Friday, January 8, 2010

Zamordowanie Generala Papaly by Michalkiewicz 01/06/2010 Sprawa Mazura z Chicago jako zleceniodawcy

Zamordowanie Generala Papaly by Michalkiewicz 01/06/2010 Sprawa Mazura z Chicago jako zleceniodawcy



Myśląc Ojczyzna
red. Stanisław Michalkiewicz (2010-01-06) Felieton

słuchaj
zapisz




"Lichy i durnowaty"

Szanowni Państwo!
Najwyraźniej jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia musiała zapaść decyzja o wejściu w decydującą fazę przygotowań do wyborów prezydenckich. Trup bowiem ściele się gęsto i jeszcze nie obeschły nam łzy po stracie pana Michniewicza, dyrektora Kancelarii Premiera Donalda Tuska, który w przeddzień Wigilii powiesił się we własnym mieszkaniu, a już mamy nowego nieboszczyka w osobie Artura Zirajewskiego. Był on, jak wiadomo głównym świadkiem w sprawie zabójstwa generała Marka Papały, która ciągnie się już 11 lat. Widać, że prokuratura pracuje dokładnie - aż do ostatniego świadka. Więc Artur Zirajewski tym razem wcale się nie powiesił, tylko taktownie umarł "z przyczyn chorobowych", a konkretnie - na zator płucny. Jak się świadkowi robi taki zator płucny - tego jeszcze nie wiem, ale medycyna z pewnością zna takie sposoby, zwłaszcza gdy przyczyną zatoru płucnego były chyba zeznania, jakimi Artur Zirajewski obciążył pana Edwarda Mazura. Pan Edward Mazur, znakomicie uplasowany i u nas i w Ameryce, podejrzewany jest wprawdzie o sprawstwo kierownicze, ale wcale się tym nie przejmuje. Jest pełen wigoru i planów na przyszłość - i słusznie, bo dlaczego niby miałby się przejmować jakimiś podejrzeniami, skoro Artur Zirajewski właśnie taktownie umarł i to w dodatku - "z przyczyn chorobowych" - o czym zapewnił nas wystraszony nieco pan minister Kwiatkowski.
Na tym tle blednie zupełnie męczeństwo pana senatora Krzysztofa Piesiewicza, któremu prokuratura w pierwszym odruchu chciała nawet stawiać jakieś zarzuty. Ale słusznie Janusz Wilhelmi przestrzegał, żeby nie kierować się pierwszymi odruchami - bo mogą być uczciwe. Okazało się, że to święte słowa, bo wprawdzie i pan senator Piesiewicz w pierwszym odruchu zrezygnował z immunitetu, ale wkrótce okazało się, że uczynił to "bez swojej wiedzy i zgody" - podobnie jak wiele innych osobistości. W tej sytuacji jego sprawa może rozstrzygnąć się w całkiem innych kategoriach i cnota zostanie nagrodzona.
Ale to wszystko drobiazg w porównaniu z operacją, którą za pozwoleniem Komisji Europejskiej szykuje nam rząd premiera Tuska. Wprawdzie i pan premier i jego minister finansów, poddany brytyjski pan Rostowski, a także stado niezależnych publicystów - jeszcze niedawno przekonywali nas, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, że Polska jest już nie dziesiątą, jaką była za Edwarda Gierka, ale szóstą potęgą gospodarczą, że straszliwy kryzys finansowy, co to pustoszy cały świat, dzięki zbiorowej mądrości partii Polskę szczęśliwie ominął, jednak - co ma wisieć - nie utonie. Ale zanim przejdę do szczegółów - chwila wspomnień historycznych.
9 grudnia 1708 roku rosyjski car Piotr Wielki wydał zarządzenie w którym między innymi czytamy, że: "Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty tak, żeby swoim pojmowaniem sprawy nie peszył przełożonego".
