzchownosci, niezwyklej kultury umyslu i serca, dziwny wplyw wywiera na wszystkich, szczególnie zas na warstwy oswiecone narodu. Magiczny wplyw wywieral na mlodziez litewska w kierunku religijnym i patriotycznym. Dzialalnosc jego nie dogadzala rzadowi rosyjskiemu. Uwieziono go w r. 1846 i przez trzy lata trzymano w oslawionej Cytadeli warszawskiej, nie wiedzac, jak sie do niego zabrac, o co wytoczyc mu sprawe. Wreszcie przestano sobie zadawac trud i wystapiono przeciw niemu z zarzutem - juz po 18 latach - ze bral udzial w powstaniu listopadowym i w r. 1849 zeslano go na Sybir. Juz nigdy nie wrócil do Ojczyzny, gdyz mial sie stac "apostolem Syberii".

Na Sybirze apostoluje Buriatom, Jakutom, Mongolom, a nie bez skutku. Ale zasadnicza czesc jego pracy tyczyla sie chrzescijan, nawet prawoslawnych Rosjan. "Promienna postac O. Szwermickiego wywiera nieprzeparty wplyw na Rosjan. Wielu z nich przyjmuje potajemnie wiare katolicka, owszem, jak powiadaja, sam general gubernator Murawiew, sekretnie w rece jego sklada wyznanie wiary katolickiej".

W roku 1851 zostal ks. Szwermicki proboszczem irkuckim. "Parafia ta obejmowala przestrzen dwa razy wieksza od calej Europy (nie liczac Rosji), bo pól Syberii. Wieksza czesc roku poswieca na podróze pasterskie. Usiluje dotrzec do kazdego zakatka, gdzie przebywalo chocby kilku polskich zeslanców, pociesza ich, umacnia w wierze, chroni od rozpaczy, przepowiadajac zmartwychwstanie Polski; wspiera ich materialnie i wstawia sie za nimi do wladz syberyjskich, które swiatobliwego zakonnika otaczaly czcia niezwykla". Uwazano go za swietego; to pewne, ze miala w nim zajasniec nowa wielka gwiazda swiatobliwosci. O dalszych jego czynach bedzie mowa w rozdziale 30.

Zmartwychwstancy zas rosli w znaczeniu w stolicy chrzescijanstwa i wobec papieskiego dworu. Obecnoscia swoja w Rzymie oddawali znaczne uslugi sprawie polskiej. Zyskali w r. 1846 bardzo wybitnego nowego czlonka w osobie ks. Aleksandra Jelowieckiego. Z ksiedzem Kajsiewiczem i Semenenka stanowili we trójke jakby "tajna ambasade polska przy Watykanie".

Tak bylo w Rzymie, a tymczasem w kraju ten r. 1846 mial nam przyniesc duzo nieszczescia. Lecz cofniemy sie teraz nieco w opowiadaniu, zeby zdac sobie wpierw sprawe z przesladowania unii, zniesionej carskim ukazem w r. 1839.




Tepienie unii koscielnej


Cios zadany przez rzad rosyjski unii koscielnej stanowil obok upadku powstania listopadowego drugi wstrzas duszy polskiej, bo dla wielu przyczyn uwazalismy sprawe unii za nasza polska sprawe narodowa nie mniej, niz za koscielna ogólnokatolicka.

Poniewaz tym razem obszerniej bedzie mowa o sprawach unickich, a niejedno byloby niezrozumiale bez wiadomosci, czym sie unia rózni od prawoslawia, pomimo podobienstwa obrzadku, trzeba najpierw zwrócic uwage na te strone przedmiotu. Jak wiemy z poprzednich rozdzialów, unia brzeska potrzebowala póltora stulecia, zanim przyjela sie w calym panstwie polskim. Szerzyla sie z wolna, lecz stale, bez zadnego przymusu ze strony rzadów polskich. Spoleczenstwo zas polskie wdalo sie w ta sprawe o tyle, ze bardzo wiele polskiej mlodziezy duchownej przechodzilo na obrzadek slowianski, azeby unia nie upadla z braku powolan kaplanskich posród Rusinów. Nie majac wyboru, przyjmowano do seminariów alumnów ruskich o bardzo niskim poziomie umyslowym i nie chcacych sie uczyc. Kto wsród duchowienstwa parafialnego unickiego byl lepiej wychowany, inteligentniejszy i ciekawszy ksiazki, to wszystko byli Polacy z drobnej szlachty. Podobnie bylo u Bazylianów. Mozna powiedziec, ze unia nie tylko kierowali Polacy, ale tez Polacy ja podtrzymywali i utrzymywali, chociaz znajdowali sie w mniejszosci.

Rózne eparchie prawoslawne w róznych czasach przechodzily na unie i nie w jednakowy sposób przyswajaly sobie zwyczaje Kosciola katolickiego (zwlaszcza w tzw. nabozenstwach dodatkowych, których w prawoslawiu calkiem nie ma). Uporzadkowalo sie to wszystko i wyrównalo na synodzie zamojskim za Augusta II Sasa. Odtad w panstwie polskim schizmy calkiem nie bylo.

Kosciól unicki obrzadku slowianskiego rzadzil sie w Polsce sam wedlug prawa koscielnego czyli kanonicznego, tak samo, jak Kosciól obrzadku lacinskiego, gdy tymczasem prawoslawie poddawalo sie zawsze wladzy swieckiej. W Rosji spadla Cerkiew do roli narzedzia wladz panstwowych. Glowa prawoslawia byl z dawien dawna car. Za panowania Piotra, zwanego Wielkim (1696-1725) nastapilo nowe urzadzenie Cerkwi wedlug niemieckich wzorów protestanckich. Wtenczas dopiero zaprowadzono dla popów schizmatyckich przymus abecadla. Naczelna zas administracje Cerkwi powierzyl car Piotr gronu nazwanemu "synodem", bo tak zwaly sie w Niemczech wladze protestanckie. Moskiewskiemu synodowi dodano tytul "swiatobliwego". Byl to urzad zupelnie zalezny od cara, a zlozony nie tylko z duchownych, lecz równiez z osób swieckich, wedlug nominacji carskiej. Dzialo sie to w r. 1721, a odtad zaleznosc Cerkwi od kazdego carskiego skinienia powiekszala sie z czasem coraz bardziej. Nastepowaly potem caryce i one takze byly glowa Cerkwi w Rosji.

Róznica dogmatyczna zachodzi tylko jedna, ta mianowicie, ze prawoslawie przeczy pochodzeniu Ducha Swietego takze od Syna. Dogmat ten stanowi jeden z najtrudniejszych rozdzialów teologii i tylko uczeni teolodzy moga tu zabierac glos. Czyz swieccy zdaja sobie sprawe z tego? Czy rolnik lub mieszczanin, chudopacholek czy arystokrata, lub bankier po tej lub tamtej stronie mysla kiedy o tym dogmacie i czy na nim opiera sie istna przepasc cywilizacyjna pomiedzy Polska i Rusia prawoslawna? Przepasc ta istnialaby jednako, chocby nawet prawoslawie przyjelo dogmat katolicki o pochodzeniu trzeciej Osoby Boskiej. Róznice widoczna dla kazdego stanowi cos innego - tu papiez, a tam car.

U nas Ojciec sw. nie pyta zadnego monarchy, jak ma nauczac i Kosciolem rzadzic, a prawda religijna i moralnosc katolicka sa wyzsze ponad wszystkie rzady. W prawoslawiu car czuwa nad tym, zeby sprawy religijne sluzyly polityce, zeby Cerkiew pochwalala wszystko, co rzad przedsiewezmie. W schizmie nie godzi sie roztrzasac postanowien wladz rzadowych, bo urzad ma wladze od cara, a car jest glowa Kosciola i w ten sposób z najmniejszej opozycji robi sie jakby bunt przeciw Bogu samemu. A zatem w prawoslawiu nie bylo nigdy godnosci obywatelskiej, tylko niewola duchowa, której jedynym obowiazkiem bylo slepe posluszenstwo rzadom, jako obowiazek religijny. Duchowienstwo, uzywane do poslug politycznych, otrzymujace zlecenia od wladzy swieckiej, lekcewazy skutkiem tego sama religie i upada nieprawdopodobnie nisko.

Sa róznice w administrowaniu Sakramentów swietych. W tym dziale zycia religijnego zmieniala sie nieraz praktyka prawoslawna. Nas tu obchodzi stan rzeczy z lat 1820-1850, jak te sprawy wygladaly na prowincji, po parafiach wiejskich i malomiasteczkowych; to zas znajdujemy opisane szczególowo przez jednego z przesladowanych unitów, w pamietnikach ks. Grzegorza Micewicza.

W prawoslawiu chrzci sie przez zanurzenie w wodzie; samo polanie glowy woda im nie wystarcza. Przy bierzmowaniu pop nie namaszcza wielkim palcem prawej reki, lecz uzywa do tego pedzelka. Komunikanty staraja sie konsekrowac jak najrzadziej, a jak najwieksza ilosc od jednego razu. Komunikanty dla chorych maja byc zakonserwowane w Wielki Czwartek w takiej ilosci, zeby wystarczyly na caly rok - sa specjalne przepisy, co robic, zeby sie nie psuly. Przy udzielaniu Sakramentu malzenstwa nowozency nie przysiegaja sobie wzajemnie. Lekcewazony bywa sakrament pokuty. Oto, co sie dzialo okolo r. 1830 w miescie Kamiencu Litewskim, w którym przez kilka lat kwaterowal oddzial wojskowy. Powtórzymy doslownie, co napisal ks. Micewicz. Byl tam wówczas proboszczem unickim, a choc zolnierze byli prawoslawni (Rosjanie), komenderujacy major wprowadzal ich do cerkwi, chociaz katolickiej, bo podobienstwo obrzadku (a zwlaszcza ten sam jezyk liturgiczny) starczylo mu za wszystko.

"Ci zolnierze co roku schodzili sie na spowiedz wielkanocna do mojej cerkwi, gdzie pulkowy kapelan Cytowicz spowiadal ich nie po jednemu, ale po osmiu naraz i wiecej, oto w ten sposób: Penitenci stali kolo niego jeden przy drugim, a on sparty na pulpicie, sluchal ich zeznan, które oni, schyliwszy glowy, kazdy z osobna dopelnial. I jakiz tu jest sekret? kiedy wyznania jednego musza slyszec wszyscy, nawet pomimo woli... Takie spowiedzie odbywaly sie corocznie przez lat kilka w mojej cerkwi, w obecnosci nie tylko calego pospólstwa, ale takze wobec wszystkich oficerów batalionu od majora do najnizszych stopni. Gdyby taka spowiedz uwazana byla za niegodziwa, kapelan nie odwazylby sie na nia wobec tylu swiadków, jesli nie przez skrupul sumienia, to przez obawe donosu i odpowiedzialnosci. Zreszta oto drugi dowód, ze w prawoslawnej cerkwi nie zachowuje sie sekretu u spowiedzi: Klerycy przed otrzymaniem swiecenia na kaplanów musza sie spowiadac u spowiednika, którego sam biskup naznacza i ten spowiednik, wysluchawszy onych spowiedzi, obowiazany jest doniesc temuz biskupowi o kazdym z kleryków, z jakich sie grzechów spowiadal".

Jakkolwiek w schizmie i w unii nabozenstwo odbywa sie w tym samym jezyku, mianowicie w starozytnym bulgarskim (narzecza macedonskiego), który nazywany bywa z tego powodu po prostu slowianskim jezykiem cerkiewnym, i niemalo jest liturgii calkowicie takiej samej, jednakze równiez niemalo jest róznic. Unici przejeli od lacinników nabozenstwa dodatkowe, to znaczy to wszystko, co w kosciele odbywa sie w jezyku ludowym (wiec w Polsce po polsku), mianowicie kazania (schizma nie uznaje kaznodziejstwa), litanie, nowenny, spiew ludu, nabozenstwo majowe itp. Przejeli tez swieto Bozego Ciala, nieznane w prawoslawiu. Nie ma w prawoslawiu cichej mszy swietej. Nie ma w ich cerkwiach organów, ani orkiestr, dzwonków, lawek. Nie ma bocznych oltarzy; wielki zas oltarz odgrodzony jest od ludu cala sciana, która okrywa sie obrazami, ikonami i od tego jej nazwa: ikonostas. Poza te sciane wolno przejsc tylko carowi lub jego reprezentantowi, jako najwyzszej glowie Cerkwi i stad drzwi w ikonostasie zwa sie carskimi wrotami. Nadto zachodza jeszcze róznice obrzadkowe w rozmaitych drobiazgach, które nie maja znaczenia.

Polozenie unitów w zaborze rosyjskim bylo przykre (czesto meczenskie) juz od czasów Katarzyny. Pogorszylo sie jeszcze bardziej po upadku powstania r. 1832, bo odtad przesladowano ich ksiezy pod pozorem, ze dopomogli w powstaniu; a w Rzymie mozna sie bylo zaslonic tym bardziej wymówka, ze tu chodzi tylko o wzgledy polityczne. Obywatelom polskim odjeto prawa kolatorskie, tj. prawo przedstawiania biskupom kandydatów na probostwo (bo oczywiscie nie przedstawialiby odstepców). Co wiecej, Siemaszko wystapil z wnioskiem, zeby przesladowanie rozszerzyc teraz na obrzadek lacinski i poznosic na Rusi i Litwie lacinskie klasztory. Car zgodzil sie na to i natychmiast w r. 1833 zamknieto naraz dwiescie klasztorów lacinskich. Równiez klasztory Bazylianek byly przesladowane bez litosci. Z Wilna wywieziono cztery ostatnie do monasteru w Wolnianach, a wilenski klasztor radzil Siemaszko obrócic na areszty. Wolnianskie zakonnice okazaly sie równiez twarde w wierze; zreszta zadna z nich nie umiala nawet czytac ksiag cerkiewnych, a wszystkie siedem byly za stare, zeby sie uczyc czegos nowego. Pozwozono tam tedy z róznych monasterów prawoslawnych az 12 "czernic". Ostatecznie w r. 1840 pozostalo na calej Rusi ledwie szesc klasztorów zenskich.

Car mianowal Siemaszke wladyka (biskupem) litewskiej eparchii, on zas wyszukal na sufraganów trzech takich, którzy zobowiazali sie na pismie, ze w kazdej chwili, gdy otrzymaja rozkaz, przejda na schizme (Luzynski, Zarski, Zubko). W roku 1834 ustanowiono "tajny komitet do spraw unickich", a w Moskwie wydrukowano póltora tysiaca mszalów i spiewników, które porozsylano na unickie plebanie. Siemaszko zaczal wyszukiwac ksiezy unickich, którzy by zdradzili wiare i owczarnie sobie powierzone. W roku 1834 mial ich zaledwie dziewieciu, lecz jakze szybko miala ta liczba wzrastac! Dzialal gwaltem i podstepem. Stu trzydziestu proboszczów oddalil od razu, a potem rok po roku zamykal po kilkadziesiat cerkwi, gdzie nie chciano odprawiac nabozenstwa po schizmatycku. Sam zaprowadzil od razu takie nabozenstwa w swej katedrze, w slawnych o sto mil dookola Zyrowicach, dokad schodzilo sie na odpusty po kilkadziesiat tysiecy pielgrzymów. Katedra ta jest budowla wielka, wspaniala, a kolo niej, jakby osobne miasteczko, staly domy rozmaitych zakladów i fundacji katolickich slowianskiego obrzadku. Wszystko to zagarnela schizma. Skasowal tez Siemaszko slawna tamtejsza orkiestre katedralna, bo w schizmatyckich cerkwiach dozwolone sa tylko spiewy.

Smielsza stala sie cala akcja przeciw unii, gdy przeszedl na schizme drugi wielki zdrajca, wladyka unicki orszanski, Luzynski. W porozumieniu z petersburskim komitetem do spraw unii wydal on w r. 1834 rozkaz, zeby nie obchodzic juz wiecej swieta Bozego Ciala. Natrafil jednak na opór metropolity unickiego Balhaka. Byl to starzec juz niedolezny i do rzadów cala prowincja koscielna niezdatny, czesto nie wiedzacy dobrze, co sie dzieje; ale katolik byl z niego stanowczy i póki on zyl, rzad nieraz nie mógl pokonac przeszkód, które niespodzianie spotykala dzialalnosc Siemaszki.

Wówczas jeszcze rzad nie smialby targnac sie na osobe samego metropolity, ale zabrano sie do jego koadiutora, którym byl k. Eliasz Andruszkiewicz. Byl to Polak, lacinnik z rodu, jeden z tych, którzy umyslnie przechodzili na obrzadek wschodni, zeby podtrzymywac unie, zeby nie dopuscic do pomniejszenia liczby parafii unickich. Wstapil tedy do Bazylianów w 20 roku zycia, studia wyzsze odbyl w Uniwersytecie Wilenskim, a swiecenia kaplanskie otrzymal w slynnym miejscu odpustowym na Wolyniu, w Poczajowie. Tam go tez zostawiono, jako profesora w seminarium i w gimnazjum. Nastepnie byl dyrektorem gimnazjum utrzymywanego przez Bazylianów w Humaniu; lecz w r. 1832 zaklad ten zostal przed rzad zamkniety. Wtedy metropolita Bulhak powolal go na swego koadiutora.

Tego wiec kaplana usunal gubernator z otoczenia metropolity, wywiózl i umiescil na przymusowy pobyt w monasterze onufryjowskim, jeszcze wówczas unickim. Apostata Luzynski, który tymczasem otrzymal od rzadu znaczniejsze biskupstwo w Witebsku, próbowal uzyc posrednictwa matki ks. Andruszkiewicza, bawiacej podówczas takze w Witebsku. Obiecywal "zlote góry, dostojenstwa, spelnienie wszelkich zyczen i ambicji ks. Eliasza, byleby tylko dal zadana drobnostke: podpis na zjednoczenie z panujaca Cerkwia". Ale spotkal sie z odpowiedzia twarda: "Jednosci (z katolicyzmem), jakibykolwiek los mnie spotkal, dla najpochlebniejszych obietnic nie tylko biskupich, ale nawet monarchów swiata nie zmienie". I dodal jeszcze aluzje do biskupa odstepcy: "O zyczliwych katolickiemu Kosciolowi zwierzchników i czulszych trzodzie chrzescijanskiej pasterzy, w codziennych modlach moich i w czasie zblizenia sie do podnózków Panskich oltarzy, blagam i prosze w pokorze". Chcial ks. Andruszkiewicz powrócic do obrzadku lacinskiego, ale "Bazylianie blagali go, zeby w tak ciezkich dla nich czasach nie opuszczal szeregów duchowienstwa unickiego". Pozostal przeto przy wschodnim obrzadku i wkrótce sam zostal przelozonym onufryjskicgo klasztoru.

Niespodziewanie aresztowano go tam we wrzesniu 1836 r. i wywieziono do gubernatora w Witebsku, i nastepnie do apostaty Luzynskiego. Nastepnego zas dnia wojsko otoczylo klasztor i cerkiew, i spedzono przemoca lud z calej parafii. Nie mogac dostac kluczy do cerkwi, brame wywalono, parafian bagnetami wpedzono do srodka i kazano podniesc rece; pop schizmatycki przywieziony z wojskiem, odczytywal tymczasem rote przysiegi i wyslano potem do wladz raport o "dobrowolnym" tej parafii przejsciu na schizme. Takich "nawrócen" mialy sie odtad dokonywac dziesiatki.

Gdy namowy i grozby w Witebsku wobec 14 innych kaplanów równiez nie skutkowaly, zaczeto wozic ks. Andruszkiewicza od monasteru do monasteru, a w jakich warunkach sam opowiedzial:

"Strudzony nagla podróza, odbywana dniami i noca, wrzucony do jednego z najlichszych klasztorów, w pozyczonej koszuli, okryty ranami nagle mi sie po calym ciele okazujacymi, zaledwiem tyle pieciokrotna prosba milosierdzia wyzebral u pasterza (wladyki Luzynskiego), ze mi pozwolil o wlasnym koszcie leczyc sie i zyc w miescie Witebsku. Po wyczerpanych wszelkich, jakie miec moglem, szczuplych z prac moich zapasach i zaciagnionym dlugu, zupelnie zniszczony wsród wielu nabytych cierpien, zupelnie na zdrowiu zrujnowany, za rozkazem pasterskim o wiorst 30 od Witebska do taludinskiego bazylianskiego odjechalem klasztoru".

Potem wabiono go znów obietnica mitry opackiej, wreszcie wydano polecenie samemu Siemaszce, by okazal, czy umie nawracac. Ten pozyskal siostre i szwagra ks. Eliasza, którzy doradzali mu przyjac dary i zaszczyty, a potem kazal sobie przywiezc go do Petersburga. Gdy nie skutkowaly obietnice dostojenstw, osadzil wiernego wyznawce unii w szczuplutkiej celce, w której musial przez trzy miesiace przymierac glodem, bo mu zatrzymano nawet te 25 kopiejek dziennie, które mial z urzedu przeznaczone na pozywienie. Pisal wtenczas do krewnych: "sadzicie, ze jestem nieszczesliwym, okazujecie mi wspólczucie, ale ja szczesliwszy jestem od tych, którzy dostojenstwem okryci, w dostatku i zbytkach zyja". A do Siemaszki wystosowal list, w którym mieszcza sie slowa warte zaiste, by je ryc w kamieniu: "Jezeli najlaskawszy samowladny monarcha wole swa wyrazi w rzeczach zmierzajacych do doczesnego dobra ludów berlu jego podleglych... w rzeczach wiary sam nie zechce decydowac dowolnie, ale je poddaje pod sad sumienia... Nie moge sie na co innego, idac za glosem sumienia, zglosic i zgodzic, jak tylko na to, abym niezmiennie przetrwal do konca zycia w rzymskokatolickim wyznaniu moim". Doskonale okreslil granice wladzy swieckiej a duchownej i przypomnial, ze unia jest wyznaniem tak samo rzymskokatolickim, jak obrzadek lacinski i tylko obrzadkowo od niego sie rózni, lecz nie wyznaniowo.

Odtad znecano sie nad nim jeszcze bardziej. Urzadzono mu "zsylke" przez 14 klasztorów, a w kazdym zadano podpisu pod prawoslawie. A wszystkie te podróze odbywac musial "na dragach", tj. na wozie drazkowym, bez jakiegokolwiek wymoszczenia. "Wlóczono mnie - pisze w pamietnikach. O. Andruszkiewicz - w tyl i naprzód w dni kilka przerzucano z dragów jednych na drugie mnie i ruchomosci moje, goniono niby zbrodniarza, jak zajaca z sieci do sieci. Zydyczyn, Poddebice, Luck, Krzemieniec, Tryhury zwiedzilem, znajdujac równe wszedzie pokusy i podobne traktowanie. Z tego ostatniego miejsca po Nowym Roku 1839 ciagnalem sie do Lubaru, zaleglszy chory w Polonnem... Stad jeszcze przeznaczony do prawoslawnego monasteru, o którym gdzie, jaki jest, tyle wiem, ile o dniu ostatniej mojej godziny".

Krewni namawiali znowu, by ustapil. Odpowiada im w te slowa: "Ja nie tylko sie ciesze, ale i chlubie udzialem moim; za najpochlebniejsze swiata tego widoki i obietnice, bezrozumnie mnie kuszacych, nigdy sie nie zmienie. Gdy nie chcecie z Bogiem wiecznie byc w niebie, badzcie z ludzmi milujacymi swiat i jego dobra szczesliwi, nie mieszajac mego ducha i mego pokoju. Ja ufam Bogu i pogrózek sie wcale nie boje: Bóg mój wszystko moje. Nie wdzieczcie sie do macochy, oderwanej cerkwi wschodniej. Jestesmy dziecmi swietego powszechnego i jedynego tylko prawdziwego Kosciola i uczniami Jezusa Chrystusa; nie troszcie sie o mój los doczesny, nie wiem, czy jutra z pewnoscia dosiagnac mogacy. Ten, który mnie stworzyl na sluzbe swoja swieta, jednego z najniegodniejszych mnie powolal, teraz z jedynej dobroci i milosierdzia na tym doswiadczenia kamieniu postawil i obdarza laska mnie swoja. Spodziewam sie ze nie zapomni o potrzebach tego, który w nim cala swa ufnosc i nadzieje polozyl. Jesliby nawet los mój chcial (Bóg) porównac z Lazarzem, czego bym sie mial spodziewac, uczy mnie wiara".

Przebyl ciezka chorobe, po czym zawieziono go do Zytomierza przed gubernatora i ponowne namowy, i obietnice, a gdy znów bezskuteczne, wywieziono go w r. 1839 do Nowogrodu Siewierskiego, gdzie przebywal wieziony przez kilka miesiecy w schizmatyckim monasterze, zywiony czarnym oscistym chlebem, okryty lachmanami, o glodzie i chlodzie, doznajac najgorszej brutalnosci i grubianstw. Pamietniki jego zawieraja o tym wspomnienia wprost przerazliwe, ale tez ile miesci sie w nich wznioslosci, gdy opisuje swe spotkania z Siemaszka i z Zubkiem, i przytacza argumentacje swoje przeciwko odstepcom!

Szczesliwsza byla co do osoby swego biskupa diecezja unicka chelmska. "Cierniowa byla droga zyciowa unickich biskupów chelmskich. Wobec ciemnoty ludu i braku religijnego uswiadomienia oraz obsadzenia parafii przez kaplanów, pozbawionych nalezytego zaopatrzenia materialnego, nieraz nieuków nieokrzesanych, nie swiecacych przykladem w zyciu prywatnym, ciezar wylacznej odpowiedzialnosci spadal na barki pasterza diecezji. Wladze hojnie szafowaly obietnicami, wynagradzaly popierajacych zamierzenia rzadowe biskupów, przybierajac grozna postawe wobec opornych. Pierwszym administratorem diecezji chelmskiej, wystawionym na ciezkie próby zyciowe, byl biskup Szumborski".

Filip Szumborski urodzil sie jeszcze w wolnej Polsce, w r. 1771 i skladal sluby zakonne u Bazylianów jeszcze przed drugim rozbiorem w r. 1790. Lata cale bywal nauczycielem po zamoznych dworach szlacheckich, az w r. 1811 powolany zostal na sekretarza przez ówczesnego biskupa chelmskiego, Ciechanowskiego. W roku 1814 zostal wybrany na wizytatora Bazylianów i spelnial ten urzad przez cztery lata. Potem w r. 1825 otrzymal nominacje na pralata archidiakona kapituly chelmskiej. Od roku 1827 byl wikarym generalnym diecezji, konsekrowany w koncu na biskupa w r. 1830. Liczyl wtedy juz 59 lat. Przyszlo mu wkrótce bronic unii.

W kwietniu 1836 r. nadszedl reskrypt od rzadu, zeby wszystkie cerkwie w calej eparchii, poczynajac od katedralnej, urzadzic "na sposób cerkwi wschodnich". Wtedy znalazl biskup dzielnego doradce i pomocnika w osobie ks. pralata Pawla Szymanskiego, profesora Uniwersytetu Warszawskiego i akademii duchownej w Warszawie. Ten ulozyl memorial przeciwko zmianom i pozbieral podpisy duchowienstwa calej diecezji tak, ze biskup mial sie na czym oprzec wobec rzadu. W memoriale uzyto nawet wyrazen ostrych, np. "Cala mac Najjasniejszego Pana nie starlaby plamy sumienia, zaciagnionej lekcewazeniem wladzy Papieza". Kiedy w r. 1839 gubernator lubelski chcial obrócic na prawoslawie kosciól i klasztor Bazylianów, znajdujace sie w twierdzy w Zamosciu, projektu tego nie udalo sie przeprowadzic z powodu sprzeciwu biskupa Szumborskiego. Ale nie zdolal biskup przeszkodzic stawianiu na poczatek w cerkwiach ikonostasów i carskich wrót. Zmuszono tez biskupa, ze oddalil ze stanowiska oficjala ks. Halickiego, który byl wielkim obronca unii, a przyjal wskazanego mu przez rzad ks. Hryniewieckiego.

Ale sprzeciwil sie stanowczo, gdy zazadano, zeby wysylal alumnów seminarium chelmskiego na dalsze studia do prawoslawnej akademii duchownej w Kijowie. Wtedy rzad ze swej strony zakazal katolickiej akademii w Warszawie, zeby tam nie przyjmowac calkiem kleryków chelmskich. Biskupa zas Szumborskiego wezwano w r. 1840 do Petersburga. Nietrudno bylo przewidziec, ze beda go tam zmuszac do apostazji, wiec wymówil sie zlym stanem zdrowia od tej podrózy; ale naciskano go tak silnie i dokuczliwie, iz wreszcie wybral sie w te droge. Wzial z soba ks. Szymanskiego i przybyli do Petersburga razem z poczatkiem sierpnia 1841 r. Niebawem, bo juz 13 pazdziernika zmuszono do wyjazdu tego obronce unii, a najlepszego osobistego przyjaciela wladyki. W 12 dni potem mial biskup Szumborski odwiedziny... Siemaszki. Na wszystkie pokusy i grozby odpowiadal biskup bardzo wyraznie: "Predzej i latwiej zrobicie ze mnie drugiego Jozafata, nizeli blagoczestywego", co znaczylo, ze gotów nasladowac meczennika sw. Jozafata Kuncewicza, a nie ustapi w zadnej sprawie zasadniczej. Ustepstwa w drobiazgach nie zadowolily rzadu, np. zeby mszal pozostawal stale przez cala msze na lewej stronie oltarza.

Jak zas umial unii bronic, swiadczy fakt, gdy oddanego rzadowi prowincjala Bazylianów, Billewicza, sklonili zakonnicy do ustapienia, a wybrali na jego miejsce ks. Michala Dabrowskiego. Stalo sie to na zebraniu w klasztorze chelmskim, odbytym w obecnosci biskupa. O te sprawe stoczyla sie zacieta walka. Wszystkie wladze rzadowe oswiadczaly raz po raz, ze tylko Billewicza bedzie sie uznawalo nadal prowincjalem, az biskup ugial sie i usunietego przywrócil. Ale w pismie swoim do Bazylianów nie tylko zaznaczyl wyraznie, ze robi to "w mysl zarzadzenia komisji rzadowej", ale zakonczyl pismo cytatem z ewangelii o doktorach w Zakonie i faryzeuszach, którzy rozsiedli sie na stolicy Mojzeszowej. Bardzo sie tym poczul dotkniety namiestnik Królestwa Kongresowego, general Paskiewicz; w liscie do gubernatora lubelskiego zwrócil uwage, ze takiego porównania mozna uzyc tylko o wladzy nieprawowitej. Odtad tez tym bardziej miano ks. Szumborskiego na uwadze, na oku i na... celu.

Nie bez moralnego wplywu tego biskupa i niektórych kanoników powstal z poczatkiem r. 1840 w Chelmie wsród kleryków seminarium unickiego tajny zwiazek, którego czlonkowie skladali przysiege, ze nie opuszcza unii mimo przesladowan. Jakos jednak sie to wydalo, a namiestnik Paskiewicz kazal dwóch kleryków oddac do wojska, jednego osadzic w areszcie na trzy miesiace, a wszystkich wykreslic z listy osób duchownych i poddac na dwa lata pod nadzór policyjny.

Iluz kaplanów cierpialo wówczas przesladowanie za przywiazanie do unii, iluz zasluzylo sobie najzupelniej na to, by ich uwazac za meczenników! Tu mozemy wymienic ledwie najwybitniejszych. Nalezal tez do nich niewatpliwie ks. Ignacy Soltanowski, takze Polak. Pozostawil i on równiez pamietniki, a "napisane czysta polszczyzna, stylem przedziwnej prostoty i wznioslosci". Urodzil sie w r. 1800 w powiecie slonimskim z drobnej szlachty polskiej i byl chrzczony i nawet bierzmowany w obrzadku lacinskim. Ojciec jego byl rotmistrzem wojsk polskich. Maly Ignas stal sie w piatym roku zycia zupelnym sierota i wtenczas zajal sie nim okoliczny pop unicki, Rusin. Przez 12 lat trzymal sierote u siebie, uzywajac do poslug domowych, a nie nauczyl go nawet czytac ni pisac. Majac lat 17, uciekl od swego "dobrodzieja" do Bazylianów w Leszczu (w Pinszczyznie), takze na sluzacego, ale przynajmniej przy kosciele. Ci zakonnicy zajeli sie jednak jego losem, uczyli i dali mu, co sami mieli najlepszego, tj. przysposobili go do nowicjatu bazylianskiego. W zakonie przybral imie Jonasz. Przechodzil wszystkie stopnie. Rok 1837 zastal go na nowo w klasztorze w Leszczu na stanowisku kaznodziei, a zarazem - gospodarza klasztoru.

Tam zastal go rozkaz, by usunac z cerkwi organy i wszystkie oltarze boczne. Wierny kaplan nie poczynil zadnych odmian. Kazano mu stawic sie przed sad odstepcy, prowincjala Zarskiego w Bytemiu. Ten kazal mu i drugiemu jeszcze unicie odprawic przed soba msze swieta wedlug rosyjskiego mszalu. Odmówili obaj. Przesiedzieli za to zamknieci przez piec dni o chlebie i wodzie. Towarzysza ks. Soltanowskiego skazal Siemaszko, zeby zdjac z niego kaplanstwo i oddac do wojska na prostego zolnierza. Szkoda, ze ks. Soltanowski zapomnial jego nazwiska.

On zas sam rozchorowawszy sie, przez trzy miesiace lezal "bez czucia i pamieci". Ledwie mógl sie ruszyc, zaczeto go wozic po monasterach prawoslawnych, podobnie jak ks. Andruszkiewicza i równiez z wymyslnymi dokuczliwosciami. Przysylal do niego Siemaszko z pokusami, ale zyskal taka tylko odpowiedz: "Niech lepiej zgine, anizeli mam stac sie wiarolomca i odstepca od Kosciola boskoapostolskiego!" Wywiezli go tedy do Lubaru, w którym przelezal chory trzy tygodnie. Bylo tam uwiezionych 24 ksiezy, odmawiajacych uzywania schizmatyckich mszalów. Po pewnym czasie napadl na nich niespodziewanie pulkownik rosyjski w 15 zolnierzy i przy kazdej celi wieziennej postawil zolnierza, zeby nie mogli porozumiec sie miedzy soba, po czym oskarzano ich o bunt i wzywano pojedynczo na sledztwo.

Gdy go tam wprowadzili, naprzód przeczytali rozkaz gubernatorski w tych slowach: "Uzyc wszystkich najsurowszych srodków, aby sklonic do dania podpiski wlasnorecznej na przylaczeniu sie do prawoslawia; a jesli nie zechca, odeslac do solowieckiego monasteru na Morzu Bialym". Potem zaczeli namawiac, róznymi obietnicami zachecajac. "Gdy poslyszeli odpowiedz moja: sumienie mi nie pozwala zdradzic moja zbawienna, praojcowska wiare, wtedy zaczeli piorunowac i sypac rózne postrachy i pogrózki i odprowadzili mnie do mojej komnaty; zaczeli scisle rewidowac, w calym odzieniu, kieszeniach, kolnierzach, buty sciagali, w kuferku wszystko przerzucili, szukali pieniedzy i papiery zabrali. Powózka pocztowa i konie juz byly dla mnie gotowe, kazano mnie siadac do powózki z zandarmem i ruszac w solowiecki monaster. Zajechali wprzód do Kijowa do fortecy, tam wprowadzili mnie do kancelarii plac-komendanta, scisle rewidowali i zadawali rózne pytania: dlaczego nie sluchacie zwierzchnosci? - i potem zaprowadzili mnie do podziemnego lochu, zwanego kazamatem i tam zamkneli zelazne drzwi na zamek, na podloge ceglana polozono troche slomy na posciel. Rozkazano wydawac na zywnosc dla mnie codziennie po trzy kopiejki. Gdy rano i wieczór wypuszczano na potrzebe, to w asystencji dwóch soldatów z golymi palaszami, i zaraz znowu zamykano w kazamatach".

"W tych kazamatach bylo nas dwunastu ksiezy, ale kazdy osobno zamkniety, tak ze jeden z drugim widziec sie nie mógl. Trzymano nas w tych podziemiach caly miesiac. A gdy ksiadz Teodor Fiedorowicz umarl w kazamacie, raportowali o tym do cesarza Mikolaja: co z nimi robic? Cesarz rozkazal postepowac, jak z aresztantami. To dzialo sie w r. 1840".

Dwunastu ksiezy z tego grona nie wytrzymalo i podpisalo przejscie na prawoslawie, o czym autor pamietników wolal nie wspominac; jeden umarl, a jedenastu wywieziono do fortecy w Kijowie. Kazdy osobno byl zamkniety w podziemiach; na zywnosc dawal rzad po trzy kopiejki na glowe. Ci jednak dalej pozostawali az do zgonu w lacznosci z Kosciolem rzymskim. Nic nie bylo w stanie zachwiac ich niewzruszonej wiary.

Od roku 1840 zaczelo sie ponowne obwozenie ks. Soltanowskiego po monasterach, po czym "na pokucie" trzymano go dwa lata w prawoslawnym klasztorze w Diakowie i dwa lata w Ladzie, nie szczedzac nigdzie przykrosci. W sierpniu 1844 r. zeslano go na dozywotnie wiezienie w glab Rosji. Przebywal w najprzykszejszych warunkach w Czernichowie, gdzie przez 13 lat nawet mszy swietej katolickiej nie mial sposobnosci wysluchac: ani do Sakramentów swietych przystapic. Dopiero po trzynastu latach ks. Lubienski, pózniejszy biskup sejnenski, w koncu wygnaniec i meczennik za wiare, wyspowiadal i podal komunie swieta swiatobliwemu Jonaszowi, podczas mszy swietej odprawionej w nocy.

Losy zas ks. Andruszkiewicza o tyle byly mniej srogie, ze mial dostep do ksiazek, a choc mu je nieraz odbierano, zawsze powiodlo sie wykolatac je znowu z powrotem. Ksztalcil sie dalej na polskich pisarzach koscielnych, glównie na Skardze, i innym chetnie pozyczal dziela ze swej biblioteczki. Z pamietników jego warto tu przytoczyc jedno zdarzenie:

"Przez caly rok 1839 daly mi laskawe nieba wspóltowarzysza, wyznawce prawdziwego Kosciola Chrystusowego w jednosci swietej; kaplana, który mial zone i siedmioro zostawiwszy dziatek, po etapie jakby ostatni lotr, zbrodzien, szescset wiorst drogi swietymi swymi przemierzywszy stopami, byl pomieszczony wsród tych samych scian i baszt (w Nowogrodzie Siewierskim), które mnie dzisiaj otaczaja. Niedlugo cieszylem sie jego anielskim obliczem; wyprowadzono go w dalsze strony". Na droge dal mu kazania Skargi.

Z przymuszaniem ksiezy unitów do liturgii prawoslawnej mieli odstepczy "apostolowie" schizmy klopotów co niemiara. Duchowienstwo unickie nie znalo oczywiscie schizmatyckich obrzedów i nie znalo jezyka rosyjskiego. Wymyslil tedy zaprzaniec Siemaszko szkole dla ksiezy unickich w Zyrowicach. Jak sie odbywala ta nauka, wiemy z pamietnika znanego nam juz ksiedza Micewicza, proboszcza unickiego w miasteczku Kamiencu Litewskim. W jego dekanacie nie wszyscy ksieza przyjeli mszaly moskiewskie. Tych wiec wezwano do Zyrowic. Trzymano ich tam "wiecej tygodnia" i musieli zywic siebie i konie swoim kosztem; poprzyjezdzali bowiem z daleka na swoich ubogich bryczkach.

Kiedy gdy juz nie mieli sie tam z czego utrzymac, dopuscil ich sufragan Zubko przed swe oblicze i egzaminowal, potem kazal podpisywac rewers, ze beda uzywac mszalów umyslnie dla nich w Moskwie drukowanych. Nie wiedzieli dobrze, co podpisuja, po rosyjsku czytac nie umieli. Ks. Micewicz, nabrawszy watpliwosci i zaniepokojony w swym sumieniu, zawrócil do Zyrowic. Po rozmaitych trudach i zabiegach osiagnal tyle, ze mu pokazano wczorajszy akt z jego podpisem i sam Zubko przeczytal mu go. "A gdy on mi go odczytal, ja odezwalem sie z wielka niesmialoscia, i przepraszajac go, ze poniewaz sie rosyjskiego jezyka nie uczylem, nie moglem tak od razu zrozumiec dokladnie znaczenia niektórych wyrazów; polozyl tedy przede mna akt na biurku... ja tedy, niewiele myslac, a majac juz na to przygotowana bawelne w atramencie zmoczona, pociagnalem nia po wlasnorecznym podpisie, i tym sposobem akt ten zniszczylem". Nastapilo wyzywanie go od lotrów i lajdaków, do czego sam biskup apostata dawal przyklad, nie szczedzac tez pogrózek.

Po kilku dniach kilku takich "opornych" ksiezy zawieziono pod nadzorem policji do sadu powiatowego w Brzesciu, w którym "kapitan sprawnik (policyjny) przez caly dzien nam apostolowal, nawracajac na prawoslawie". Stamtad odwiozla ich policja o 25 mil do Zyrowic. w których przez tydzien kazano im przypatrywac sie nabozenstwom schizmatyckim, az znów nie mieli sie juz czym pozywic. Wtedy na nowo sprawa z podpisywaniem rewersu!



Drugi tydzien minal na namowach prosba i grozba, a gdy kaplani wiary swietej sie nie zapierali, odsadzono ich nie tylko od parafii, lecz calkiem od pelnienia urzedu kaplanskiego; pieciu z nich zdegradowano na diaków, a dwóch jeszcze nizej - na tzw. palamarów, czyli pryczetników, wyznaczajac ich do rozmaitych a odleglych klasztorów rosyjskich. Dlugie lata pedzono ich po tych klasztorach! Nie miesci sie to w glowie katolika, jak mozna kaplana "zdegradowac" na koscielnego, na dzwonnika, na zamiatacza wreszcie. Ten szczegól charakteryzowal cerkiew rosyjska, policyjno-prawoslawna!

Kiedy ks. Micewicz prosil, zeby go puscili do domu na kilka tygodni "dla dogladania smiertelnie chorej zony, pozostawionej staraniom dwojga maloletnich dziatek", odpowiedzial mu sam biskup Zubko w te slowa: "Nie czas ani pora ze zwierzchnoscia zartowac; co zwierzchnosc i pasterza ma to obchodzic, ze twoja zona umiera i dzieci przepadaja? Przepadnij i ty! Takich nie szkoda, a jezeli chcesz jechac do domu, podpisz akt, to i pojedziesz; a nie, to tam jedz, gdzie ci kaza".

W pierwszym klasztorze przymusowego pobytu (w Darewie) stolowal sie z diakiem i gumiennym, ale czesciej "zapominano" dac mu jesc; musial chodzic po katolikach w okolicy, proszac o lyzke strawy. A wszedzie ciagle nieznosne próby "nawracania" tak przez popów, jak tez przez urzedników policyjnych. "W r. 1836 w styczniu otrzymal konsystorz od Siemaszki z Petersburga rozporzadzenie, w którym mówi, ze bedac uwiadomiony, ze kaplani, którzy zostali rozeslani na diakonów do róznych miejscowosci, obowiazków swych pelnic nie umieja, zatem wezwac ich do Zyrowic i takowych nauczyc; maja sie tam sami wlasnym kosztem utrzymywac, a którzy nie sa w stanie, beda sie z diaczkami stolowac". Znowu cala poprzednia meka od poczatku i znowu obwoza go za diaka. A wyznaczona mu pensja stu zlotych rocznie ani razu don nie doszla.

Ci z wygnanych ksiezy, którzy mieli mieszkanie (zwykle wiezienie) i stól w klasztorze schizmatyckim, do którego byli zeslani, otrzymywali na odziez i wszystkie inne osobiste wydatki rocznie wszystkiego razem szesc rubli. Gdy sie nadal nie dawali "nawracac", obcinano im i te pensje do polowy, na trzy ruble. Dozorcy i sluzba wyciskali z nich, co sie dalo, na kazdym kroku. Wysylal do synodu zazalenie (lecz bezskutecznie) bazylianin Jozafat Manaczynski, ze trzymany jest w scislym wiezieniu, i ze go prawoslawni mnisi glodza, a musi osobno oplacac kazdy kes chleba i nawet dzban wody, ze juz nawet za lózko zadaja od niego zaplaty.

Pastwiono sie tez nad jego synem i wielu innymi synami unitów. Zebrano chlopców, jako "posluzników" w klasztorze Torokanskim, nalezacym do biskupa Zubki i tam uzywano ich do najgorszych robót. "Zawiadywal klasztorem z reki biskupa ks. Lyszkowski, dawny Bazylianin, który przyjawszy prawoslawie, przyjal tu i zarzad gospodarstwa i obowiazków pastwienia sie nad nieszczesnymi sierotami, miedzy którymi znajdowal sie mój syn, i którego w najstraszniejszej nedzy trzymano, bo lzy byly im pokarmem a odzieniem rany tyranskie; jesli bowiem który z nich odwazyl sie o cokolwiek prosic ks. Lyszkowskiego, dostawal piescia w glowe, a powalonego na ziemie kopal nogami i obcasami".

W sluzbie diakowskiej w rozmaitych miejscach zdarzalo sie np. ze placono za jego mieszkanie i stól po jednym rublu miesiecznie, wiec "rozumie sie, ze wygode mialem odpowiednia do ceny, bo w miejsce posilku prawie cala zime karmilem sie swadem i dymem nie do wytrzymania". Za to krecilo sie kolo ksiedza wciaz sporo rozmaitych "apostolów prawoslawia", raz nawet naslano na niego zyda faktora.

Nie kazdy wytrzymal; ale tez niejeden znalazl sie w takich okolicznosciach, iz trudno doprawdy nie przyznac im okolicznosci lagodzacych.

Za kazdym objazdem diecezji przez biskupa odstepce, narzuconego z woli cara, tracilo miejsce kilkudziesieciu "nieposlusznych", pozbawionych dachu i chleba wraz z rodzina. Takich, którzy od razu podpisywali, czego od nich zazadano, bylo niewielu; ale wielu pózniej dopiero poczynalo sie chwiac i do podpisu sie zglaszali. Tak na przyklad ks. Teodor Milinski ze Stepankowa, skazany na posluge palamarska, nie pojechal do wyznaczonego sobie klasztoru prawoslawnego; a ze byl odsadzony od beneficjum, tulal sie po róznych katach przez piec lat; wreszcie dluzej wytrwac nie mogac i przesladowania znosic, akt dyzunii podpisal. Jeszcze ciekawszy jest przyklad ks. Adama Plawskiego. Byl to jeden z najbardziej wyksztalconych ksiezy unickich, bo magister teologii z Uniwersytetu Wilenskiego. Taki byl zaciety przeciw schizmie, ze w obecnosci schizmatyckiego arcybiskupa Gawryla plunal na mszal moskiewski. Zdegradowany na diaka, wozony byl po guberni mohylowskiej i smolenskiej przeszlo trzy lata z zona i osmiorgiem dzieci, az w r. 1838 podpisal prawoslawie.

Wymagano zas od duchowienstwa coraz wyrazniejszego i jawniejszego zaprzanstwa. W roku 1837 spróbowal Siemaszko, czyby sie nie dalo, zeby ksieza unici zapuscili brody i nosili prawoslawne "rjasy". Przyklad dal od razu biskup sufragan Zubko. Nie nalegano jeszcze, lecz doradzano i zachecano.

Równoczesnie niemal wydano dwa ciekawe rozporzadzenia. Zakazano klerykom zenic sie z lacinniczkami, a wiec z Polkami; te Polki bowiem stanowily wielka przeszkode do nakazywanego przez rzad "zjednoczenia" z prawoslawiem; ani nawet na obrzadek slowianski przechodzic nie chcialy. Polskie "popadije" stawily opór niezlomny, którego Siemaszko nie zdolal przelamac az do r. 1862. Inne rozporzadzenie zakazywalo ks. lacinskim chrzcic dzieci unickich ksiezy, zeby te dzieci nie byly zapisane do lacinskich metryk.

Pewna ulge sprawil okólnik, wydany przez administratora diecezji wilenskiej ks. Mikuckiego, a bez wiedzy Siemaszki, z widocznym zamiarem, zeby dopomóc przesladowanym. Zawiadamial mianowicie duchowienstwo, ze chociaz zakazano juz unitom przechodzic na obrzadek lacinski, wolno jednak robic to prawoslawnym. Zaczeli wiec niektórzy ksieza uniccy przyjmowac pozornie prawoslawie, azeby przejsc nastepnie na lacine. Ale Siemaszko zapobiegl wkrótce temu zabiegowi, a od listopada 1838 r. wywozono juz wszystkich "opornych" ksiezy w glab Rosji.

Na poczatku r. 1839 przygotowywal Siemaszko cios stanowczy. Ulozyl w imieniu unitów prosbe do cara o przyjecie do cerkwi prawoslawnej i z wielkim przesladowaniem kazal zbierac na to podpisy. Juz teraz nie chodzilo o pewne szczególy nabozenstwa; tamto wszystko bylo przygotowaniem, a teraz mieli sie juz uroczyscie i zupelnie unii wyrzec i stac sie schizmatykami bez zastrzezen. Car przyjal te petycje i podpisal "zjednoczenie" dnia 25 marca 1839 r. Podpisów bylo 1305. Odmówilo 593.

Wtedy to Ojciec sw. oglosil slawne swoje przemówienie (allokucje) na publicznym konsystorzu papieskim w Rzymie, z przypomnieniem biskupom i plebanom apostatom, ze Bóg "ksiaze pasterzy, bedzie kiedys szukal na ich rekach krwi zatraconych owieczek".

"Pragnac, zeby nowy kler nawet pamiec unii zatracil, zamieniano klerykom imiona, które na chrzcie sw. byli wzieli, na schizmatyckie i nie pozwalano dzieciom ksiezy nadawac imion swietych lacinskich, jeno schizmatyckich".

Nietrudno sie domyslic, ze po owym apostazyjnym urzedowym ogólnym "zjednoczeniu" nastalo jeszcze ciezsze przesladowanie tych, którzy nadal odmawiali podpisu. Ksiadz Micewicz znalazl sie w r. 1840 w Zahorowie, w którym igumenem (przeorem) schizmatyckiego klasztoru byl oslawiony odstepca Seweryn Dziubinski, "pijanica i lajdak ostatniej próby". Ten uwiezil w jednej stancji czternastu ksiezy unickich. Jednym z nich byl ociemnialy (ks. Arseni Blazewicz), a nie miano dla niego zadnych ulg. Posluchajmy, co opowiada o tym ks. Micewicz w swym pamietniku, jak Dziubinski "pastwil sie nad nami w sposób godny czasów poganskich".

"Morzono nas glodem, dajac zaledwie po funcie, a czesciej po pól funta, na wpól z plewa zmieszanego chleba i po malej porcji niedosolonego wstretnego jadla; a wiele bywalo dni takich, w których nic nam nie dawano; napastowano tez kazdodziennie, grozac wieksza srogoscia".

Dziubinski "nie szczedzil okrucienstw". Razu pewnego pozwal dwóch kaplanów unickich, w cerkwi rzucil ich o posadzke i kazal odbijac poklony az do konca mszy; a gdy mu o to robiono wymówki, kazal ks. Micewicza i ks. Mozalskiego zamknac, kazdego z osobna, w celach wieziennych. Urzadzil rewizje kuferków i zabral znalezione pieniadze. Przez pierwszy dzien nic do jedzenia nie dal, potem zas przyslal krupnik, który dawno juz przedtem widocznie byl przyrzadzany i "okraszony grynszpanem", z czego sie pochorowali. Tyran ten i prostak kazal pozatykac lufty z miejsca ustepowego, zeby wiezniowie musieli oddychac powietrzem smrodliwym. I tak dreczyl ich rozmaicie przeszlo siedem miesiecy, morzac glodem.

W styczniu 1841 r. powiekszyl grono wiezniów ks. Jozafat Slobodzki, opat kobrynski. Zabrano mu od razu nie tylko pieniadze, ale nawet wszystkie drobiazgi, nawet lyzeczki i plaszcz. Oprawca ulokowal go w nie opalanej izdebce. Sprowadzal chlopów i wobec nich lzyl opata, nazywajac go "starym psem", obiecujac 300 kanczugów itp. Pedzac go do wiezienia, nie dal wlozyc berlaczy, "tedy starzec w jednym tylko szlafroczku i boso szedl za nim w milczeniu". Kazal drzwiczki od pieców odbic, zeby jeszcze bardziej odczuwali zimno. "Przy koncu stycznia odebrali nam odziez zimowa i przez cala zime uzywano nas do robót najwstretniejszych i najciezszych".

A oto opis zgonu zameczonego na smierc ks. Slobodzkiego: "W poniedzialek 3 marca 1841 r. zaledwiesmy rozpoczeli jutrznie w kaplicy, wpadl ks. Dziubinski z dwoma pomocnikami, porwal ks. Slobodzkiego, wtracil do zimnego, okropnego wiezienia, polaczonego z kloaka, i tam starca 74-letniego pozostawil bez pokarmu, ani cieplego ubrania, gdyz opat w chwili porwania mial na sobie tylko wytarty szlafroczek; a nas zwyklym porzadkiem wyprawil natychmiast Dziubinski na staw, zac oczeret. Lecz my niespokojni o ks. opata, wyslalismy jednego spomiedzy siebie, ks. Onufrego Falkowskiego, aby sie o niego wywiedzial. Ucieszyl sie niezmiernie staruszek tymi nawiedzinami i przez szpare, znajdujaca sie we drzwiach wiezienia, odbyl spowiedz, po czym ks. Falkowski do nas wrócil i nie wiedzielismy, co sie z opatem przez caly dzien dzialo. Dopiero wieczorem, wracajac od roboty, przez drzwi uslyszelismy jakby chrapanie, wiec prosilismy diakona Kondratowicza, u którego byly klucze od wiezienia, by nam pozwolil tam zajrzec. Dano znac Dziubinskiemu, ze opat zdaje sie konac, na co odrzekl: «niech ginie jak pies, ja odpowiadac za niego nie bede»! I nie pozwolil nam pójsc, dopiero nazajutrz wpólumarlego kazal przyniesc do stancji, gdzie wkrótce ducha wyzional, dnia 4 marca 1841 r. Ludzie, którzy go po smierci ubierali, widzieli na jego ciele liczne since i slady pobicia, zapewne dlatego wtedy nie pozwolono nam zblizyc sie do niego. 6 marca po odprawieniu stosownego nabozenstwa, jako po opacie, pochowalismy go na cmentarzu klasztornym w sadzie".

Ten Dziubinski dokazywal jeszcze i potem, lecz juz niedlugo; tegoz samego roku skonczyl samobójstwem, wskoczywszy do stawu we wsi Chorowie, o pól mili od swego klasztoru, "a ze bylo za plytko i brzeg blotnisty, wiec utonac tam nie mógl, przeto zanurzyl glowe w wode pod oczeret... Przy autopsji doktor powiatowy oswiadczyl, ze mózg byl zupelnie zdrowy, a samobójstwo sprawily tylko wyrzuty sumienia" - dodaje ks. Micewicz.

Wszystkie te "nowinki religijne" byly niezmiernie przykre dla ludu. Objezdzajac okolice Pinska, spotykal Siemaszko cerkwie prawoslawne, stojace pustka, bo ludnosc albo przeszla na obrzadek lacinski, albo poprzylaczala sie sama do nielicznych parafii unickich, które jeszcze pozostaly, nie dbajac o wielkie odleglosci. Dodajmy, ze trzeba bylo do tego dobrej woli tej ocalalej jeszcze resztki proboszczów unickich, a zdarzalo sie rozmaicie. Z roku na rok ubywalo jednak cerkwi z nabozenstwem unickim, a do "nawracania" ksiezy unickich uzywal Siemaszko coraz czesciej pomocy wladzy swieckiej, z policja i z wiezieniem. Najbardziej celowal w gwaltach i nieprawosciach "nawracania" zandarmskiego czynownik nazwiskiem Melnikow, który tak sie wprawil iz potrafil "nawracac" cale parafie naraz. Zostal on potem za wstawiennictwem Siemaszki w r. 1843 wicegubernatorem kowienskim.

Cale to odstepstwo przygotowane bylo w ukryciu i potajemnie; lud nic o tym nie wiedzial, ze jego wiare chca wytepic w calym panstwie i ze zdradzili go wlasni pasterze. Niejeden z ksiezy dawal podpis tylko dlatego, ze apostazja kierowali biskupi, bo w tym znajdowali ksieza uspokojenie sumienia, powiedziawszy sobie, ze trzeba biskupa sluchac, a juz biskup odpowie za wszystko przed Bogiem. Mylili sie jednak; moralnosc katolicka naucza bowiem wyraznie, ze w zlem zwierzchnosci sluchac nie trzeba. Siemaszko zas wcale sie o to nie troszczyl, czy lud bedzie miec przekonanie do prawoslawia, gdy proboszczowie na prawoslawie przejda. Wystarczylo mu, gdy lud urzedowo byl na schizme "przepisany". Jakze miala unia utrzymac sie? Unia bez unickich kaplanów?

Mijal caly rok od aktu apostazji, a nikt go urzedowo nie oglosil, lekajac sie, zeby lud nie wystapil przeciw rzadowym proboszczom. Siemaszko zazadal wprost, zeby synod prawoslawny nie oglaszal "aktu zjednoczenia". Niecala tez Rus wydawala apostatów. W trzech guberniach poludniowych, w podolskiej, wolynskiej i kijowskiej zaledwie dziewieciu ksiezy dalo swe podpisy; totez poludniowe gubernie nawet nie przeczuwaly nic z tego, co sie w r. 1839 stalo. A kiedy w owym roku 1839 Siemaszko zaczal odprawiac nabozenstwa wspólnie z archirejami prawoslawnymi, wtedy otaczano cerkwie wojskiem dla bezpieczenstwa. "Kiedy w Wilnie wyswiecal na sufragana apostate Michala Holubowicza, w asystencji Antoniego Zubki i schizmatyckiego archireja, wtedy otaczalo cerkiew piec sotni kozaków. A kiedy wybieral sie na objazd eparchii, aby wizytowac cerkwie, wtedy udawal sie do gubernatorów z prosba o straz policyjna".

Synod petersburski nakazal, zeby 13 czerwca 1839 r. odbyly sie wszedzie uroczystosci dziekczynne za "zjednoczenie" unitów z prawoslawiem. Siemaszko sprzeciwil sie, bo tego dnia wypadalo w sam raz katolickie swieto Bozego Ciala (schizmatykom nieznane), a zatem - jak pisal Siemaszko - "mozna obawiac sie tego, ze lud "zjednoczony" zamiast isc na uroczystosci do cerkwi, przylaczy sie do procesji rzymskiego duchowienstwa, jak to zawsze wedle zwyczaju robil". Próbowano tych nabozenstw dziekczynnych jeszcze dwa lata potem, ale odbyly sie zaledwie w pieciu miastach eparchii litewskiej. Po wsiach miano to urzadzac tylko na zyczenie ludu, totez nie dalo sie tego zrobic nigdzie.

Na nic sie tez nie zdalo, ze w r. 1841 wydrukowano katechizm prawoslawny w polskim jezyku i ksiazeczke pt. "Rozmowy watpiacego i wierzacego o prawoslawnej cerkwi". Wtykano te druki wszystkim, przy kazdej sposobnosci, ale na prózno. Godne jest jednak zastanowienia to, ze uwazano, iz do ludu tego (ruskiego) latwiej bedzie trafic, odzywajac sie do niego po polsku!

Zastanawia równiez fakt, ze ani w r. 1842 lud jeszcze nie byl urzedowo zawiadomiony, ze jest uznany za prawoslawny i nigdzie tez nie myslal uczestniczyc w nabozenstwach dziekczynnych za to. A gdzie cerkwie przerobione byly na schizmatyckie tak widocznie, ze lud tego nie mógl nie poznac, np. w dekanacie owruckim i witebskim, 3106 parafian wstrzymalo sie od spowiedzi wielkanocnej. W roku nastepnym 1842, obliczono, ze w eparchiach, znajdujacych sie pod zwierzchnictwem Siemaszki, usunelo sie od spowiedzi 21 238 osób. Organy znaleziono jeszcze w r. 1841 w kilku cerkwiach dekanatu bielskiego, za co wydalono dziekana, a przyslany na jego miejsce dziekan rzadowy otrzymal polecenie, zeby powyrzucac organy z pomoca policji. Siemaszko uspokajal wladze rosyjskie, ze lud bedzie sie stopniowo przyzwyczajac i uspokajac, ale w r. 1843 musial przyznac, ze lud unicki wcale nie okazywal przywiazania do prawoslawia, z którym go urzedowo "zjednoczono". Na Podolu zas lud przyjmowal obrzadek lacinski tak gromadnie (zwlaszcza w dekanatach kamienieckim, jampolskim i hajsynskim), ze "wreszcie na calym Podolu byla tylko jedna cerkiew unicka i to w Kamiencu Podolskim".

Totez rzad nie we wszystkim byl zadowolony z Siemaszki. Zwlaszcza domagal sie energiczniejszego dzialania gubernator grodzienski, Murawiew. "Zebrano podpisy za pomoca prósb i grózb, bo o nic tez wiecej nie chodzilo. Ale lud, przywiazany do swego obrzadku, nie mógl go sie wyrzec tak latwo. Totez gdy przyszlo do urzeczywistnienia w praktyce nawrócenia, dokonanego na pismie, ludnosc unicka wszedzie stawiala stanowczy opór. W wielu miejscowosciach masy ludu uzbroily sie w widly i kosy, i zapamietale bronily swego obrzadku. Dla pokonania tego zbrojnego oporu nie pozostawalo nic innego jak wezwac sotnie i krwawymi srodkami tlumic opór ludnosci". Tymi slowami przyznal to pózniej i uznal prawde pisarz rosyjski.

W roku 1840 wyszlo rozporzadzenie od petersburskiego synodu, zeby przylaczyc do prawoslawia te parafie unickie, które przeszly na obrzadek lacinski. Trzymano to jednak w zupelnej tajemnicy; Siemaszko zawiadamial tylko swych sufraganów, ale konsystorzom rozporzadzenia pokazywac nie pozwalal. Zaczeto wiec calkiem niespodzianie "nawracac" lacinników, a robiono to za pomoca "apostolstwa" policyjnego. Sposoby tej pracy "religijnej" okazemy na przykladzie wsi Leonpola w powiecie dzisnienskim.

Parafia leonpolska byla lacinska juz od 35 lat. przyjawszy lacinski obrzadek w r. 1806 i przez 35 lat nie byla o to nagabywana. Ni stad ni zowad (ukaz byl sekretny) przyjezdza do tej wsi w r. 1841 cala komisja: sowietnik, sedzia, deputat duchowny, pop, kandydat na proboszcza prawoslawnego (glówny apostol) rotmistrz z wojskiem. Zapisano tedy parafie cala, 2067 osób na prawoslawie; a w tym takze 29 takich, których rodzice ani dalsi przodkowie nigdy nie byli unitami, lecz lacinnikami z lacinników. Poprzepisywano tez na schizme nieobecnych, takich którzy przebywali gdzies na szerokim swiecie; skoro jednak byli wpisani do ksiag ludnosci w Leonpolu, musieli stac sie prawoslawnymi, bo "taki ukaz". Parafianie wniesli skarge do ministerstwa, ministerstwo odeslalo ja do "najswietszego synodu", a synod do Siemaszki. Ten odpisal, ze to wszystko wymysly zlych ludzi, na których nie trzeba zwracac uwagi, lecz wypada szybko urzadzac misje w sasiednich powiatach, w lisnenskim i wilejskim. Leonpolan kazano wykreslic z rejestrów diecezji katolickiej. Gdy ludnosc nie uczeszczala do cerkwi z nowym parochem, zjechala nowa komisja z oficerem korpusu zandarmów i ci po zandarmsku zrobili "porzadek" i komisja doniosla wladzom, ze sprawa zalatwiona. Cóz, skoro parafianie nadal nie chcieli bywac w cerkwi i nie odbyli spowiedzi? Wówczas biskup Zubko poczal wyznaczac im terminy na poddanie sie przepisom schizmy i ostatni termin wyznaczyl na 22 sierpnia 1843 r. dodajac, ze gdy nie posluchaja, wtedy gubernator wezmie ich w "opieke", Siemaszko naglil, zeby te opieke przyspieszyc i zazadal, zeby ja rozciagnac takze na pobliskie parafie Uzmiony, Przebrody i Dudakowice, bo tam takie same "bunty". Trzy te parafie doswiadczyly tego samego losu co Leonpol. Na poczatek powybierano po dziesieciu najgorliwszych w wierze swietej parafian i powywozono ich do klasztorów prawoslawnych, dzielac ich jednak na czesci po trzech i czterech. Wlascicielom tych wsi, Lopacinskim i Mirskim, zakazano mieszkac w swych dworach, kazac przeniesc sie do Wilna, a w dworach osadzono rzadowych administratorów. Gdy to wszystko nie pomagalo, zjechal do Leonpola sam gubernator, oczywiscie z sila zbrojna i tak sie sprawil, iz w listopadzie 1845 r. mógl Siemaszko raportowac, ze Leonpol i sasiedni Uzmionów przystapily do spowiedzi.

Sasiednie miasteczko, Przebrodzie, doznawalo misji czynowniczych juz od r. 1841, bo gdy wywieziono tamtejszego proboszcza unickiego Mancewicza, parafianie przestali uczeszczac do cerkwi. Nowy proboszcz, juz pop prawoslawny, slawny apostata Sawicki, zaczal takze tropic takich, których rodzice poprzechodzili na obrzadek lacinski; raz nawet przyzwal sobie do pomocy komisje rzadowa i tak przepisal na prawoslawie 1133 osób. Odznaczyl sie przy tym czynownik Melnikow, znany juz, jako pomocnik Siemaszki. Czynownik ten w samym powiecie dzisnienskim poprzerabial na papierze piec tysiecy osób na prawoslawnych. Odbyl tez misje prawoslawne w parafiach uzmonskiej i grzegorzowickiej, w których bylo 1400 takich parafian, których rodziny juz od 40 lat nalezaly do obrzadku lacinskiego.

Najbardziej zapedzilo sie czynownictwo we wsi Dudakowicach w guberni mohylewskiej w r. 1843. Gubernator mohylewski uzyl wojska, zeby lud zapedzic do cerkwi i tam gwaltem rozwierano ludziom usta i wpychano komunikanty. Chodzilo o stwierdzenie, ze skoro komunikuja u prawoslawnego popa sa wiec prawoslawnymi. Nie troszczyli sie wcale o to, ze nikt tego nie robil z wlasnej woli, a w sprawach religijnych licza sie tylko dobrowolne czyny. Dla Moskali przymus w cerkwi czy w koszarach jest jednakowo jedynym prawem. Najbardziej oporni parafianie dostali po 300 rózg wojskowych, od czego trzy osoby umarly. Parafia wysylala zazalenia do Petersburga, lecz oczywiscie bez skutku.

Równoczesnie narzekal Siemaszko w swych raportach, ze gdzie tylko byly koscioly lacinskie, lud unicki cisnal sie do nich tlumnie i pragnal przechodzic na obrzadek lacinski. Ale nawet katolicka lacinska ludnosc zaczela policja pedzic do cerkwi, jak sie to w r. 1859 stac mialo w samym Wilnie. Stopniowo przebijala sie w Petersburgu mysl, czyby takze lacinników Litwy i Rusi nie przerabiac na prawoslawnych. Ale lacinnicy, to byli sami Polacy i nie bylo posród nich zadnego... Siemaszki. Mógl Siemaszko z pomoca wojska zabrac w r. 1845 wspanialy kosciól Swietego Kazimierza w Wilnie na katedre prawoslawna, ale popów musial sobie posprowadzac; zaden z naszych ksiezy na popa nie poszedl.

Gdzie pasterz byl wierny i czujny, tam urzedy rosyjskie nie daly rady. W diecezji biskupa Szumborskiego nie zabraklo tez przesladowania.

Przez caly ten czas urzednicy rosyjscy szerzyli demoralizacje pomiedzy parafialnym duchowienstwem unickim, wyzyskujac do swej propagandy ubóstwo, a takze ciemnote parochów. Parafian zas próbowano pozyskiwac obietnicami zwalniania od sluzby wojskowej, od niektórych podatków, stacji zolnierskich itp. Na razie ludnosc ulegala pokusie i gromadnie przechodzila na prawoslawie w kilku wsiach. Nie zniósl tego biskup Szumborski w milczeniu. W lutym 1841 r. wystosowal do rzadu pismo, w którym skarzyl sie, ze w czasie jego nieobecnosci jakis paroch prawoslawny namawial unitów do porzucenia unii i nazwal to "haniebnym zgorszeniem dla samego rzadu". Rozpoczal tez zaraz wizytacyjny objazd diecezji, przeciwstawiajac sie akcji rzadowej osobistym wplywem i naukami wyglaszanymi do ludu, wolajac; ze "na strasznym sadzie bede was wzywal". Nie pomoglo wezwanie do Warszawy do namiestnika, gdzie otrzymal surowe ostrzezenie. Wróciwszy stamtad wizytowal dalej diecezje, pelniac gorliwie obowiazki arcypasterza. Doprowadzil do tego, ze nawet niepewni plebanie, którzy zaprowadzali na zadanie urzedów te i owa zmiane, posiadajaca juz znaczenie zasadnicze, cofali te zmiany i utwierdzali sie w wiernosci katolicyzmowi. Wielkie poparcie znalazl biskup w pismie papieskim (breve) z 23 lutego 1842 r., w którym papiez Grzegorz XVI ganil poczynione samowolnie zmiany i wzywal do odwolania niewlasciwych zarzadzen. Totez zaczal biskup odwolywac nawet te drobiazgi obrzadkowe, na które godzil sie pod przymusem, azeby uniknac srozszego nacisku w rzeczach wazniejszych. Odwolywal wszystko, bo chociaz drobiazgi owe nie posiadaly znaczenia zasadniczego, ustepstwa owe balamucily lud. Na prózno wzywal biskupa gubernator lubelski w grudniu 1842 r., zeby zaniechal wszelkiego odwolywania. Ksiadz biskup Szumborski rozwazal sprawe dalej gruntownie, az w koncu w marcu 1844 r. wydal slawny swój list pasterski, w którym sam sie oskarza, ze zbladzil i prosi swa owczarnie o przebaczenie.

Nie mozna bez wzruszenia czytac tej spowiedzi publicznej, owego listu pasterskiego, uniewazniajacego poczynione przed paru laty ustepstwa. Zaznacza w nim ks. biskup, ze natychmiast po wydaniu zarzadzen z r. 1841 wyrzekano, iz te zmiany stanowia pierwszy krok do zerwania z Rzymem i zniesienia unii. Wielu obywateli i katolików zaniechalo uczeszczania do kosciolów unickich, odmawialo wsparcia swym proboszczom. Lud równiez zaczal opuszczac nabozenstwo. Jedynie nadzieja, ze wierni nie beda przywiazywali wiekszej wagi do poczynionych zmian, powstrzymala pasterza diecezji od niezwlocznego cofniecia wydanych przepisów.

Biskup przyznaje, ze nie mial prawa zmieniac obrzedów koscielnych. "Zbladzili my przeto - pisze w liscie pasterskim - i zgorszyli Was. Najmilsi Bracia w Chrystusie i owieczki nasze i lekamy sie pogrózki Chrystusa Pana. Biada temu, przez którego zgorszenie przychodzi (Mat. 18). Blagam przeto Was, najmilsi bracia w Chrystusie, przebaczcie ulomnosci, przebaczcie blad mój, który uznaje, i odwoluje rozporzadzenie z dnia 14/26 sierpnia 1841 r. wydane. Wróccie sie do dawnych zwyklych, a przez nas dlugo uprawianych ceremonii. Przywolamy na powrót odstreczonych od kosciolów naszych i nabozenstwa ludzi poboznych obojga obrzadków, a przed swiatem udowodnimy, ze opinia o nas wzieta perekinczyków (odstepców) byla bezzasadna i falszywa. Bezpiecznym sumienie nasze, polozymy tame zgorszeniom dalszym i ujdziemy odpowiedzialnosci przed Bogiem".

Mozna sobie wyobrazic, ile przykrosci musial odtad znosic od wladz rosyjskich, ale ocalil unie w Chelmszczyznie i na Podlasiu jeszcze do nastepnego pokolenia.

Meczenstwem dalo swiadectwo katolickiej prawdzie w lonie unii cerkiewnej w latach 1837-1850 okolo 700 ksiezy, którzy woleli wygnanie i wiezienie, niz dac podpis na "dobrowolne zlaczenie" z prawoslawna schizma. Ale kaplanów unickich bylo w prowincjach objetych tym przesladowaniem na Litwie, Bialorusi, Wolyniu, Podolu i Ukrainie 3900; wiec 3200 wyrzeklo sie unii na rozkaz rzadu. Okazalo sie przy tym, ze glównymi obroncami unii byli Polacy. Trzeba te okolicznosc podkreslic, albowiem z zagranicy (zle poinformowanej) dochodza czasem krzywdzace glosy, jakoby Polska nie popierala nalezycie unii! Co wiecej, zarzucaja nam, ze przeszkadzalismy wskrzeszaniu Cerkwi unickiej. Jest to oszczerstwo; przeszkadzac nikt nie mysli i nie bedzie; tylko wielu Polaków mniema, ze to jest trud nieprzydatny. Lud ruski przepojony jest w sprawach cerkiewnych cywilizacja bizantynska, a w tej cywilizacji forma ma pierwszenstwo przed trescia. Wielu jest wiec tego zdania, ze lud ruski nie przejmie sie katolicyzmem, dopóki nie zmieni obrzadku na lacinski; wtedy dopiero uzna zmiane wyznania. Jezeli zas to jest niemozliwe, w takim razie unie daloby sie znowu utrzymac tylko z pomoca Polaków, porzucajacych obrzadek lacinski - i znów na nowo bledne kolo, bo taka unia bylaby tworem sztucznym. Ci wszelako, którzy sadza, ze wschodni obrzadek lepiej utwierdzi Rusinów w katolicyzmie, postepuja zgodnie ze swym sumieniem, tworzac na nowo unie w dawnym zaborze rosyjskim i nikt im przeszkadzac nie bedzie.





Z dymem pozarów


Mickiewicz nazywa Polske "Chrystusem narodów". Zastanawial sie, jak wytlumaczyc tak straszna niesprawiedliwosc dziejowa, jak rozbiory Polski i przesladowanie narodu polskiego. Zatopiony w mistycyzmie, nabral przekonania, ze naród nasz wydany jest przez Opatrznosc na meke jako ofiara zadoscuczynienia za grzechy polityczne Europy, za jej odkupienie, co gdy nastapi, bedziemy mogli odzyskac niepodleglosc. Bardzo to poetycznie bylo powiedziane, lecz calkiem bledne, bo przeciez niedobrowolnie utracilismy niepodleglosc; porównywanie sie zas z Chrystusem Panem brzmialo wzniosle, lecz niejednemu moglo sie wydawac bluznierstwem. Do takich nalezal wlasnie ks. Hieronim Kajsiewicz, który wyrobil sie na znakomitego teologa. Ten odparl, ze jezeli mamy w Pismie swietym szukac zestawienia dla niedoli naszej, Polska nazwana byc moze nie Chrystusem, lecz Hiobem posród narodów. Niestety zestawienie z Hiobem bylo trafne i z roku na rok coraz trafniejsze. Rozdzial poprzedni dostarczyl dosc dowodów, ten zas dostarczy jeszcze straszniejszych