I kiedy oglądamy telewizyjne relacje z wizyt naszych dygnitarzy państwowych w Brukseli, to od razu widać, kto jest tam przełożonym, a kto - podwładnym. I słusznie - bo któż to widział żeby w kołchozie jakiś, dajmy na to, traktorzysta, był mądrzejszy od przewodniczącego? Toteż pan premier Tusk może sobie opowiadać bajki o szóstej potędze gospodarczej na użytek publiczności tubylczej, ale kiedy przychodzi co do czego, to musi akomodować się do opinii starszych i mądrzejszych.
A wiadomo przecież, że na podstawie uzgodnień, jakie generał Czesław Kiszczak poczynił ze swoimi agentami i pożytecznymi idiotami w Magdalence, starsi i mądrzejsi utrzymali kontrolę między innymi nad kluczowymi segmentami polskiej gospodarki, z sektorem finansowym na czele. Pilnował tego interesu obudowywany kolejnymi rządami Leszek Balcerowicz, no a obecnie zadanie to powierzono premieru Tusku.
I właśnie tuż przed Bożym Narodzeniem Komisja Europejska zatwierdziła polski program dokapitalizowania instytucji finansowych, przygotowany przez rząd premiera Tuska. Ma on na celu - jak czytamy - "utrzymanie stabilności polskiego sektora finansowego w dobie kryzysu finansowego".
Wprawdzie - jak wielokrotnie słyszeliśmy od samego pana premiera - w Polsce żadnego kryzysu finansowego nie ma, ale musimy pamiętać, że pan premier może sobie tak mówić przed telewizyjnymi kamerami. Natomiast w obliczu swoich przełożonych z razwiedki natychmiast przybiera wygląd "lichy i durnowanty" i kiedy oni mówią jemu, że kryzys finansowy jest i instytucje finansowe panstwo powino nafutrować gotówką, to on się słucha. Stąd to wrażenie dysonansu poznawczego, które jednak - jak to z pierwszymi wrażeniami bywa - nie powinno w ogóle się liczyć, bo może być uczciwe.
Najwyraźniej polska razwiedka musiała pożałować okazji i postanowiła wykorzystać kryzys finansowy do dodatkowego oskubania tubylczych podatników. Mechanizm jest następujący: kontrolowane przez starszych i mądrzejszych instytucje finansowe zwiększają fundusze własne poprzez emisję akcji lub obligacji. Ale te akcje lub obligacje mogą nie znaleźć nabywców, bo kto by tam kupował akcje czy obligacje wypuszczane przez grandziarzy? Toteż jeśli tych akcji lub obligacji nikt nie będzie chciał kupić, to wykupi je Skarb Państwa. A jeśli grandziarze i to rozkradną, wskutek czego instytucja finansowa zostanie zagrożona utratą wypłacalności, to Skarb Państwa może ją nawet przejąć. Skutkiem tych operacji może być - a jak może być, to na pewno będzie - konieczność zwiększenia deficytu budżetowego. Za to można będzie utrzymać poziom zatrudnienia w isnstytucjach finansowych - no i oczywiście - pensji dla grandziarzy, którzy nauczyli się już zarabiać na kryzysie.
Oto mamy plan rabunku podatników pod pretekstem zapewnienia im bezpieczeństwa finansowego. Pod pretekstem - bo za to bezpieczeństwo będą musieli dodatkowo zapłacić tytułem wzrostu kosztów obsługi długu publicznego, które już wkrótce mogą przekroczyć 34 miliardy złotych, a więc - prawie 1000 złotych rocznie na osobę.
A ubocznym skutkiem tej operacji będzie zwiekszenie socjalistycznego sektora państwowego, do którego tak wielu ludzi w Polsce tęskni. W sektorze państwowym, jak wiadomo, kto inny podejmuje decyzje, a kto inny ponosi ich konsekwencje ekonomiczne. Decyzje podejmuja grandziarze lub liurokraci --co na jedno wychodzi, a płacić za to muszą podatnicy. I dlatego zdominowana przez socjalistów Unia Europejska takie rozwiązania nie tylko popiera, ale i zaleca, wobec czego naszym mężom stanu nie pozostaje nic innego, jak przybrać wygląd "lichy i durnowaty" - zgodnie z zarządzeniem cara Piotra Wielkiego.
Mówił Stanisław Michalkiewicz

No comments: